Los czasem bywa jednak łaskawy i cała piątka wyszła
cało ze spotkania z żywym schabowym. Pastwisko w końcu skończyło się drewnianym
ogrodzeniem, dzięki czemu pannice mogły uciec z zasięgu rogów byka.
– Ni… nigdy… nigdy więcej! –
wysapała Ewelina padając plackiem na ziemię. Wyglądała jakby miała zaraz wyzionąć
ducha. Kiepska kondycja dawała o sobie znać. Krew zaczerwieniła całą twarz, zaś
oddech był strasznie chrapliwy.
– Widzisz…?! Widzisz…?! –
Zaczęła Sandra, która już powoli wyrównywała oddech. – Gdybyś tyle nie paliła i
choć trochę wzięła się za ćwiczenia, nie miałabyś teraz takich problemów!
Solanowa chciała rzucić jakąś kąśliwą uwagę, ale
biorąc wdech zaczęła kasłać jak szalona, więc machnęła tylko ręką i zwinęła się
w pozycję embrionalną, starając się wrócić do normalności.
Ania i Sylwia, które w Świecie Techniki regularnie
ćwiczyły (ruda taniec jazzowy ,zaś blondie biegi), stały wyprostowane i
rozglądały się po okolicy, Sandra też już dochodziła do siebie razem z Pauliną
i tylko Ewelina leżała wciąż na glebie starając się opanować.
– Musimy znaleźć jakąś drogę
żeby obejść tę pieprzoną zagrodę. – Brązowowłosa poprawiła skórzaną kurtkę,
strzepnęła niewidzialne pyłki, po czym splunęła na bok. – Napiłabym się czegoś.
– dorzuciła, opierając się o ogrodzenie i pokazując międzynarodowy gest
niechęci do odchodzącego byka.
– Jak tylko nasza księżniczka
zacznie normalnie oddychać spróbujemy przejść nad rzeką. – Ania wskazała wąski
pas zieleni między brzegiem Wisły a zagrodą.
– No… no… no coś ty?! – zaprotestowała
Ewelina, która powoli gramoliła się z ziemi. Już prawie nie przypominała buraka.
– Przecież tam są bagniska! – dorzuciła, kiedy oddech w końcu się wyrównał, a
kasłanie przeszło. – Niski teren? Rwąca woda? Nic ci to nie mówi?
– Nie. Ja w przeciwieństwie
do ciebie nie żyłam pół życia w głuszy. – Ania prychnęła na przyjaciółkę.
– Proponuję przejść pod las.
Tam na pewno znajdziemy ścieżkę myśliwych i dojdziemy do zamku nie wchodząc
ponownie na teren byka.
– Nie to, żebym była
czepialska, ale gdybyś się nie potknęła wcale byśmy go nie odwiedziły. – Ania
chyba wciąż miała za złe przyjaciółce jej niezdarność. Turos jednak ponownie zareagowała odpowiednio i po krótkiej chwili wszyscy znów śmiali się z całej
przygody.
– Skoro już jesteśmy prawie
pod samym lasem, to w sumie można by do niego wejść – dodała niechętnie Ania.
– Wiecie co, ja nie za
bardzo przepadam za chaszczami, a poza tym mam wystarczająco przygód jak na
pierwszy dzień w szkole – Sylwia podeszła do swojej przyjaciółki i złapała ją
pod skrzydełko. – My już sobie pójdziemy zwiedzać zamek. – Blondyna pociągnęła
Paulinę tak, że ta o mało nie wywinęła orła. Ostrożnie, żeby przypadkiem nie
wpaść na zbyt mokrą trawę, zaczęły obchodzić pastwisko wzdłuż płotu przy rzece.
– No i krzyżyk wam na drogę.
– dorzuciła Anna kiedy obie odeszły wystarczająco daleko. – A my idziemy dalej.
