Burza śnieżna uspokoiła
się dopiero nad ranem, pozostawiając krajobraz przyozdobiony dość grubą warstwą
białej pierzyny.
Niczego nieświadomi
studenci budzili się w swych łóżkach, mając we wspomnieniach wspaniałą szkolną
zabawę. Był jednak ktoś, kto nie miał tyle szczęścia.
Ewelina Solan otworzyła
zaspane powieki i rozejrzała się po pomieszczeniu, w którym obecnie się
znajdowała. Oprócz łóżka, w którym leżała był jeszcze mały zydelek, niewielka
drewniana skrzynia i ściany pomalowane wyblakłą błękitną farbą. Spokojnie można
by rzec spartański wystrój.
— Obudziłaś się w końcu?
— W otwartych drzwiach siedział nie kto inny jak Bombardier. Jawnie
niezadowolony z obecności dziewczyny, stroszył swoje wąsiska marszcząc przy tym
zabawnie nosek.
— Jak…
— Normalnie. Trzeba było
tyle nie pić. — Fuknął wywijając młynki ogonem. — Dzisiejsza młodzież w niczym
nie ma umiaru. Dlatego mój interes zawsze będzie kwitł.
Uczennica zmarszczyła
czoło. Coś kołatało się po bolącej czaszce. Jakieś przeczucie, wspomnienie, czy
coś czego za żadne skarby nie mogła pochwycić. Zrezygnowana westchnęła i
wysunęła stopę spod puchowej kołdry.
— Ubranie nie było w
najlepszym stanie więc je uprałem. Leży w salonie. — Podniósł się i obrócił w
stronę wyjścia. — Na stole masz śniadanie i zioła. Wychodzę, a kiedy wrócę ma
cię tu nie być. — Rzucił na odchodnym. — I nie waż mi się niczego dotykać lub
kosztować! Wszystko obłożone jest przez Agnieszkę wyjątkowo wrednymi klątwami!
Dziewczyna usłyszała
trzaśnięcie drzwiami i tyle.
Zastanawiając się jak kot
mógł zrobić pranie, powoli ruszyła do wspomnianego salonu, gdzie czekała
jajecznica i kubek z parującym, nieco brejowatym naparem. Nie zastanawiając się
czym może być śmierdzące świństwo, wypiła napój duszkiem. Czując na skórze
nieprzyjemny chłód, szybko się ubrała i dopiero wtedy przysiadła do śniadania.
Pomieszczenie zwane przez
kota salonem, było niewielkie ale schludnie urządzone. Ewelina dopiero po
dłuższej chwili zorientowała się, że choć była pod ziemią, pokój miał okrągłe
okna, za którymi rozpościerał się dodatkowo widok na letnie górskie hale.
Postanawiając się niczemu nie dziwić, zdecydowała się zwiedzić resztę
ziemianki.
Okrągły stół z czteroma
rzeźbionymi w motywy roślinne krzesłami, stał w centralnej części
pomieszczenia. Oprócz tego był tu jeszcze szeroki regał po brzegi wypchany
starymi księgami i zwojami, duże lustro w pozłacanej ramie, dwie pary drzwi i
kręte schody prowadzące na górę.
Ostrożnie, aby nie
zostawić śladów swojego wścibstwa, dziewczyna zajrzała do kolejnych
pomieszczeń. Zgodnie z tym, czego się spodziewała na prawo znalazła pracownie alchemiczną,
gdzie powstawały sławetne napoje, na lewo zaś niewielką łazienkę.
Nie chcąc nadużywać
gościnności, Ewelina pozmywała po sobie, po czym ruszyła po krętych schodach na
górę. Kiedy pchnęła drzwi oślepił ją oszałamiający blask. Wszędzie jak sięgnęła
okiem, poszycie leśne przykryte było białym puchem. Jedynym widocznym śladem,
były odciski kocich łap.
