środa, 12 grudnia 2012

Chapter 9

                Psychologia tłumu zadziałała i zamiast uciekać na boki czy też się rozdzielić, dziewczyny biegły za blondyną, która gnała przed nimi. Ewelinie w końcu udało się nabrać własnego tempa i nie musiała już być ciągnięta przez Anię. Niestety, byk również stał się żwawszy i przyspieszył, co spotkało się z głośną dezaprobatą drących się na cały regulator Pauliny i Sylwii. W sumie było to trochę dziwne, że nie pojawił się żaden z ludzi widzianych wcześniej przez dziewczyny.
                Los czasem bywa jednak łaskawy i cała piątka wyszła cało ze spotkania z żywym schabowym. Pastwisko w końcu skończyło się drewnianym ogrodzeniem, dzięki czemu pannice mogły uciec z zasięgu rogów byka.
– Ni… nigdy… nigdy więcej! – wysapała Ewelina padając plackiem na ziemię. Wyglądała jakby miała zaraz wyzionąć ducha. Kiepska kondycja dawała o sobie znać. Krew zaczerwieniła całą twarz, zaś oddech był strasznie chrapliwy.
– Widzisz…?! Widzisz…?! – Zaczęła Sandra, która już powoli wyrównywała oddech. – Gdybyś tyle nie paliła i choć trochę wzięła się za ćwiczenia, nie miałabyś teraz takich problemów!
                Solanowa chciała rzucić jakąś kąśliwą uwagę, ale biorąc wdech zaczęła kasłać jak szalona, więc machnęła tylko ręką i zwinęła się w pozycję embrionalną, starając się wrócić do normalności.
                Ania i Sylwia, które w Świecie Techniki regularnie ćwiczyły (ruda taniec jazzowy ,zaś blondie biegi), stały wyprostowane i rozglądały się po okolicy, Sandra też już dochodziła do siebie razem z Pauliną i tylko Ewelina leżała wciąż na glebie starając się opanować.
– Musimy znaleźć jakąś drogę żeby obejść tę pieprzoną zagrodę. – Brązowowłosa poprawiła skórzaną kurtkę, strzepnęła niewidzialne pyłki, po czym splunęła na bok. – Napiłabym się czegoś. – dorzuciła, opierając się o ogrodzenie i pokazując międzynarodowy gest niechęci do odchodzącego byka.
– Jak tylko nasza księżniczka zacznie normalnie oddychać spróbujemy przejść nad rzeką. – Ania wskazała wąski pas zieleni między brzegiem Wisły a zagrodą.
– No… no… no coś ty?! – zaprotestowała Ewelina, która powoli gramoliła się z ziemi. Już prawie nie przypominała buraka. – Przecież tam są bagniska! – dorzuciła, kiedy oddech w końcu się wyrównał, a kasłanie przeszło. – Niski teren? Rwąca woda? Nic ci to nie mówi?
– Nie. Ja w przeciwieństwie do ciebie nie żyłam pół życia w głuszy. – Ania prychnęła na przyjaciółkę.
– Proponuję przejść pod las. Tam na pewno znajdziemy ścieżkę myśliwych i dojdziemy do zamku nie wchodząc ponownie na teren byka.
– Nie to, żebym była czepialska, ale gdybyś się nie potknęła wcale byśmy go nie odwiedziły. – Ania chyba wciąż miała za złe przyjaciółce jej niezdarność. Turos jednak ponownie zareagowała odpowiednio i po krótkiej chwili wszyscy znów śmiali się z całej przygody.
– Skoro już jesteśmy prawie pod samym lasem, to w sumie można by do niego wejść – dodała niechętnie Ania.
– Wiecie co, ja nie za bardzo przepadam za chaszczami, a poza tym mam wystarczająco przygód jak na pierwszy dzień w szkole – Sylwia podeszła do swojej przyjaciółki i złapała ją pod skrzydełko. – My już sobie pójdziemy zwiedzać zamek. – Blondyna pociągnęła Paulinę tak, że ta o mało nie wywinęła orła. Ostrożnie, żeby przypadkiem nie wpaść na zbyt mokrą trawę, zaczęły obchodzić pastwisko wzdłuż płotu przy rzece.
