Wyjście niezauważonym przez
sąsiadów z bagażem rozmiarów całkiem sporego słoniowego bobasa mogłoby wydać
się dość trudne, ale dla Eweliny tego dnia nic nie mogło być niemożliwe. Świat
stał przed nią otworem i nawet ciężar walizy, a w zasadzie skrzyni na kółkach,
był do zniesienia.
Rudowłosa pożegnała się ze swoim
pokojem, psami, a także resztą domu, po czym na blacie kuchennym zostawiła
napisany poprzedniego dnia list. W kilku zdaniach wyjaśniała matce, że musiała
spróbować w Świecie Magii ze względu na ojca. Obiecała odezwać się przy
najbliżej okazji, a także sprowadzić ją do siebie.
Kiedy ostatnie spojrzenie
zostało rzucone, a w oku zakręciła się łza, Ewelina otworzyła drzwi i wyszła,
aby ruszyć w świat.
Pierwsze metry wędrówki z
harcerską kostką taty oraz walizą przebiegały bez przeszkód. Ulica wydawała się
być wciąż pogrążoną we śnie i nawet psy siedziały cicho.
Ewelina z szerokim uśmiechem na
pulchnej buzi dreptała w stronę przystanku. Pech chciał, że kiedy już prawie
była na miejscu, zobaczyła ją stara pani Bielecka – największy kabel spośród
kabli. Oczami wyobraźni nasze rude dziewczę widziało telefon w dłoni staruszki
i numer do jej matki. Wszystko mogło pójść nie tak.
– Dzień
dobry, moje drogie dziecko – powiedziała staruszka, uśmiechając się uprzejmie.
W dłoni trzymała smycz, więc Ewelina wywnioskowała, że imitacja psa też gdzieś
tu musi być. Cud, że jeszcze do niej nie podbiegł by zacząć ją podgryzać jak
zawsze to czynił przy bliższych spotkaniach z dziewczyną. – A dokąd to o tak
wczesnej porze się wybierasz i to z takim bagażem?
Rudowłosa od razu zaczęła szukać
w głowie jakichkolwiek wymówek. Czegoś, co byłoby na tyle realistyczne, że powstrzymałoby
staruszkę od dzwonienia.
– Nic
takiego – przełknęła głośno ślinę i modląc się w duchu zaczęła kłamać jak z
nut. – Biorę udział w szkolnej akcji mającej na celu zbiórkę pieniędzy na
ubogie rodziny oraz nasz parafialny kościół. – Ewelina wiedziała, że biedne
dzieci nie wystarczą. Pani Bielecka jako typowy przykład moherowego beretu
uważała kościół za największą świętość. – Przynosimy do szkoły wszystkie
niepotrzebne nam rzeczy i robimy kiermasz. Uzbierane pieniądze oddajemy na
kościół i dzieciaki.
Kobieta przez dłuższą chwilę
mrużyła oczy, jakby rozważała, czy dziewczyna mówi prawdę. Musiała jednak dojść
do wniosku, że w sprawach kościoła nikt nie kłamie, ponieważ pokiwała ze
zrozumieniem głową, po czym dorzuciła:
– Gdyby
tak każda szkoła wpadała na takie pomysły, z pewnością można by zafundować nowe
ławki w kościele. Te strasznie skrzypią, co strasznie przeszkadza. Jeszcze jak
Rokocińska posadzi ten swój tyłek i zacznie się nim wiercić to wcale nie
słychać co ksiądz mówi.
Ewelina widząc, że kobieta
łyknęła kłamstwo uśmiechnęła się pokrzepiająco.
–
Faktycznie, ma pani rację. Niestety, muszę jednak przeprosić panią bardzo i
ruszyć na przystanek. Zaraz powinnam mieć autobus, a nie chcę się spóźnić.
Obie się pożegnały, po czym
każda poszła w swoją stronę i nawet psopodobne zwierzę pani Bieleckiej tym
razem nie przyczepiło się do nogawki Eweliny.
Kiedy w końcu dotarła do celu,
autobus pojawił się niemal natychmiastowo. Pomachała ręką, a gdy się zatrzymał.
powoli, acz sukcesywnie wgramoliła się do środka. Na szczęście pojazd był
niskopodłogowy, zaś pomocną dłoń podał uczynny mężczyzna w średnim wieku.