***
Tydzień przerwy między
świętami, a nowym rokiem, Ewelina spędziła wraz z Zuzanną, Pauliną i siostrami
Kochan. Dziewczyny pragnąc nieco się zrelaksować zaczęły uczęszczać na różnego
rodzaju zajęcia organizowane przez szkołę. Główną pomysłodawczynią, była
oczywiście Solan, która specjalnie celowała w takie, które w przyszłości
mogłyby się jej przydać. I tak w ramach odprężenia, dziewczyny zaczęły uczęszczać
na zajęcia z nurkowania, jazdy konnej, survivalu czy eliksirów. Te ostatnie
wybrała Amelia, która zafascynowana jak zwykła „zupa” (bo tak mówiła na
wszelkiego rodzaju magiczne napoje) może zmienić człowieka w żabę, po prostu nie
mogła się powstrzymać.
— Kto by pomyślał, ze
kilka roślinek może sprawić, że ktoś będzie wyglądał jak smerf, śmierdział jak
cebula lub przemieni się w kuzyna Cosia z Adamsów. — Amelia wprost się
rozpływała, kiedy wspólnie opuściły salę po pierwszych zajęciach.
— Czy ty w ogóle
słyszałaś co mówiła Krawczyk? — Siostra pacnęła bliźniaczkę w łepetynę.
— Zazwyczaj nie słucham
co ten babsztyl nadaje. Jest nudna i strasznie wredna. Zachowuje się, jakby
zawsze wstawała lewą nogą. O! O! Już wiem. Ona ma po prostu dwie lewe nogi. —
Sama zaczęła śmiać się ze swojego żartu, na co bliźniaczka jeszcze raz ją
strzeliła w potylicę.
— Ała! A to niby za co?
— Za to, że zupa była za
słona. Wiesz, że wymieniłaś wszystkie efekty, jakie można uzyskać, gdy się
pomyli kolejność składników?
— No i?
Ewelina z Zuzanną zaczęły
cicho chichotać. Kłótnie bliźniaczek zawsze były wprost proporcjonalnie
absurdalne.
— Rozumiem, że twoje
notatki są o tym, jak nie ważyć eliksiru na gorączkę czy tego przeciwbólowego?
— Przecież na to są
pastylki. Ja tam wolę insze efekty. — Amelia zatarła radośnie rączki.
— Normalnie nie mam do
ciebie siły.
Zuzanna wybuchła tak
donośnym śmiechem, że cały hol wypełniony śpieszącymi w różne kierunki
studentami, zwrócił na dziewczyny swe spojrzenia. Ewelina chciała schować twarz
pod dłonią, ale właśnie wtedy mocno z kimś się zderzyła.
— Najmocniej przepraszam!
— Zawołała podnosząc wzrok. — Czcześć. — Wydukała przyglądając się rozsypanej
burzy loków Ani Kruk – jej przyjaciółki.
— Spoko. — Dziewczyna
spojrzała na przyjaciółkę na wpółprzytomnie i Ewelina od razu wiedziała, że coś
jest nie tak. Już chciała nawet ją oto zapytać, zaproponować wypad do miasta
czy zwykłe spotkanie w zaciszu pokoju, gdy tuż za Anią pojawił się Rozentalen.
— Czy coś się stało?
Ania odwróciła spojrzenie
od przyjaciółki, po czym przecząco pokręciła głową.
— Mały wypadek. — Dodała
wymijając zszokowaną Ewelinę. — Nic o co profesor powinien się martwić. —
Dorzuciła tak cicho, że Solan była pewna iż słowa nie są skierowane do uszu
nauczyciela.
— Idziemy? — Zuza chwyciła
skołowaną koleżankę pod pachę i zaczęła ją ciągnąć w przeciwnym kierunku niż
ten, w który udała się Kruk.
— Idziemy. — Dodała
niezbyt ochoczo. — W końcu od pewnych wyborów nie ma odwrotu. — Rzuciła
szeptem.