Wszystkie trzy ruszyły w stronę lasu i po piętnastu
minutach w końcu udało im się do niego dotrzeć. Ewelina była zadowolona, ba,
nawet dumna z siebie, że doczłapała tak daleko bez marudzenia.
Las wydawał się być dość ponurym miejscem. Sosny i
świerki gdzieniegdzie poprzetykane brzozami i nielicznymi dębami były ogromne i
gałęziaste. Prawie nie przepuszczały słońca, przez co przyjaciółkom wydawało
się, że wchodzą do ciemnego pomieszczenia.
– Jak myślicie…? – Ewelina
pocierała ramiona, które zaczęły drżeć. – Czy historie o wilkołakach i
wampirach są prawdziwe?
– O tych świecących w słońcu
chyba nie – zawyrokowała Sandra.
– Ale o tych krwiożerczych
może już tak – dorzuciła ruda i zaraz pożałowała swych słów, bowiem
przyjaciółki zaczęły głośno szczękać zębami.
Świat Magii był dla Eweliny wymarzonym miejscem, ale
dziewczyna nie przewidziała kilku czynników, z którymi obecnie musiała się
borykać. Po pierwsze, nie działały tu urządzenia elektroniczne, czyli laptop
wypełniony jej ulubionymi grami i muzyką z pewnością może nadawać się jedynie
jako przycisk do papieru, ewentualnie podstawka pod kubek z herbatą. Po drugie,
zupełnie nic nie wiedziała o tym świecie. Nie przeczytała cienkiej broszurki z
najważniejszymi informacjami, nie zapytała też o nic Roberta. Jednym słowem –
była postawiona przed wielką niewiadomą.
Chociaż Świat Techniki wiedział o istnieniu Świata
Magii, tak naprawdę nigdy o nim głośno nie mówił. Wszyscy akceptowali, że
„wybrańcy” dobrowolnie udawali się do Collegiów Magicae, jednak rozmowy na ten
temat były niczym społeczne tabu. Ani politycy, ani wybitni katolicy, ani
dziennikarze nie tykali Świata Magii. Może działo się tak za sprawą zaklęć, a
może po prostu się go bali? Ludzie, którzy na zawsze żegnali się z ziemią
techniczną, mieli odnotowane w dokumentach „Przeniesiony/a” z datą oficjalnego
ostatecznego przejścia i nic więcej.
– Trochę jak akt zgonu… – pomyślała
Ewelina, po czym potknęła się na wystającym z ziemi korzeniu.
– Uważaj – upomniała ją
Ania, szukając wzrokiem wspomnianej przez Solan ścieżki myśliwych. – No i jak
myślisz? Gdzie może być ta droga?
– A czy na pewno chcemy
wejść do tego lasu? – Sandra przypatrywała się ciemnościom z niechętną miną. –
Tam jest na pewno wiele pająków. One czekają na mnie.
– Aj, zupełnie zapomniałam o
twojej arachnofobii. – Kruk poklepała pocieszająco przyjaciółkę, jakby to miało
w jakikolwiek sposób pomóc.
– Powinna być gdzieś tu w
pobliżu. To najlepsze z możliwych miejsc. – Zielonooka zaczęła tłumaczyć
zawiłości swoich domysłów. – Znajdujemy się prawie przy samym brzegu rzeki
gdzie zwierzęta z pewnością chodzą do wodopoju. Ścieżka zatem powinna iść tak,
by idący tyralierą myśliwi mogli odciąć drogę ucieczki zwierzynie.
Pozostałe dziewczyny pokiwały jedynie głowami. Dla
nich nie było to tak oczywiste jak dla Eweliny, ale nie chciały wchodzić z nią
w dyskusję. Po prostu zaczęły rozglądać się za właściwym miejscem.