Minuty mijały, Ewelina z trudem
łapała równowagę, aż w końcu dojechała na punkt zbiorczy, gdzie miała się
spotkać z Anią i Sandrą. Obie już na nią czekały i nawet wynajęty przez Anię
bus także stał na miejscu.
– Co tak
długo? – Ania poklepała się po tarczy swojego zegarka.
– Małe
trudności.
– Na
szczęście jesteśmy wszystkie. – Sandra ściskała w dłoniach już tylko bagaż
podręczny z piciem i kanapkami na drogę.
– Podaj
panu bagaż i jedziemy po przygodę! – Ania jako pierwsza wskoczyła do środka i
zajęła miejsce za kierowcą.
Ewelina przytachała do bagażnika
swego „waliza”, a następnie usadowiła się obok Ani. Sandra wsiadła jako trzecia
i niemal od razu wyjęła swój notes.
–
Opracowałam pewien plan jakby nie chcieli cię wpuścić.
– Daj
spokój przecież będziemy jechać autokarem z kimś od nich. Na pewno mają listę,
gdzie jest wypisane jej imię i nazwisko.
– Oby. –
Ewelina nie wyglądała na do końca przekonaną, ale teraz nie było odwrotu. Nie
zamierzała wracać do domu, gdzie nie czeka jej nic oprócz życiowej stagnacji. –
Dobrze, że dzięki wam mogłam zapoznać się z podstawowymi sprawami. Nie wiem
jakby to wszystko wyglądało gdybym nie miała podstawowego wykształcenia.
– Się
wie, w końcu nie od dziś jesteśmy przyjaciółkami, no nie?! – Ania klepnęła
przyjacielsko Ewelinę po plecach, po czym wszystkie wybuchnęły radosnym
śmiechem.
Podróż mijała bez przeszkód i
dziewczyny nie musiały się martwić, że spóźnią się w punkt zbiórki, który miał
miejsce na parkingu przed „Fashion House” w Piasecznie. Kiedy dojechały i
wypakowały swoje „maleńkie” bagaże okazało się, że oprócz nich jest jeszcze
całkiem spora grupka osób, stojąca i rozmawiająca ze swymi rodzicami. Autokaru
jeszcze nigdzie nie było widać.
– Czas,
aby coś przekąsić. – Sandra usiadła na swojej torbie, wyciągnęła kanapkę i
termos z ciepłą herbatą. – Chcecie trochę? – zapytała napełniając kubek.
– Nie
dzięki, z nerwów chyba nic nie przełknę. – Ewelina dreptała niespokojnie w
miejscu jakby stado mrówek ją oblazło.
– Ja mam
kawę. – Ania wyciągnęła swój termiczny kubek i zaczęła pociągać z niego duże
łyki.
Kiedy tak siedziały, siorbiąc
ciepłe napoje lub będąc pogrążone w zadumie, nagle usłyszały kichnięcie, a
następnie wybuch, jaki towarzyszy odpaleniu petardy.
Wszyscy podskoczyli w miejscach
gdzie stali, lub siedzieli.
–
Mogłabyś uważać! – Wrzask jaki się podniósł był równie niepokojący co wybuch.
Wszyscy zaczęli rozglądać się w poszukiwaniu sprawcy zamieszania, którymi okazały
się dwie dziewczyny – ruda i blondynka, obie o kręconych włosach sięgających
ramion. Krzyczała rudowłosa. – Jak wiesz, że kichniesz to nie celuj w ludzi,
co! Mało to mam popalonych rzeczy?!
–
Przecież to nie moja wina! Nie kontroluję tego!
– Trzeba
było przeczytać broszurkę od początku do końca, a nie tak pobieżnie! Wywalą cię
nim dojedziemy na miejsce!
– Przestałabyś
mi matkować!
Obie nagle zamarły i spojrzały
na całkiem sporawy tłumek ludzi wciąż się im przypatrujący. Ruda poczerwieniała
i wskazała palcem na blondynkę, po czym powiedziała ciche „przepraszam” i
stanęła obok jakiegoś Jeepa, aby schować się przed wzrokiem ludzi. Blondynka
wcale nie miała zamiaru się chować czy też przepraszać.
– Co
jest, kochani? – rzekła, puszczając swój bagaż na ziemię. – Przedstawienie
skończone, wracać do swoich rozmów! – Ostentacyjnie westchnęła wywracając
oczami jakby wszyscy byli intruzami.
Kilku rodziców wypowiedziało
oburzone komentarze, reszta wróciła do przerwanych rozmów, zaś Ewelina dopiero
jakby się ocknęła z zamyślenia.
