niedziela, 14 października 2012

Chapter 3

                     Wyjście niezauważonym przez sąsiadów z bagażem rozmiarów całkiem sporego słoniowego bobasa mogłoby wydać się dość trudne, ale dla Eweliny tego dnia nic nie mogło być niemożliwe. Świat stał przed nią otworem i nawet ciężar walizy, a w zasadzie skrzyni na kółkach, był do zniesienia.
                Rudowłosa pożegnała się ze swoim pokojem, psami, a także resztą domu, po czym na blacie kuchennym zostawiła napisany poprzedniego dnia list. W kilku zdaniach wyjaśniała matce, że musiała spróbować w Świecie Magii ze względu na ojca. Obiecała odezwać się przy najbliżej okazji, a także sprowadzić ją do siebie.
                Kiedy ostatnie spojrzenie zostało rzucone, a w oku zakręciła się łza, Ewelina otworzyła drzwi i wyszła, aby ruszyć w świat.
                Pierwsze metry wędrówki z harcerską kostką taty oraz walizą przebiegały bez przeszkód. Ulica wydawała się być wciąż pogrążoną we śnie i nawet psy siedziały cicho.
                Ewelina z szerokim uśmiechem na pulchnej buzi dreptała w stronę przystanku. Pech chciał, że kiedy już prawie była na miejscu, zobaczyła ją stara pani Bielecka – największy kabel spośród kabli. Oczami wyobraźni nasze rude dziewczę widziało telefon w dłoni staruszki i numer do jej matki. Wszystko mogło pójść nie tak.
– Dzień dobry, moje drogie dziecko – powiedziała staruszka, uśmiechając się uprzejmie. W dłoni trzymała smycz, więc Ewelina wywnioskowała, że imitacja psa też gdzieś tu musi być. Cud, że jeszcze do niej nie podbiegł by zacząć ją podgryzać jak zawsze to czynił przy bliższych spotkaniach z dziewczyną. – A dokąd to o tak wczesnej porze się wybierasz i to z takim bagażem?
                Rudowłosa od razu zaczęła szukać w głowie jakichkolwiek wymówek. Czegoś, co byłoby na tyle realistyczne, że powstrzymałoby staruszkę od dzwonienia.
– Nic takiego – przełknęła głośno ślinę i modląc się w duchu zaczęła kłamać jak z nut. – Biorę udział w szkolnej akcji mającej na celu zbiórkę pieniędzy na ubogie rodziny oraz nasz parafialny kościół. – Ewelina wiedziała, że biedne dzieci nie wystarczą. Pani Bielecka jako typowy przykład moherowego beretu uważała kościół za największą świętość. – Przynosimy do szkoły wszystkie niepotrzebne nam rzeczy i robimy kiermasz. Uzbierane pieniądze oddajemy na kościół i dzieciaki.
                Kobieta przez dłuższą chwilę mrużyła oczy, jakby rozważała, czy dziewczyna mówi prawdę. Musiała jednak dojść do wniosku, że w sprawach kościoła nikt nie kłamie, ponieważ pokiwała ze zrozumieniem głową, po czym dorzuciła:
– Gdyby tak każda szkoła wpadała na takie pomysły, z pewnością można by zafundować nowe ławki w kościele. Te strasznie skrzypią, co strasznie przeszkadza. Jeszcze jak Rokocińska posadzi ten swój tyłek i zacznie się nim wiercić to wcale nie słychać co ksiądz mówi.
                Ewelina widząc, że kobieta łyknęła kłamstwo uśmiechnęła się pokrzepiająco.
– Faktycznie, ma pani rację. Niestety, muszę jednak przeprosić panią bardzo i ruszyć na przystanek. Zaraz powinnam mieć autobus, a nie chcę się spóźnić.
                Obie się pożegnały, po czym każda poszła w swoją stronę i nawet psopodobne zwierzę pani Bieleckiej tym razem nie przyczepiło się do nogawki Eweliny.
                Kiedy w końcu dotarła do celu, autobus pojawił się niemal natychmiastowo. Pomachała ręką, a gdy się zatrzymał. powoli, acz sukcesywnie wgramoliła się do środka. Na szczęście pojazd był niskopodłogowy, zaś pomocną dłoń podał uczynny mężczyzna w średnim wieku.
                Minuty mijały, Ewelina z trudem łapała równowagę, aż w końcu dojechała na punkt zbiorczy, gdzie miała się spotkać z Anią i Sandrą. Obie już na nią czekały i nawet wynajęty przez Anię bus także stał na miejscu.
– Co tak długo? – Ania poklepała się po tarczy swojego zegarka.
– Małe trudności.
– Na szczęście jesteśmy wszystkie. – Sandra ściskała w dłoniach już tylko bagaż podręczny z piciem i kanapkami na drogę.
– Podaj panu bagaż i jedziemy po przygodę! – Ania jako pierwsza wskoczyła do środka i zajęła miejsce za kierowcą.
                Ewelina przytachała do bagażnika swego „waliza”, a następnie usadowiła się obok Ani. Sandra wsiadła jako trzecia i niemal od razu wyjęła swój notes.
– Opracowałam pewien plan jakby nie chcieli cię wpuścić.
– Daj spokój przecież będziemy jechać autokarem z kimś od nich. Na pewno mają listę, gdzie jest wypisane jej imię i nazwisko.
