Poranek zastał Ewelinę
w niezbyt przyjemnym nastroju. W głowie jej łupało, jakby oberwała kamieniem, a
piękne i dość szerokie łóżko było zajęte w osiemdziesięciu procentach przez
śpiącą w najlepsze Anię. Kiedy spojrzała
na zegarek, okazało się, że było
zaledwie kilka minut po siódmej.
- No tak! – mruknęła niezadowolona. Zawsze kiedy piła i szła późno spać,
budziła się po kilku godzinach, by następnie umierać do końca dnia. Taki był
już jej marny los. Dobrze, że przynajmniej zawroty głowy jako tako ustąpiły.
Wstała z łóżka i
usiadła przy toaletce. Wyglądała fatalnie. Makijaż z poprzedniego dnia utworzył
coś w rodzaju maski. Rozmazane cienie, tusz i kredka mieszały się z błotem i
chyba trawą.
Ewelina westchnęła,
przypominając sobie szalony wieczór. Bawiły się przednio, dopóki Ance nie
zaczęło odbijać. Najpierw zatrzymała się jak słup soli i nie chciała się
ruszyć, a chwilę później patrzyła w przestrzeń przed sobą. Potem… potem było
już tylko gorzej. Dziewczyna zaczęła coś paplać w jakimś dziwnym,
niezrozumiałym języku, aż w końcu dostała torsji i wypluła wszystko, co w sobie
skumulowała. Sandra i Ewelina same mając problemy z równowagą, podtrzymywały
przyjaciółkę, by nie zabrudziła mundurka, a następnie postanowiły zawlec ją do
pokoju Eweliny. Nie był najbliżej, ale właśnie do niego miały drogę pozbawioną
zbędnych świadków.
Kiedy w końcu dotarły
do kwatery, Sandra położyła „zwłoki” Ani, a następnie uciekła do siebie. W
końcu jakby nie patrzyć, trafiły tuż przed ciszą nocną.
Solanowa westchnęła po
raz kolejny, sięgając zarazem po wacik nasączony mleczkiem. Ćmienie w skroniach
robiło się coraz bardziej uciążliwie, a przez ciało przeszły pierwsze dreszcze
– oznaka utylizacji alkoholu.
- Boshe, za jakie grzechy. Nigdy więcej – mruczała do siebie, ścierając
makijaż.
Ania stęknęła cicho, po
czym przewróciła się na brzuch, zajmując pełne sto procent powierzchni.
Ewelina zaczęła szukać
apteczki, którą skompletowała przed wyjazdem i delikatnie drżącymi rękami w
końcu dobrała się do aspiryny. Zamówiła w magiczny sposób szklankę z letnią
wodą i rozpuściła lek, po czym duszkiem go wypiła.
Nie mogła wrócić do
łóżka – Ania skutecznie przejęła je w posiadanie, tak więc postanowiła wziąć
relaksującą kąpiel w wannie. Wzięła drugi komplet mundurka, ponieważ pierwszy
wyglądał jakby go stratowało stado koni, a następnie ruszyła do łazienki.
We wspólnym panowała
grobowa cisza. Żadna z dziewczyn jeszcze nie wstała. W sumie była niedziela, więc
czemu się dziwić?
Cichutko, aby
niepotrzebnie nikogo nie obudzić, weszła do łazienki i zamknęła za sobą drzwi.
Położyła czyste ubrania na niewielkiej półeczce, brudne zaś zdjęła i rzuciła w kąt, z myślą o
wyczyszczeniu go od razu po kąpieli.
Odkręciła kurek, a do
złotej wanny poleciał strumień ciepłej, parującej wody. Szybko przegrzebała
swoją półkę, gdzie zostawiła cześć kosmetyków i wyłowiła płyn do kąpieli o
zapachu lilii, a także szampon i odżywkę. Żel do mycia przyniosła w drugiej
turze wraz z puchatym ręcznikiem. Kiedy była gotowa, weszła do spienionej,
ciepłej wody i cała się zanurzyła. Woda
przyjemnie koiła i niesamowicie relaksowała. Nie wiedząc nawet kiedy, zamknęła
oczy i zasnęła.
Siedziała po środku
polany tuż pod rozłożystym dębem, ubrana w zwiewną, białą sukienkę, a wokół
niej tłoczyły się zwierzęta. Tu sowa przysiadła na ramieniu, tam jeleń wciskał
pod jej pachę swój mokry, zimny nos, kawałek dalej rodzina królików przyglądała
się czerwonowłosej z zaciekawieniem, gdzieś nad głową szybował jakiś myszołów
czy coś, a spomiędzy liści dobiegało ciche krakanie. Dwie wiewiórki ganiały
wokół jej rąk i nóg, piszcząc radośnie, zaś całkiem spory dzik chrumkał kilka
metrów dalej. Nie zabrakło także lisich szczeniaczków bawiących się w zapasy.
Wszystko otaczał
głęboki spokój i cisza mącona jedynie dźwiękami natury. Ewelina westchnęła, po
czym podrapała jelonka za uchem. Jego futro było takie ciepłe. Czas płynął, a
ona wciąż patrzyła na zwierzęta uśmiechając się coraz bardziej z każdą chwilą.
Nagle z oddali do jej
uszu dobiegł głośny huk, jaki z pewnością towarzyszy wystrzałowi z broni
palnej. Zwierzęta zastrzygły uszami, po
czym uciekły w popłochu. Dziewczyna
została sama.