Poszukiwania nie trwały zbyt długo. Ewelina w końcu
znalazła ścieżkę i szybko zawołała przyjaciółki. Dziewczyny ruszyły w głąb lasu
idąc gęsiego za zielonooką. Zimny wiatr przedzierał się przez korony drzew i
niepokoił pannice, poruszając otaczającymi je „krzaczorami”. Wszystko wyglądało
złowrogo. Nawet ścieżka nie dawała zbytniego pocieszenia.
– W sumie chyba możemy już wracać
do zamku, co…? – wystraszona przez kruka Sandra (który przeleciał tuż obok niej
złowieszczo kracząc) dygotała i namawiała przyjaciółki do powrotu.
– Eeee tam… – powiedziała niezbyt
pewnie Ania. – Pamiętasz? Hej przygodo, zwiedzanie i takie tam…?
Sandra pamiętała i sama przeklinała się w myślach za
podsuwanie głupich pomysłów i przystawanie na nie. Niestety, nic nie mogła na
to poradzić. Milcząca Ewelina szła na przedzie i wyglądała na dość nieobecną.
Przestała nawet dygotać. Teraz rozglądała się na boki, chłonąc widok każdej
roślinki, drzewa i każdego napotkanego grzyba, a trzeba przyznać, że było ich
tam całkiem sporo.
Dziewczyny szły dobre pół godziny nim Ewelina w końcu
się zatrzymała, przyłożyła palec do ust, a następnie zaczęła nasłuchiwać. Sandra
i Ania oczywiście nic nie słyszały, przez co świdrowały przyjaciółkę dość
niespokojnymi spojrzeniami.
– Co się dzieje? – zapytała
rudowłosa, podchodząc do Eweliny, która głęboko wciągała powietrze. Wyglądała
trochę jak pies myśliwski. Dziewczynom wydawało się, że jeszcze chwilka i
szczeknie.
– Nie czujecie?
Dziewczęta przecząco
pokiwały głowami. Nie czuły w powietrzu nic oprócz zapachów lasu. Trochę
igliwia, trochę mchu grzybni i mokrego drzewa oraz gnijących liści. Nic, co
mogłoby zaniepokoić Ewelinę.
– Czuję dym. Ktoś robi
ognisko w lesie.
– Przyjaciel czy wróg? –
Ania jak zawsze była konkretna.
– Przekonamy się.
Ewelina złapała Sandrę i Anię za ręce, po czym
zaczęła ciągnąć je przez zwalone drzewa i wilgotne leśne poszycie. Wszystkie
milczały nie chcąc zwrócić na siebie przedwczesnej uwagi „palących ognisko”.
Minuty mijały, metrów na koncie spacerowiczek wciąż
przybywało, a zapach nasilił się na tyle, że i pozostałe mogły go wyczuć. W
końcu w oddali zobaczyły szary słup dymu, który jakby wychodził z
niewielkiego wzgórza.
– Nie wierzę w to, co widzę.
Przecież na tej górce nie ma nawet ognia! – Ania była sceptycznie nastawiona do
odkrycia.
– Boże, jak cudnie pachnie!
Hmmm…. Ognicho. – Sandra oblizała się ze smakiem. – Ale zjadłabym kiełbaski i
pieczonego chlebka! Mniam, mniam….
– Dopiero co jadłaś – upomniała
ją ruda. – Ty, a gdzie się podziała Ewelina?
Dziewczyny nawet nie zauważyły, kiedy ich
przyjaciółka zniknęła z miejsca, w którym stały. Solanowa, będąc z natury
niezwykle ciekawska, przezwyciężyła lęk przed nieznanym miejscem i teraz
skradała się do wzniesienia niczym zawodowy myśliwy do swej zwierzyny.
Faktem było to, że w młodości chodziła na nagonki
wraz z dziadkiem i nauczyła się tego i owego, ale od jego śmierci raczej nie
korzystała z nabytych umiejętności myśliwskich.
Powoli, uważając żeby przypadkiem nie nadepnąć na
jakąś gałąź i nie narobić zbytniego hałasu zaczęła obchodzić wzniesienie.