— Coś mówiłaś? — Makowska
spojrzała na koleżankę.
— Nic takiego. Po prostu
korzystajmy z wolnego.
***
Tydzień lenistwa minął w
oka mgnieniu i już niebawem dekoracje z świątecznych zostały zmienione na
sylwestrowe. Szkoła i tym razem stanęła na wysokości zadania, organizując bal z
atrakcjami, jednak spora część studentów tym razem świętowała w pobliskim
miasteczku. Noworoczny jarmark był tak kolorowy i niesamowity, że szkoda byłoby
to przegapić.
Ewelina wyciągnięta przez
Paulinę i Zuzę, czekała tylko na moment, w którym mogłaby dać nogę do babci
Fanny. Sposobność przydarzyła się dzięki Tomkowi, który pojawił się w
najbardziej odpowiednim momencie. Udając, że z nim flirtuje, dała się porwać do
tańca, a gdy tylko zniknęła z oczu dziewczyn, podziękowała i udając boleści
brzucha, skierowała się do karczemnej sławojki.
Zamysł by zorganizować
zabawę na rynku był jej jak najbardziej na rękę. Nie widząc w pobliżu nikogo
znajomego, szybko schowała się w cieniu budynku, a następnie przemykając
bocznymi uliczkami, opuściła mury miasta.
Fanny jak zwykle
zajmowała się obejściem. Kiedy Ewelina przybyła na miejsce, właśnie sprzątała w
niewielkiej komórce, gdzie składowała drewno. Oczywiście dziewczyna od razu bez
szemrania zakasała rękawy i ruszyła pomóc staruszce.
Po wykonanej pracy, obie
zadowolone i dumne, usiadły przed chatką. Fanny sięgnęła pod pazuchę, po czym
wyciągnęła piękną, srebrną piersiówkę i niemal od razu poczęstowała studentkę.
Ewelina nie pytając o zawartość, pociągnęła zdrowy łyk, czego od razu
pożałowała. Napój był mocny, pozbawiał tchu i wywoływał łzy w oczach.
— Mocne draństwo. —
Wydyszała kiedy tylko znów mogła mówić.
Fanny długo nie mogła
powstrzymać śmiechu.
— Nie dla młodych,
przykładnych panien takie napoje.
— Jaka tam ze mnie
przykładna panna. Co najwyżej po prostu panna.
Ewelina poczuła jak przyjemne
rozluźnienie rozpływa się po całym ciele.
— Szczęśliwego nowego
roku. — Dodała widząc w oddali pierwsze fajerwerki.
— Oby był lepszy od
poprzedniego. — Posumowała staruszka rozpoczynając nową kolejkę.
***
Nowy rok zaczął się dla
Solan naprawdę dobrze. Już w pierwszym tygodniu nauki, zgarnęła trzy szóstki i
jedną piątkę, zaczęła biegać, a Fanny po długich prośbach, zgodziła się w końcu
podzielić swą mądrością.
Przepełniała ją duma.
Cieszyła się, że w końcu życie zaczęło chociaż sprawiać wrażenie normalnego.
I tak każdą wolną chwilę
dzieliła między walkę z własnymi, cielesnymi słabościami, a doszkalaniem się u
Fanny.
Dni mijały, Ewelina
nabierała kondycji, trzymała się diety, chodziła na zajęcia, odwiedzała
staruszkę, uczyła się najróżniejszych prostych, ale niezwykle przydatnych
zaklęć, a także starała się poszerzyć spektrum magicznej wytrzymałości.
Zmuszała się do ciągłego rzucania zaklęć jednego po drugim, starając się przy
tym odpowiednio dozować strumień mocy. Miała dość, że czasem najbanalniejsze
zaklęcie, powodowało krwotoki z nosa, osłabienie czy migrenę z aurą.