– No i krzyżyk wam na drogę. – dorzuciła Anna kiedy obie odeszły wystarczająco daleko. – A my idziemy dalej.
                Wszystkie trzy ruszyły w stronę lasu i po piętnastu minutach w końcu udało im się do niego dotrzeć. Ewelina była zadowolona, ba, nawet dumna z siebie, że doczłapała tak daleko bez marudzenia.
                Las wydawał się być dość ponurym miejscem. Sosny i świerki gdzieniegdzie poprzetykane brzozami i nielicznymi dębami były ogromne i gałęziaste. Prawie nie przepuszczały słońca, przez co przyjaciółkom wydawało się, że wchodzą do ciemnego pomieszczenia.
– Jak myślicie…? – Ewelina pocierała ramiona, które zaczęły drżeć. – Czy historie o wilkołakach i wampirach są prawdziwe?
– O tych świecących w słońcu chyba nie – zawyrokowała Sandra.
– Ale o tych krwiożerczych może już tak – dorzuciła ruda i zaraz pożałowała swych słów, bowiem przyjaciółki zaczęły głośno szczękać zębami.
                Świat Magii był dla Eweliny wymarzonym miejscem, ale dziewczyna nie przewidziała kilku czynników, z którymi obecnie musiała się borykać. Po pierwsze, nie działały tu urządzenia elektroniczne, czyli laptop wypełniony jej ulubionymi grami i muzyką z pewnością może nadawać się jedynie jako przycisk do papieru, ewentualnie podstawka pod kubek z herbatą. Po drugie, zupełnie nic nie wiedziała o tym świecie. Nie przeczytała cienkiej broszurki z najważniejszymi informacjami, nie zapytała też o nic Roberta. Jednym słowem – była postawiona przed wielką niewiadomą.
                Chociaż Świat Techniki wiedział o istnieniu Świata Magii, tak naprawdę nigdy o nim głośno nie mówił. Wszyscy akceptowali, że „wybrańcy” dobrowolnie udawali się do Collegiów Magicae, jednak rozmowy na ten temat były niczym społeczne tabu. Ani politycy, ani wybitni katolicy, ani dziennikarze nie tykali Świata Magii. Może działo się tak za sprawą zaklęć, a może po prostu się go bali? Ludzie, którzy na zawsze żegnali się z ziemią techniczną, mieli odnotowane w dokumentach „Przeniesiony/a” z datą oficjalnego ostatecznego przejścia i nic więcej.
Trochę jak akt zgonu… –  pomyślała Ewelina, po czym potknęła się na wystającym z ziemi korzeniu.
– Uważaj – upomniała ją Ania, szukając wzrokiem wspomnianej przez Solan ścieżki myśliwych. – No i jak myślisz? Gdzie może być ta droga?
– A czy na pewno chcemy wejść do tego lasu? – Sandra przypatrywała się ciemnościom z niechętną miną. – Tam jest na pewno wiele pająków. One czekają na mnie.
– Aj, zupełnie zapomniałam o twojej arachnofobii. – Kruk poklepała pocieszająco przyjaciółkę, jakby to miało w jakikolwiek sposób pomóc.
– Powinna być gdzieś tu w pobliżu. To najlepsze z możliwych miejsc. – Zielonooka zaczęła tłumaczyć zawiłości swoich domysłów. – Znajdujemy się prawie przy samym brzegu rzeki gdzie zwierzęta z pewnością chodzą do wodopoju. Ścieżka zatem powinna iść tak, by idący tyralierą myśliwi mogli odciąć drogę ucieczki  zwierzynie.
                Pozostałe dziewczyny pokiwały jedynie głowami. Dla nich nie było to tak oczywiste jak dla Eweliny, ale nie chciały wchodzić z nią w dyskusję. Po prostu zaczęły rozglądać się za właściwym miejscem.