Okazało się niespecjalnie duże. Może miało wielkość niewielkiego składziku na
narzędzia pana Jerzego z pod piątki. Dym, który wyczuła z dość znacznej
odległości, z pewnością wychodził z północnowschodniej części nasypu.
Przyglądając się z bliska Ewelina odkryła, że był to twór ludzki. Trawa oraz inne
części leśnego poszycia dość kiepsko przykrywały zbocze i teraz dziewczyna
widziała prześwitujący tu i ówdzie piasek.
– Stać! Nie ruszać się! Ani
drgnij! – Głos, który wypowiedział te słowa był szorstki i niezbyt przyjemny.
Ewelina wyobraziła sobie zarośniętego mężczyznę, który mierzył do niej ze
strzelby, albo raczej z łuku lub też trzymał wielkich dłoniach myśliwski nóż do
patroszenia łupów. Zadrżała ze strachu,
a jej myśli już przedstawiały okropne scenariusze dalszych wydarzeń.
Dziewczynie miękły kolana, kiedy oczami wyobraźni
widziała jak mężczyzna podchodzi do niej i podrzyna jej gardło, śmiejąc się
przy tym radośnie.
– Co tutaj robisz?! Kto cię
przysłał?! Ta zdzira Kasandra, co?! Taaa! Na pewno ona! Powiedz jej, że jak
chce coś kupić, to musi przyjść sama! Nie będziemy sprzedawać pośrednikom!
Ewelina rozglądała się w poszukiwaniu kawałka grubej,
swobodnie leżącej gałęzi, której ewentualnie mogłaby użyć jako broni. W końcu
jej wzrok zatrzymał się na dość odpowiednim kawałku. Rzuciła się w jego
kierunku, po czym chwytając oburącz badyl, odwróciła się szykując się do ataku.
To co zobaczyła przeszło jej najśmielsze oczekiwania. Kilka metrów od niej, w
miejscu, z którego dobiegał niezbyt przyjemny, męski głos stał niewielkich
rozmiarów…
… kot z
limonką na głowie.
– I co się gapisz z wytrzeszczonymi
gałami?! – zapytał wściekły, poruszając przy tym puszystym ogonem. – Mówiłem,
że nic nie sprzedamy pośrednikom! I zostaw ten badyl, bo jeszcze będę musiał
użyć na tobie swoich pazurów!
To było dla Eweliny o wiele za wiele. Kolana się pod
nią ugięły, badyl wypadł z dłoni, a ona sama zaczęła się histerycznie śmiać.
Łzy ciekły ciurkiem po brodzie, a po chwili zaczęło jej brakować powietrza. Nie
mogła się uspokoić, choć sama nie wiedziała dlaczego. Kot natomiast wciąż
siedział na swoim miejscu i gapił się na nią swymi wielkimi oczami.
Ania i Sandra zjawiły się kilka chwil po usłyszeniu
głośnego rechotu. Drzewa zasłaniały im kota, dlatego nie bardzo wiedziały co
się dzieje.
– Pa… pa….papa….papatrzcie!
– wysapała Ewelina, pokazując w stronę oburzonego kota.
– Ucisz się, bo zaraz ktoś
nieproszony się tu zleci! – warknął, a raczej miauknął wrednie kocur, po czym
zbliżył się do leżącej Eweliny.
Obie przyjaciółki wytrzeszczyły oczy widząc mówiącego
kota z limonką na głowie.
– Bombardier, co jest, do
cholery? – Ze środka ziemi nie wiadomo
jak i skąd pojawiła się połówka dziewczyny. – Co to za koty? – zapytała, przyglądając się
przyjaciółkom.
Miała
długie brązowe włosy opadające na ramiona kaskadą delikatnych fal. Ostry,
ciemny makijaż kontrastował z jej bladą skórą. Była naprawdę ładna. Wąska
twarz, a także widziane pół ciała ubrane w czarny gorset i czarną koszulę,
wyglądały naprawdę kobieco, jednakże prezentowana przez nią mina wydawała się
raczej wredna. Potwierdziły to także kolejne słowa, jakie wydobyły się z jej
ust.