– No
pięknie, pewnie tylko ja nie mam jeszcze daru.
Sandra i Ania najpierw spojrzały
na siebie po czym wybuchnęły donośnym śmiechem.
–
Naprawdę martwi cię tylko to, że nie masz daru? – Ania schowała swój kubek do
torby. – Czy ty słyszałaś te wariatki?
– Chyba
furiatkę i psychopatkę – dodała blondyna kończąc posiłek. – Nie wyobrażam sobie
tego, że spędzimy w ich towarzystwie co najmniej pół roku.
– Nie
wiedziałam, Sandro, że bywasz tak wredna. – Rudowłosa Ania uśmiechnęła się
kącikiem ust po czym pokiwała głową z aprobatą.
– Uczę
się i, jak to mówi Ewelina, staram się wyjść na ludzi.
Kiedy znów zaczęły się chichrać,
na Anię niczym grom z jasnego nieba zwaliła się brązowowłosa postać.
– Ojoj!
– pisnęła kupka nieszczęścia będąca dziewczyną ubraną w czerwony kraciasty
płaszcz.
Ewelina i Sandra zaczęły
pokładać się ze śmiechu, zaś Ania klęła na czym świat stoi, próbując wyplątać
się z rąk i nóg napastniczki.
– Oczu
nie masz?! – Warknęła wściekła, kiedy obie były wolne i stały naprzeciwko siebie.
– Bardzo
przepraszam…! – Brązowowłosa zaczęła kłaniać się niczym Chińczyk na targowisku.
– Po prostu nie miałam na dziś soczewek, a okulary posiałam gdzieś po drodze!
– A czy
to nie przypadkiem te? – Zapytała Ewelina podnosząc z ziemi czarne oprawki.
– O
kurczaczki, musiałam je mieć cały czas gdzieś na sobie!
– Chyba
wypadły ci z kaptura. – Dorzuciła Sandra, ocierając łezki radości.
–
Najmocniej przepraszam. – Dziewczyna chwyciła swoje okulary po czym nasunęła je
na zielone oczy. – Jestem Karolina. Karolina Kurcewicz. – Wyciągnęła dłoń w
stronę Ani, która wywracając oczami w końcu nią potrząsnęła. W ślad za nią
podążyły pozostałe dwie przyjaciółki.
Przeczytane! Pani Moherowska, kichające petardy i sympatyczna okularnica. Robi się coraz ciekawiej. Naprawdę nie mam pojęcia jak przedłużyć ten komentarz, bo krytykować nie mam o co, a pozytywy wszelkie widać w pierwszym rzędzie. Także dodam jeszcze, że czekam aż wycieczka z Gromadą dotrze na miejsce. Chcę zobaczyć tę szkołę! Jedziem do Czerska, tylko jak portal wygląda... Ale nieważne. Do zobaczenia!
OdpowiedzUsuńPrzeczytałam,przeczytałam,przeczytałam... i oczywiście jestem pod wrażeniem i nie mogę doczekać się kolejnych rozdziałów. Zapowiada się ciekawa historia!
OdpowiedzUsuńMelduję się na służbę! To jest po prostu piękne! Świetna fabuła (mimo iż początek). Genialne postacie i wspaniały pierwszy komentarz od GL. Kichające petardy mnie rozbroiły. :D Nie ma się do czego przyczepić, no może jest jedna rzecz, a konkretniej zdanie: "Te strasznie skrzypią co przeszkadza strasznie."
OdpowiedzUsuńTylko tylko to mi się nie podoba :)
Pozdrawiam.
Nee-chan
Przeczytałam. Przepraszam, że nie komentuję jakoś specjalnie, ale zazwyczaj po prostu brak mi na to czasu. :c Możesz być jednak pewna, że czytam i wszystko bardzo mi się podoba. :D Poza tym bardzo mi się podoba, że łączysz dialogi z opisami tak umiejętnie, gdyż ani jednego ani drugiego tu nie brakuje.
OdpowiedzUsuńPozdrawiam, życzę weny i pomysłów.
Sherry.
Uuu... siostrzyczki Kochan mają widzę duże "pozytywne" mniemanie u inna luda.
OdpowiedzUsuńChapter przeczytany, a jak. I zaraz sobie zagłosuję tam z boku. ^ ^
Przeczytałam i czekam na ciąg dalszy z niecierpliwością :)
OdpowiedzUsuńWoho, nie wiedziałam, że ja z KatD robimy całkiem zgrany zespół :3
OdpowiedzUsuńZ racji, że pod tym rozdziałem jest tylko 7 komentarzy złożę Ci gratulacje, których i tak na pewno sporo odbierasz.