                Poszukiwania nie trwały zbyt długo. Ewelina w końcu znalazła ścieżkę i szybko zawołała przyjaciółki. Dziewczyny ruszyły w głąb lasu idąc gęsiego za zielonooką. Zimny wiatr przedzierał się przez korony drzew i niepokoił pannice, poruszając otaczającymi je „krzaczorami”. Wszystko wyglądało złowrogo. Nawet ścieżka nie dawała zbytniego pocieszenia.
– W sumie chyba możemy już wracać do zamku, co…? – wystraszona przez kruka Sandra (który przeleciał tuż obok niej złowieszczo kracząc) dygotała i namawiała przyjaciółki do powrotu.
– Eeee tam… – powiedziała niezbyt pewnie Ania. – Pamiętasz? Hej przygodo, zwiedzanie i takie tam…?
                Sandra pamiętała i sama przeklinała się w myślach za podsuwanie głupich pomysłów i przystawanie na nie. Niestety, nic nie mogła na to poradzić. Milcząca Ewelina szła na przedzie i wyglądała na dość nieobecną. Przestała nawet dygotać. Teraz rozglądała się na boki, chłonąc widok każdej roślinki, drzewa i każdego napotkanego grzyba, a trzeba przyznać, że było ich tam całkiem sporo.
                Dziewczyny szły dobre pół godziny nim Ewelina w końcu się zatrzymała, przyłożyła palec do ust, a następnie zaczęła nasłuchiwać. Sandra i Ania oczywiście nic nie słyszały, przez co świdrowały przyjaciółkę dość niespokojnymi spojrzeniami.
– Co się dzieje? – zapytała rudowłosa, podchodząc do Eweliny, która głęboko wciągała powietrze. Wyglądała trochę jak pies myśliwski. Dziewczynom wydawało się, że jeszcze chwilka i szczeknie.
– Nie czujecie?
                Dziewczęta  przecząco pokiwały głowami. Nie czuły w powietrzu nic oprócz zapachów lasu. Trochę igliwia, trochę mchu grzybni i mokrego drzewa oraz gnijących liści. Nic, co mogłoby zaniepokoić Ewelinę.
– Czuję dym. Ktoś robi ognisko w lesie.
– Przyjaciel czy wróg? – Ania jak zawsze była konkretna.
– Przekonamy się.
                Ewelina złapała Sandrę i Anię za ręce, po czym zaczęła ciągnąć je przez zwalone drzewa i wilgotne leśne poszycie. Wszystkie milczały nie chcąc zwrócić na siebie przedwczesnej uwagi „palących ognisko”.
                Minuty mijały, metrów na koncie spacerowiczek wciąż przybywało, a zapach nasilił się na tyle, że i pozostałe mogły go wyczuć. W końcu w oddali zobaczyły szary słup dymu, który jakby wychodził z niewielkiego wzgórza.
– Nie wierzę w to, co widzę. Przecież na tej górce nie ma nawet ognia! – Ania była sceptycznie nastawiona do odkrycia.
– Boże, jak cudnie pachnie! Hmmm…. Ognicho. – Sandra oblizała się ze smakiem. – Ale zjadłabym kiełbaski i pieczonego chlebka! Mniam, mniam….
– Dopiero co jadłaś – upomniała ją ruda. – Ty, a gdzie się podziała Ewelina?
                Dziewczyny nawet nie zauważyły, kiedy ich przyjaciółka zniknęła z miejsca, w którym stały. Solanowa, będąc z natury niezwykle ciekawska, przezwyciężyła lęk przed nieznanym miejscem i teraz skradała się do wzniesienia niczym zawodowy myśliwy do swej zwierzyny.
                Faktem było to, że w młodości chodziła na nagonki wraz z dziadkiem i nauczyła się tego i owego, ale od jego śmierci raczej nie korzystała z nabytych umiejętności myśliwskich.
                Powoli, uważając żeby przypadkiem nie nadepnąć na jakąś gałąź i nie narobić zbytniego hałasu zaczęła obchodzić wzniesienie. Okazało się niespecjalnie duże. Może miało wielkość niewielkiego składziku na narzędzia pana Jerzego z pod piątki. Dym, który wyczuła z dość znacznej odległości, z pewnością wychodził z północnowschodniej części nasypu. Przyglądając się z bliska Ewelina odkryła, że był to twór ludzki. Trawa oraz inne części leśnego poszycia dość kiepsko przykrywały zbocze i teraz dziewczyna widziała prześwitujący tu i ówdzie piasek.