– Albo kupujecie, albo
wynocha! I niech mi która piśnie słówkiem, że była w mojej bimbrowni….
Kot odkaszlnął, a przynajmniej tak wydawało się
dziewczynom.
– W naszej bimbrowni –
poprawiła się szatynka. – Powtórzę: jeśli któraś wypapla o tym, co tu widziała,
zabiję w bardzo niemiły sposób!
bimberek :D
OdpowiedzUsuńkot z limonką na głowie ??
Hhaahah, dobre, dobre, rozbawiłaś mnie tym kotem hahah xD
OdpowiedzUsuńNie dziwię się, że Ewelina turlała się ze śmiechu. Gadający kot? I to z limonką na głowie xD niezłe połączenie xD
Bimbrownia? Brzmi ciekawie xD hahah, wiem co nieco o tym ;]
Ale chwilami wiało grozą, ciekawe co by się stało gdyby kocur rzucił się na nią, alb przyjaciółki\? hahaa xD podobał mi się rozdział, i to bardzo ;)))
Pozdrawiam ;))
Wielki Hetmanie Rowi! Dzięki za Bombardiera ^^ ciekawe co to za panna... Muszę się zastanowić co Paulinka chciałaby dostać na Gwiazdkę. I zabrać się porządnie za konkurs. Z tego tutaj rozdziału najlepsza była reakcja Ewelinki. I "co to za koty" mnie rozwaliło :-D Albo psiapsiółki. Jak mówi jedna to zawsze w imieniu obu o_O Cudne to jest. Po prostu cudne!
OdpowiedzUsuńHahahahhah ! To już wiem , o co chodziło z tym kotem w bohaterach! ;d
OdpowiedzUsuńŚwietny rozdział <3
Czekam na następny . ;*
Przeczytane - AMEN. Niestety chyba nie jestem w stanie skomentować tego kota. Moja mina w tym momencie wyraża jednogłośne: WTF? A ząbki szczerzą się do uśmieszku. ^^ Brawo, brawo panienko Rowi :D
OdpowiedzUsuńDobry kot nie jest zły ^^ Tak na serio - świetne!
OdpowiedzUsuńCały rozdział jak zwykle czytało mi się miło, szybko i z uśmiechem na ustach. Haha umiesz mnie rozbawić.
Nie wiem czemu, ale bardzo spodobało mi się słowo "badyl". Ja sama bym go nie użyła, ale do Twojego stylu pasuje jak ulał.
Pozdrawiam i czekam na ciąg dalszy^^
Bombardier love :3 przeczytane :D
OdpowiedzUsuńAnix
Kot z... limonką??? Chyba nie mogę tego czytać w pracy, koledzy się dziwnie patrzą jak uśmiecham się do monitora.
OdpowiedzUsuńTrochę mi się mylą bohaterki :D
OdpowiedzUsuńBimbrownia? Czyżby Jakub z Semenem zawitali na Mazowsze :D
O tym wszak głośno mówić nie mogę, ale mieli całkiem sporo wspólnego z powstaniem tego jakże zacnego przybytku :]
UsuńJeśli mylą ci się bohaterki, polecam otworzyć zakładkę z bohaterami :p A no i zapraszam dodatkowo do tej poświęconej Światu Magii :p
Bardzo pomocne, jestem pod wrażeniem tego bloga :)
OdpowiedzUsuńOj bardzo dziękuję :) Cieszę się, że moja praca wywołuje takie emocje
UsuńHahahahahahahahahaha! Leżę i kwiczę ze śmiechu! Kot z limonką na głowie robi bimber z jakąś laską! Dobreeee! Dobre! xD O rany... Hahaha... Ostatni raz się tak uśmiałam jak jak zobaczyłam jak mój pies leży i gryzie ojca w stopę xD
OdpowiedzUsuńBombardier jest bardzo oryginalnym zwierzakiem i z pewnością będzie przewijał się jeszcze nie raz w różnych sytuacjach. XD Widzisz zawsze musi być jakiś wątek komediowy :p Cieszę się, że cię rozbawiłam :) To takie motywujące ;p
Usuń"żywy schabowy"? Hahahahaha, z czymś takim to się jeszcze nie spotkałam. Przynajmniej nie w odniesieniu do byka. Do pewnej polonistki to nieco inna sprawa...