OdpowiedzUsuńPolubiłam Ewelinę. To, że ciągle ma jakieś trudności niesamowicie dodaje smaku.
Jako, że mam na imię Iwona niezwykle pochlebia mi Twój wybór tego imienia do opowiadania.
Bardzo dziękuję za miłe słowa :) Raczej jak widać po komentarzach za dużo pochwał to nie ma :) ale nawet dla tych kilku warto pisać :P
UsuńMam nadzieję, że będziesz mnie częściej Iwonko odwiedzać, a także dasz namówić się na liczne konkursy i zabawy :)dostępne na podstronie CMa w Świecie Magii :P
Gorąco pozdrawiam :)
Pani Bielecka - największy koszmar każdego polskiego miasta, miasteczka i wsi. To jakby połączenie mojej babci i sąsiadki... Koszmar, po prostu istny koszmar. Gorsi są chyba tylko jehowi...
OdpowiedzUsuń"Brązowowłosa zaczęła kłaniać się niczym Chińczyk na targowisku." ten tekst mnie, pisząc kolokwialnie, rozjebał. Zresztą, wiele rzeczy w tym rozdziale doprowadziło mnie do śmiechu. Nieźle - z jednej strony nerwy Eweliny, z drugiej kilka śmiesznych "akcji" dla złagodzenia napięcia dziewczyny.
Czyżby nowa niezdarna koleżanka miała dołączyć do "Świętej Trójcy"? ;> Nawet jeśli nie, pewnie jeszcze nie raz doprowadzi czytelników do śmiechu.
Koniec ględzenia, czytam dalej ;)
Cieszę się, że moje opowiadanie sprawia ci tyle radości :D i, że cię rozbawiłam. Zapewniam, że jeszcze nie raz pojawią się zabawne sytuacje czy to z Karo czy z innymi dziewczynami :) W każdym razie zachęcam do dalszego zgłębiania mojego opowiadania :D
UsuńCo do "kłaniania się niczym Chińczyk na targowisku" to cóż poradzę u mnie często pojawiają się właśnie tak dziwne porównania ;p
Krótki jakiś ten rozdział. Hoho, Karolinka nam się na łeb zwaliła? :D Coś czuję, że się z nimi później zakumuluje, ale to dobrze, potrzebne są takie dodatkowe znajomości. No i te dwie... nie ogarniam. A właśnie, umiejętności! rany, nasza Ewelcia będzie widzieć przyszłość? ;> No na to wygląda, najlepsze umiejętności pojawiają się na końcu, nie? :D Poza tym ona coś o tym wspominała, że widzi coś kilka sekund przed tym, jak się wydarzy, chyba że to nie ona i coś mi się popierdzieliło. A to bardzo możliwe, wiesz o tym. :D Dobra, ten odcinek dość spokojny, lecę czytać dalej, a spoooro przede mną. A, i wysłałam zgłoszenie, matko jedyna xD Pozdrawiam! :D
OdpowiedzUsuńKochana Meth nie wiem czemu, ale chyba odnoszę wrażenie, że nieco wciągnęłam cię do mojej historii :) Mam nadzieję, że przeczucie mnie nie myli i rzeczywiście dobrze ci się czyta, a nie robisz tylko z mojego przymusu ;p Nawet jeśli to twoje komentarze są mi naprawdę drogie i cieszę się, że mnie odwiedzasz :D
UsuńCo do daru Eweliny to nie jest to taka prosta sprawa o czym przekonasz się nieco później ;p Ale nie mam zamiaru ci spoilerować, więc czytaj dalej :D
P.S Staram się nie robić za długich rozdziałów, żeby nie zanudzić czytelnika :D :p
Karolina :D Świetny rozdział. Uśmiałam się z bliźniaczek (wcześniej przeglądałam zakładkę bohaterowie) i jak wyobrażałam sobie tą scenę to miałam wrażenie, że zaraz opluję się herbatą ze śmiechu :D
OdpowiedzUsuńGrunt to poczucie humoru :) Bohaterowie są jacy są :) mają swoje troski, chwile zwątpienia i radości. Czasami po prostu aż się prosi, aby pokazać ich w nietuzinkowych sytuacjach. :p
Usuń