– Stać! Nie ruszać się! Ani drgnij! – Głos, który wypowiedział te słowa był szorstki i niezbyt przyjemny. Ewelina wyobraziła sobie zarośniętego mężczyznę, który mierzył do niej ze strzelby, albo raczej z łuku lub też trzymał wielkich dłoniach myśliwski nóż do patroszenia łupów.  Zadrżała ze strachu, a jej myśli już przedstawiały okropne scenariusze dalszych wydarzeń.
                Dziewczynie miękły kolana, kiedy oczami wyobraźni widziała jak mężczyzna podchodzi do niej i podrzyna jej gardło, śmiejąc się przy tym radośnie. 
– Co tutaj robisz?! Kto cię przysłał?! Ta zdzira Kasandra, co?! Taaa! Na pewno ona! Powiedz jej, że jak chce coś kupić, to musi przyjść sama! Nie będziemy sprzedawać pośrednikom!
                Ewelina rozglądała się w poszukiwaniu kawałka grubej, swobodnie leżącej gałęzi, której ewentualnie mogłaby użyć jako broni. W końcu jej wzrok zatrzymał się na dość odpowiednim kawałku. Rzuciła się w jego kierunku, po czym chwytając oburącz badyl, odwróciła się szykując się do ataku. To co zobaczyła przeszło jej najśmielsze oczekiwania. Kilka metrów od niej, w miejscu, z którego dobiegał niezbyt przyjemny, męski głos stał niewielkich rozmiarów…
… kot z limonką na głowie.
– I co się gapisz z wytrzeszczonymi gałami?! – zapytał wściekły, poruszając przy tym puszystym ogonem. – Mówiłem, że nic nie sprzedamy pośrednikom! I zostaw ten badyl, bo jeszcze będę musiał użyć na tobie swoich pazurów!
                To było dla Eweliny o wiele za wiele. Kolana się pod nią ugięły, badyl wypadł z dłoni, a ona sama zaczęła się histerycznie śmiać. Łzy ciekły ciurkiem po brodzie, a po chwili zaczęło jej brakować powietrza. Nie mogła się uspokoić, choć sama nie wiedziała dlaczego. Kot natomiast wciąż siedział na swoim miejscu i gapił się na nią swymi wielkimi oczami.
                Ania i Sandra zjawiły się kilka chwil po usłyszeniu głośnego rechotu. Drzewa zasłaniały im kota, dlatego nie bardzo wiedziały co się dzieje.
– Pa… pa….papa….papatrzcie! – wysapała Ewelina, pokazując w stronę oburzonego kota.
– Ucisz się, bo zaraz ktoś nieproszony się tu zleci! – warknął, a raczej miauknął wrednie kocur, po czym zbliżył się do leżącej Eweliny.
                Obie przyjaciółki wytrzeszczyły oczy widząc mówiącego kota z limonką na głowie.
– Bombardier, co jest, do cholery? –  Ze środka ziemi nie wiadomo jak i skąd pojawiła się połówka dziewczyny.  – Co to za koty? – zapytała, przyglądając się przyjaciółkom.
Miała długie brązowe włosy opadające na ramiona kaskadą delikatnych fal. Ostry, ciemny makijaż kontrastował z jej bladą skórą. Była naprawdę ładna. Wąska twarz, a także widziane pół ciała ubrane w czarny gorset i czarną koszulę, wyglądały naprawdę kobieco, jednakże prezentowana przez nią mina wydawała się raczej wredna. Potwierdziły to także kolejne słowa, jakie wydobyły się z jej ust.
– Albo kupujecie, albo wynocha! I niech mi która piśnie słówkiem, że była w mojej bimbrowni….
                Kot odkaszlnął, a przynajmniej tak wydawało się dziewczynom.
– W naszej bimbrowni – poprawiła się szatynka. – Powtórzę: jeśli któraś wypapla o tym, co tu widziała, zabiję w bardzo niemiły sposób!