Ewelina potrafiła być
uparta, co niezwykle podobało się Fanny. Od początku wiedziała, że w tej
dziewczynie drzemie coś więcej, niż to, co dzięki magii mogła dostrzec, jednak
dopiero spędzając z nią po kilka godzin każdego dnia, zrozumiała co to takiego.
Solan była niezwykle
inteligenta, a do tego w mig rozumiała zasady panujące czy to w poszczególnych
zaklęciach czy też w działaniu różnego rodzaju urządzeń. Fanny owszem miała
dużą wiedzę, ale często łapała się na tym, że nie może wyjaśnić studentce czemu
coś jest takie, a nie inne. Solan natomiast bardzo często sama dochodziła do
sedna. Jakby miała w sobie talent do rozumowania wszystkiego wkoło.
W połowie stycznia,
profesor Gawron widząc coraz to większe postępy w technice Eweliny, postanowił
dawać jej prywatne lekcje trzy razy w tygodniu. Oczywiście dziewczyna była
zachwycona, choć wtedy nie zdawała sobie sprawy z wiążących się z tym
konsekwencjami.
Dodatkowe fakultety
pochłaniały dużo energii, a także czasu, który wcześniej wykorzystywała na
naukę. I tak wraz z nadejściem lutego, Ewelina była na skraju wyczerpania.
Zachowywała się jak
śnięta ryba. Na wykładach była nieprzytomna, zapominała o pracach domowych,
bywała drażliwa i prawie zupełnie zrezygnowała z posiłków.
Dziewczyny z pokoju
martwiły się o nią i starały się pomóc, jednak Ewelina rozochocona drobnymi
sukcesami jakie osiągnęła na początku roku, nie chciała przestać.
***
— Na dziś skończymy. —
Gawron otarł spocone czoło wierzchem dłoni.
— Nie. Jeszcze raz. Źle
stawiam nogi przy piruecie, poza tym dalej nie mogę utrzymać równowagi przy
wyskoku.
— Twoja równowaga
wypracuje się z czasem, a piruet robisz bez zarzutu. Znalazłaś swój własny
sposób i nie zrobisz tego lepiej jeśli będziesz powielała schematy. — Krzysztof
odłożył broń i sięgnął po bukłak z wodą. — Idź, poucz się trochę, przygotuj do
egzaminów. Nie możesz spędzać każdej wolnej chwili na treningu.
— Nie spędzam. — Ewelina
choć ledwo trzymała się na nogach z wycieczenia, nie chciała odpuścić. — Poza
tym do egzaminów jeszcze daleko.
— Do egzaminów został ci
jedynie tydzień.
Po plecach Solan
przeszedł zimny dreszcz.
— Tydzień? — Zapytała
zdezorientowana i widząc sarkastyczny uśmieszek na ustach profesora, wiedziała,
że nie kłamie. — To by znaczyło, że dziś mamy…
— Piąty lutego. —
Profesor przysiadł na ławce. — Ewelino jesteś naprawdę coraz lepsze, ale choć
bardzo chciałbym by było inaczej, treningi to nie wszystko. Nauka do innych
przedmiotów jest również ważna. — Widać było, że te słowa z trudem opuszczają
jego gardło. — Idź. Od dziś do końca egzaminów przerwiemy treningi.
— Ale tak nie można…
— Można, można. No zmykaj
i to szybko.
Ewelina chcąc, nie chcąc
musiała iść.
***
Zarówno Gawron jak i
reszta nauczycieli, poświęciła ostatni tydzień na podsumowaniu materiałów z
całego semestru. Każde zajęcia polegały na przeglądzie najistotniejszych informacji,
jakie pozyskali i Ewelina naprawdę się zaczęła zastanawiać, czemu cała nauka
nie jest przekazywana właśnie w taki sposób.
Kiedy przyszedł w końcu
weekend, Solan pierwszy raz w tym tygodniu miała czas na wycieczkę do Fanny.