– Oby. – Ewelina nie wyglądała na do końca przekonaną, ale teraz nie było odwrotu. Nie zamierzała wracać do domu, gdzie nie czeka jej nic oprócz życiowej stagnacji. – Dobrze, że dzięki wam mogłam zapoznać się z podstawowymi sprawami. Nie wiem jakby to wszystko wyglądało gdybym nie miała podstawowego wykształcenia.
– Się wie, w końcu nie od dziś jesteśmy przyjaciółkami, no nie?! – Ania klepnęła przyjacielsko Ewelinę po plecach, po czym wszystkie wybuchnęły radosnym śmiechem.
                Podróż mijała bez przeszkód i dziewczyny nie musiały się martwić, że spóźnią się w punkt zbiórki, który miał miejsce na parkingu przed „Fashion House” w Piasecznie. Kiedy dojechały i wypakowały swoje „maleńkie” bagaże okazało się, że oprócz nich jest jeszcze całkiem spora grupka osób, stojąca i rozmawiająca ze swymi rodzicami. Autokaru jeszcze nigdzie nie było widać.
– Czas, aby coś przekąsić. – Sandra usiadła na swojej torbie, wyciągnęła kanapkę i termos z ciepłą herbatą. – Chcecie trochę? – zapytała napełniając kubek.
– Nie dzięki, z nerwów chyba nic nie przełknę. – Ewelina dreptała niespokojnie w miejscu jakby stado mrówek ją oblazło.
– Ja mam kawę. – Ania wyciągnęła swój termiczny kubek i zaczęła pociągać z niego duże łyki.
                Kiedy tak siedziały, siorbiąc ciepłe napoje lub będąc pogrążone w zadumie, nagle usłyszały kichnięcie, a następnie wybuch, jaki towarzyszy odpaleniu petardy.
                Wszyscy podskoczyli w miejscach gdzie stali, lub siedzieli.
– Mogłabyś uważać! – Wrzask jaki się podniósł był równie niepokojący co wybuch. Wszyscy zaczęli rozglądać się w poszukiwaniu sprawcy zamieszania, którymi okazały się dwie dziewczyny – ruda i blondynka, obie o kręconych włosach sięgających ramion. Krzyczała rudowłosa. – Jak wiesz, że kichniesz to nie celuj w ludzi, co! Mało to mam popalonych rzeczy?!
– Przecież to nie moja wina! Nie kontroluję tego!
– Trzeba było przeczytać broszurkę od początku do końca, a nie tak pobieżnie! Wywalą cię nim dojedziemy na miejsce!
– Przestałabyś mi matkować!
                Obie nagle zamarły i spojrzały na całkiem sporawy tłumek ludzi wciąż się im przypatrujący. Ruda poczerwieniała i wskazała palcem na blondynkę, po czym powiedziała ciche „przepraszam” i stanęła obok jakiegoś Jeepa, aby schować się przed wzrokiem ludzi. Blondynka wcale nie miała zamiaru się chować czy też przepraszać.
– Co jest, kochani? – rzekła, puszczając swój bagaż na ziemię. – Przedstawienie skończone, wracać do swoich rozmów! – Ostentacyjnie westchnęła wywracając oczami jakby wszyscy byli intruzami.
                Kilku rodziców wypowiedziało oburzone komentarze, reszta wróciła do przerwanych rozmów, zaś Ewelina dopiero jakby się ocknęła z zamyślenia.
– No pięknie, pewnie tylko ja nie mam jeszcze daru.
                Sandra i Ania najpierw spojrzały na siebie po czym wybuchnęły donośnym śmiechem.
– Naprawdę martwi cię tylko to, że nie masz daru? – Ania schowała swój kubek do torby.  – Czy ty słyszałaś te wariatki?
– Chyba furiatkę i psychopatkę – dodała blondyna kończąc posiłek. – Nie wyobrażam sobie tego, że spędzimy w ich towarzystwie co najmniej pół roku.
– Nie wiedziałam, Sandro, że bywasz tak wredna. – Rudowłosa Ania uśmiechnęła się kącikiem ust po czym pokiwała głową z aprobatą.
– Uczę się i, jak to mówi Ewelina, staram się wyjść na ludzi.
                Kiedy znów zaczęły się chichrać, na Anię niczym grom z jasnego nieba zwaliła się brązowowłosa postać.
– Ojoj! – pisnęła kupka nieszczęścia będąca dziewczyną ubraną w czerwony kraciasty płaszcz.
                Ewelina i Sandra zaczęły pokładać się ze śmiechu, zaś Ania klęła na czym świat stoi, próbując wyplątać się z rąk i nóg napastniczki.
– Oczu nie masz?! – Warknęła wściekła, kiedy obie były wolne i stały naprzeciwko siebie.
– Bardzo przepraszam…! – Brązowowłosa zaczęła kłaniać się niczym Chińczyk na targowisku. – Po prostu nie miałam na dziś soczewek, a okulary posiałam gdzieś po drodze!
– A czy to nie przypadkiem te? – Zapytała Ewelina podnosząc z ziemi czarne oprawki.
– O kurczaczki, musiałam je mieć cały czas gdzieś na sobie!
– Chyba wypadły ci z kaptura. – Dorzuciła Sandra, ocierając łezki radości.
– Najmocniej przepraszam. – Dziewczyna chwyciła swoje okulary po czym nasunęła je na zielone oczy. – Jestem Karolina. Karolina Kurcewicz. – Wyciągnęła dłoń w stronę Ani, która wywracając oczami w końcu nią potrząsnęła. W ślad za nią podążyły pozostałe dwie przyjaciółki.