20 komentarzy:

  1. bimberek :D

    kot z limonką na głowie ??

    OdpowiedzUsuń
  2. Hhaahah, dobre, dobre, rozbawiłaś mnie tym kotem hahah xD
    Nie dziwię się, że Ewelina turlała się ze śmiechu. Gadający kot? I to z limonką na głowie xD niezłe połączenie xD
    Bimbrownia? Brzmi ciekawie xD hahah, wiem co nieco o tym ;]
    Ale chwilami wiało grozą, ciekawe co by się stało gdyby kocur rzucił się na nią, alb przyjaciółki\? hahaa xD podobał mi się rozdział, i to bardzo ;)))

    Pozdrawiam ;))

    OdpowiedzUsuń
  3. Wielki Hetmanie Rowi! Dzięki za Bombardiera ^^ ciekawe co to za panna... Muszę się zastanowić co Paulinka chciałaby dostać na Gwiazdkę. I zabrać się porządnie za konkurs. Z tego tutaj rozdziału najlepsza była reakcja Ewelinki. I "co to za koty" mnie rozwaliło :-D Albo psiapsiółki. Jak mówi jedna to zawsze w imieniu obu o_O Cudne to jest. Po prostu cudne!

    OdpowiedzUsuń
  4. Hahahahhah ! To już wiem , o co chodziło z tym kotem w bohaterach! ;d
    Świetny rozdział <3
    Czekam na następny . ;*

    OdpowiedzUsuń
  5. Przeczytane - AMEN. Niestety chyba nie jestem w stanie skomentować tego kota. Moja mina w tym momencie wyraża jednogłośne: WTF? A ząbki szczerzą się do uśmieszku. ^^ Brawo, brawo panienko Rowi :D

    OdpowiedzUsuń
  6. Dobry kot nie jest zły ^^ Tak na serio - świetne!
    Cały rozdział jak zwykle czytało mi się miło, szybko i z uśmiechem na ustach. Haha umiesz mnie rozbawić.
    Nie wiem czemu, ale bardzo spodobało mi się słowo "badyl". Ja sama bym go nie użyła, ale do Twojego stylu pasuje jak ulał.
    Pozdrawiam i czekam na ciąg dalszy^^

    OdpowiedzUsuń
  7. Bombardier love :3 przeczytane :D
    Anix

    OdpowiedzUsuń
  8. Kot z... limonką??? Chyba nie mogę tego czytać w pracy, koledzy się dziwnie patrzą jak uśmiecham się do monitora.

    OdpowiedzUsuń
  9. Trochę mi się mylą bohaterki :D

    Bimbrownia? Czyżby Jakub z Semenem zawitali na Mazowsze :D

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. O tym wszak głośno mówić nie mogę, ale mieli całkiem sporo wspólnego z powstaniem tego jakże zacnego przybytku :]
      Jeśli mylą ci się bohaterki, polecam otworzyć zakładkę z bohaterami :p A no i zapraszam dodatkowo do tej poświęconej Światu Magii :p

      Usuń
  10. Bardzo pomocne, jestem pod wrażeniem tego bloga :)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Oj bardzo dziękuję :) Cieszę się, że moja praca wywołuje takie emocje

      Usuń
  11. Hahahahahahahahahaha! Leżę i kwiczę ze śmiechu! Kot z limonką na głowie robi bimber z jakąś laską! Dobreeee! Dobre! xD O rany... Hahaha... Ostatni raz się tak uśmiałam jak jak zobaczyłam jak mój pies leży i gryzie ojca w stopę xD