— Znalazłam zaklęcie,
które może mnie naprawić. — Ewelina rzuciła torbę w koncie chatki i dorzuciła
drew do kominka. — Nie do końca je rozumiem, bo wciąż nie jestem orłem w
łacinie, ale myślę, że ty dasz radę je przetłumaczyć.
Z kieszeni bojówek
wyciągnęła pomiętą kartkę i wręczyła ją Fanny.
Staruszka wzięła papier i
go rozłożyła. To co ujrzała w środku, postawiło wszystkie włoski na ciele.
— Skąd to masz? —
Zaklęcie było jednym z tych, które żaden ze studentów nie powinien widzieć.
Wywodził się z jednej z najczarniejszych gałęzi magicznych. — Nie powinnaś
nigdy tego widzieć. — Staruszka jednym ruchem wrzuciła kartkę do ognia.
— Co ty robisz?! — Dziewczyna
rzuciła się za papierkiem, jednak wesoło trzeszczący ogień, pochłonął jego
znaczną część.
— Wiesz ile się
namęczyłam, żeby go zdobyć?! Omal mnie za to nie wyrzucili ze szkoły! —
Kłamała, ale nie chciała zdradzać sekretu Eustachego.
— Nigdy nie przynoś do
mego domu czarnomagicznych zaklęć. Zrozumiano? — Fanny nie krzyczała, ba nawet
nie unosiła głosu, jednak mimo to Ewelina od razu rozpoznała, że jest wściekła.
— Nie rozumiem o co ci
chodzi?! — Wiedziała, że słowa, które chciała wypowiedzieć, prawdopodobnie
mocno zranią kobietę, jednak w tej chwili nie dbała o to. — To, że ty nigdy nie
uaktywniłaś swojego daru, nie znaczy, że muszę być taka sama! Ja nie zamierzam
się poddać i uciec do jakiejś zapyziałej chaty na krańcu cywilizacji! Chcę
walczyć o to co mi się należy! — W oczach pojawiły się łzy. — Czarna magia,
zielona czy różowa wszystko mi jedno, jeśli może to mi pomóc, rozumiesz?!
— Wyjdź! Natychmiast
wyjdź z mojego domu! — Głos Fanny zrobił się zimny i ostry niczym sztylet
skrytobójcy. — Nie chcę cię widzieć dopóki nie przemyślisz swojego zachowania!
— Nie jesteś moją matką!
— Na całe szczęście!
Umarłabym wiedząc, że moje dziecko bawi się czarną magią tylko ze swojej
próżności!
— Czy to źle, że chcę być
jak inni?! — Ewelina kopnęła w stół, zrzucając zarazem niewielki imbryczek,
który nie tak dawno przyniosła staruszce na prezent, po czym chwyciła za torbę
i tyle ją było widać.
— Stara wiedźma! —
Wrzasnęła na koniec, biegnąc w stronę portalu.
Wstrzymujemy oddech i... tak właśnie tak :D Wczoraj skończyłam pisać ostatni rozdział. Collegium Magicae doczekało się końca pierwszego tomu. Jeśli chcecie go przeczytać zapraszam 24 grudnia :] W dniu swoich imienin, a także gwiazdki, nastąpi wiekopomna chwila. Na http://collegium-magicae.blogspot.com zostanie opublikowany ostatni post :) Ktoś się cieszy oprócz mnie? :]
Dobra, dobra koniec pierwszego tomu, a kiedy drugi? :D Widziałam na pewno jeden błąd zamiast jesteś coraz lepsza, masz lepsze. Boże nie mogę się doczekać następnego chaptera. Biedna Fanny, biedna Ewelina. Też chcę rzucać "czarnomagiczne" zaklęcia. :) / Rosanna
OdpowiedzUsuńKurczę, ta Ewelina dała do pieca ;) Mimo wszystko mi jej żal.
OdpowiedzUsuń