15 komentarzy:

  1. Przeczytane! Pani Moherowska, kichające petardy i sympatyczna okularnica. Robi się coraz ciekawiej. Naprawdę nie mam pojęcia jak przedłużyć ten komentarz, bo krytykować nie mam o co, a pozytywy wszelkie widać w pierwszym rzędzie. Także dodam jeszcze, że czekam aż wycieczka z Gromadą dotrze na miejsce. Chcę zobaczyć tę szkołę! Jedziem do Czerska, tylko jak portal wygląda... Ale nieważne. Do zobaczenia!

    OdpowiedzUsuń
  2. Przeczytałam,przeczytałam,przeczytałam... i oczywiście jestem pod wrażeniem i nie mogę doczekać się kolejnych rozdziałów. Zapowiada się ciekawa historia!

    OdpowiedzUsuń
  3. Melduję się na służbę! To jest po prostu piękne! Świetna fabuła (mimo iż początek). Genialne postacie i wspaniały pierwszy komentarz od GL. Kichające petardy mnie rozbroiły. :D Nie ma się do czego przyczepić, no może jest jedna rzecz, a konkretniej zdanie: "Te strasznie skrzypią co przeszkadza strasznie."
    Tylko tylko to mi się nie podoba :)
    Pozdrawiam.
    Nee-chan

    OdpowiedzUsuń
  4. Przeczytałam. Przepraszam, że nie komentuję jakoś specjalnie, ale zazwyczaj po prostu brak mi na to czasu. :c Możesz być jednak pewna, że czytam i wszystko bardzo mi się podoba. :D Poza tym bardzo mi się podoba, że łączysz dialogi z opisami tak umiejętnie, gdyż ani jednego ani drugiego tu nie brakuje.
    Pozdrawiam, życzę weny i pomysłów.
    Sherry.

    OdpowiedzUsuń
  5. Uuu... siostrzyczki Kochan mają widzę duże "pozytywne" mniemanie u inna luda.