OdpowiedzUsuń"Międzynarodowy gest niechęci" - cóż za dyplomatyczne określenie!
Kod z limonką na głowie? Produkujący bibmer? Zaraz to ja zacznę ryczeć ze śmiechu ;D
Wyobrażenie sobie tej akcji było cudownym przeżyciem :D Jeśli ktoś nie ma pomysłu na poprawienie sobie humoru, może poczytać sobie ten fragment xD Ogłaszam uroczyście, że jestem nową fanką Bombadiera i niecierpliwie wyczekuję kolejnej wzmianki o nim ;D
Bimber... Nie no, zaraz padnę xD
Ten rozdział narobił mi ochoty na samotny spacerek po lesie...
No nic, na dziś wystarczy tego dobrego.
Ach no staram się ubarwić nieco język wypowiedzi w mym dziele :D Brzmi od razu lepiej no nie? Kot z limonką na głowie powstał przypadkiem jako wątek humorystyczny :) Pomysłodawcą, a w zasadzie natchnieniem tym razem była moja przyjaciółka Sandra. Później poszło z górki :P Poczytaj sobie opisy bohaterów :D I tam znajdziesz Bombardiera :p
UsuńJeszcze trochę i Bombom będzie miał swój własny fanklub ;p
Matko... czy ty sugerujesz, że tu się nie dało słuchać żądnej muzyki?!?!?!?!?!!!?!!!!!!???!?!??!??!!!? Już mi się tu nie podoba.
OdpowiedzUsuńKOT Z LIMONKĄ NA GŁOWIE, HAHAHHAHAHAHAHAHHAHAHAHAHAHAHA!!!!!! Lubię limonkę :3
"To było dla Eweliny o wiele za wiele." - nie sądzisz, że to zdanie dziwnie brzmi? ;)
Ok, od początku. Nie wiem, po kiego one się tam pchały, ja bym zawracała. Myślałam, że ten las to takie jak Zakazany Las, ale na szczęście się pomyliłam
. No ale w s umie źle nie skończyły, to znaczy chyba, bo teraz jeszcze kwestia powrotu zostaje, nie? ;) Ale ta wiedźma mnie zaintrygowała - piękna z kotem... z limonką na łbie... ale wredna, więc wiedźma. A kim jest Kasandra, hm? ;> Też ładne imię, takie wiedźmowate trochę, co? :D No dobra, ostatni odcinek przeczytam i idę spać, choć nie wiem, jak zasnę w takim upale :< Pozdrawiam! :D
Oj Kasandra jest wredna jak nic ;p Wredne imię dla wrednej pannicy ;p U mnie raczej nie ma zakazanych miejsc :) Są takie, które jeszcze nie zostały odkryte :) W okolicach zamku jest raczej bezpiecznie, a żadne niebezpieczne stworzenia nie krążą czyhając na studenciaków ;p Kot z limonką na głowie to mój ulubieniec i tyle ;p Wątek humorystyczny odhaczone ;p
Usuń"Wyglądała trochę jak pies myśliwski. Dziewczynom wydawało się, że jeszcze chwilka i szczeknie."
OdpowiedzUsuńHahahaha xD Postać kota też jest świetna :D Idę czytać dalej :)
Księżniczko mkniesz jak burza :) Łykasz rozdział po rozdziale, no jestem pod wrażeniem :D
Usuń