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Bombardier jest bardzo oryginalnym zwierzakiem i z pewnością będzie przewijał się jeszcze nie raz w różnych sytuacjach. XD Widzisz zawsze musi być jakiś wątek komediowy :p Cieszę się, że cię rozbawiłam :) To takie motywujące ;p

      Usuń
  12. "żywy schabowy"? Hahahahaha, z czymś takim to się jeszcze nie spotkałam. Przynajmniej nie w odniesieniu do byka. Do pewnej polonistki to nieco inna sprawa...
    "Międzynarodowy gest niechęci" - cóż za dyplomatyczne określenie!
    Kod z limonką na głowie? Produkujący bibmer? Zaraz to ja zacznę ryczeć ze śmiechu ;D
    Wyobrażenie sobie tej akcji było cudownym przeżyciem :D Jeśli ktoś nie ma pomysłu na poprawienie sobie humoru, może poczytać sobie ten fragment xD Ogłaszam uroczyście, że jestem nową fanką Bombadiera i niecierpliwie wyczekuję kolejnej wzmianki o nim ;D
    Bimber... Nie no, zaraz padnę xD
    Ten rozdział narobił mi ochoty na samotny spacerek po lesie...
    No nic, na dziś wystarczy tego dobrego.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Ach no staram się ubarwić nieco język wypowiedzi w mym dziele :D Brzmi od razu lepiej no nie? Kot z limonką na głowie powstał przypadkiem jako wątek humorystyczny :) Pomysłodawcą, a w zasadzie natchnieniem tym razem była moja przyjaciółka Sandra. Później poszło z górki :P Poczytaj sobie opisy bohaterów :D I tam znajdziesz Bombardiera :p
      Jeszcze trochę i Bombom będzie miał swój własny fanklub ;p

      Usuń
  13. Matko... czy ty sugerujesz, że tu się nie dało słuchać żądnej muzyki?!?!?!?!?!!!?!!!!!!???!?!??!??!!!? Już mi się tu nie podoba.
    KOT Z LIMONKĄ NA GŁOWIE, HAHAHHAHAHAHAHAHHAHAHAHAHAHAHA!!!!!! Lubię limonkę :3
    "To było dla Eweliny o wiele za wiele." - nie sądzisz, że to zdanie dziwnie brzmi? ;)
    Ok, od początku. Nie wiem, po kiego one się tam pchały, ja bym zawracała. Myślałam, że ten las to takie jak Zakazany Las, ale na szczęście się pomyliłam
    . No ale w s umie źle nie skończyły, to znaczy chyba, bo teraz jeszcze kwestia powrotu zostaje, nie? ;) Ale ta wiedźma mnie zaintrygowała - piękna z kotem... z limonką na łbie... ale wredna, więc wiedźma. A kim jest Kasandra, hm? ;> Też ładne imię, takie wiedźmowate trochę, co? :D No dobra, ostatni odcinek przeczytam i idę spać, choć nie wiem, jak zasnę w takim upale :< Pozdrawiam! :D

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Oj Kasandra jest wredna jak nic ;p Wredne imię dla wrednej pannicy ;p U mnie raczej nie ma zakazanych miejsc :) Są takie, które jeszcze nie zostały odkryte :) W okolicach zamku jest raczej bezpiecznie, a żadne niebezpieczne stworzenia nie krążą czyhając na studenciaków ;p Kot z limonką na głowie to mój ulubieniec i tyle ;p Wątek humorystyczny odhaczone ;p

      Usuń
  14. "Wyglądała trochę jak pies myśliwski. Dziewczynom wydawało się, że jeszcze chwilka i szczeknie."
    Hahahaha xD Postać kota też jest świetna :D Idę czytać dalej :)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Księżniczko mkniesz jak burza :) Łykasz rozdział po rozdziale, no jestem pod wrażeniem :D

      Usuń

Zaczarowani

Filmiki