    Chapter przeczytany, a jak. I zaraz sobie zagłosuję tam z boku. ^ ^

    OdpowiedzUsuń
  6. Przeczytałam i czekam na ciąg dalszy z niecierpliwością :)

    OdpowiedzUsuń
  7. Woho, nie wiedziałam, że ja z KatD robimy całkiem zgrany zespół :3

    OdpowiedzUsuń
  8. Z racji, że pod tym rozdziałem jest tylko 7 komentarzy złożę Ci gratulacje, których i tak na pewno sporo odbierasz.
    Polubiłam Ewelinę. To, że ciągle ma jakieś trudności niesamowicie dodaje smaku.
    Jako, że mam na imię Iwona niezwykle pochlebia mi Twój wybór tego imienia do opowiadania.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Bardzo dziękuję za miłe słowa :) Raczej jak widać po komentarzach za dużo pochwał to nie ma :) ale nawet dla tych kilku warto pisać :P
      Mam nadzieję, że będziesz mnie częściej Iwonko odwiedzać, a także dasz namówić się na liczne konkursy i zabawy :)dostępne na podstronie CMa w Świecie Magii :P
      Gorąco pozdrawiam :)

      Usuń
  9. Pani Bielecka - największy koszmar każdego polskiego miasta, miasteczka i wsi. To jakby połączenie mojej babci i sąsiadki... Koszmar, po prostu istny koszmar. Gorsi są chyba tylko jehowi...
    "Brązowowłosa zaczęła kłaniać się niczym Chińczyk na targowisku." ten tekst mnie, pisząc kolokwialnie, rozjebał. Zresztą, wiele rzeczy w tym rozdziale doprowadziło mnie do śmiechu. Nieźle - z jednej strony nerwy Eweliny, z drugiej kilka śmiesznych "akcji" dla złagodzenia napięcia dziewczyny.
    Czyżby nowa niezdarna koleżanka miała dołączyć do "Świętej Trójcy"? ;> Nawet jeśli nie, pewnie jeszcze nie raz doprowadzi czytelników do śmiechu.
    Koniec ględzenia, czytam dalej ;)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Cieszę się, że moje opowiadanie sprawia ci tyle radości :D i, że cię rozbawiłam. Zapewniam, że jeszcze nie raz pojawią się zabawne sytuacje czy to z Karo czy z innymi dziewczynami :) W każdym razie zachęcam do dalszego zgłębiania mojego opowiadania :D
      Co do "kłaniania się niczym Chińczyk na targowisku" to cóż poradzę u mnie często pojawiają się właśnie tak dziwne porównania ;p

      Usuń
  10. Krótki jakiś ten rozdział. Hoho, Karolinka nam się na łeb zwaliła? :D Coś czuję, że się z nimi później zakumuluje, ale to dobrze, potrzebne są takie dodatkowe znajomości. No i te dwie... nie ogarniam. A właśnie, umiejętności! rany, nasza Ewelcia będzie widzieć przyszłość? ;> No na to wygląda, najlepsze umiejętności pojawiają się na końcu, nie? :D Poza tym ona coś o tym wspominała, że widzi coś kilka sekund przed tym, jak się wydarzy, chyba że to nie ona i coś mi się popierdzieliło. A to bardzo możliwe, wiesz o tym. :D Dobra, ten odcinek dość spokojny, lecę czytać dalej, a spoooro przede mną. A, i wysłałam zgłoszenie, matko jedyna xD Pozdrawiam! :D

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Kochana Meth nie wiem czemu, ale chyba odnoszę wrażenie, że nieco wciągnęłam cię do mojej historii :) Mam nadzieję, że przeczucie mnie nie myli i rzeczywiście dobrze ci się czyta, a nie robisz tylko z mojego przymusu ;p Nawet jeśli to twoje komentarze są mi naprawdę drogie i cieszę się, że mnie odwiedzasz :D
      Co do daru Eweliny to nie jest to taka prosta sprawa o czym przekonasz się nieco później ;p Ale nie mam zamiaru ci spoilerować, więc czytaj dalej :D
      P.S Staram się nie robić za długich rozdziałów, żeby nie zanudzić czytelnika :D :p

      Usuń
  11. Karolina :D Świetny rozdział. Uśmiałam się z bliźniaczek (wcześniej przeglądałam zakładkę bohaterowie) i jak wyobrażałam sobie tą scenę to miałam wrażenie, że zaraz opluję się herbatą ze śmiechu :D

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Grunt to poczucie humoru :) Bohaterowie są jacy są :) mają swoje troski, chwile zwątpienia i radości. Czasami po prostu aż się prosi, aby pokazać ich w nietuzinkowych sytuacjach. :p

      Usuń

Zaczarowani

Filmiki