Niebieskie do tej pory
niebo zaczęło szarzeć, a do tego zerwał się strasznie zimny wiatr, który zaczął
szarpać cienką sukienką. Przez ciało Eweliny zaczęły przechodzić dreszcze,
których za żadne skarby nie mogła się pozbyć. Otuliła się ramionami i czekała
na to, co wyjdzie z lasu.
Nie musiała długo
czekać. Pierwsza postać pojawiła się chwilę później. Miała na sobie czarny
strój przewiązany czerwoną szarfą. W dłoniach trzymała strzelbę wycelowaną w
drzewo. Nie minęło mrugnięcie oka, kiedy tuż za nią pojawiło się kolejno sześć
nowych osób. Wszystkie były ubrane w taki sam sposób, uzbrojone w broń palną i
wszystkie mierzyły w drzewo.
Ewelina nie mogła
pozwolić na to, by coś się stało temu majestatycznemu dębowi. Wyskoczyła przed
ludzi i własną piersią zasłoniła roślinę. Ludzie zatrzymali się w miejscu, po
czym wycelowali w dziewczynę. Rozpoczął się atak. Huk wystrzałów mieszał się
Ewelinie z jej okrzykami bólu.
Kiedy otworzyła
gwałtownie oczy znów siedziała w wannie. Woda już dawno wystygła, zaś od drzwi
dobiegał huk łomotania pięści o drewno.
- Spokojnie! – wrzasnęła, wypuszczając nieco zimnej wody, a dolewając
ciepłej.
- Boshe, Ewelina, żyjesz?! – Głos należał do Zuzanny. – Myślałyśmy z
dziewczynami, że się utopiłaś! Walę w drzwi od kilku minut!
- Zamyśliłam się! – odkrzyknęła, nie chcąc wchodzić w zbędne dysputy. –
Zaraz wychodzę!
Umyła głowę w kilka
minut, owinęła się ręcznikiem, zebrała brudy i czyste ciuchy, po czym opuściła łazienkę. Zuzanna patrzyła na nią z
niepokojem wymalowanym na twarzy, który nie mógł jej umknąć.
- Coś mam na twarzy? – zapytała, nie wiedząc, o co chodzi.
- Krzyczałaś, a potem nastała cisza. W zasadzie to nas obudziło. –
Blondynka wskazała na bliźniaczki siedzące w fotelach. Wyglądały jakby w każdej
chwili chciały biec po pomoc.
- Zobaczyłam pająka – odpowiedziała, rumieniąc się. Nie miała zamiaru
opowiadać o koszmarze jaki się jej przyśnił.
- Pająk?! – prychnęła zniesmaczona Amelia. – I dlatego budzisz mnie o
dziewiątej rano w niedzielę?! – Choć udawała wściekłą, Ewelina odnotowała, iż w
rzeczywistości kamień spadł jej z serca.
- Musicie mi wybaczyć, ale czas się przebrać i iść na śniadanie.
Wyminęła Zuzkę, po czym
zamknęła się w pokoju.
Ani już nie było. Na
zasłanym łóżku leżała karta w kratkę, na której ruda pośpiesznie nakreśliła
kilka zdań. „Dzięki za nocleg, sorki za
kłopot. Idę się odświeżyć. Widzimy się na śniadaniu. Buźka :*”
***
Kiedy Ania w końcu
dotarła na posiłek zarówno Sandra jak i Ewelina siedziały przy jednym ze stolików i
wcinały tosty z serem, pomidorami i
świeżą bazylią.
- Cześć – wysapała ciężko, padając na krzesło obok Sandry. Mimo dwóch
Apapów ból w głowie wcale nie przechodził. Powoli zastanawiała się, czy nie
wziąć może Ketonalu.
- Masakra. – Głos, który wydobył się z jej gardła był zachrypnięty.
- O matko! – Sandra promieniowała energią. – Obie wyglądacie jak
zombiaki jakieś.
- Ciii… - Ewelina mimo iż po lekach czuła się trochę lepiej, wciąż
cierpiała na schorzenie zwane Katzenjammer – potocznie znane jako kac. – Za dużo energii z ciebie
wypływa. Czy nie możesz być dziś nieco spokojniejsza?
- No dajcie spokój. To były tylko
dwie butelki na trzy. Co to jest litr na trzy?! No nic?!
Ania
na samo wspomnienie pozieleniała.
- Ty chyba masz żołądek ze stali
– wychrypiała w stronę Sandry.
Dziewczyny
spożyły śniadanie niemal w żółwim
tempie. Ania z Eweliną, bo żołądki im się buntowały, Sandra, bo większość czasu
poświęciła na śmianie się z pozostałej dwójki.
Kiedy
w końcu skończyły i oddały naczynia, ruszyły pod aulę, gdzie już czekał całkiem
spory tłum.
- Jak myślicie, co dzisiaj
będziemy robić? – Zuzanna pojawiła się przy boku Eweliny zupełnie
znienacka.
- Ponoć mają nam przedstawić całe
wprowadzenie do świata magii. – Sandra wciąż była w radosnym nastroju.
- Ja słyszałam, że podadzą nam
terminy pierwszych rajdów. – Paulina przyszła wraz ze swoją przyjaciółką
Sylwią.
- Rajdów? – Ania i Ewelina
zapytały równocześnie.
- Nie mówiłam wam? – Sandra
spojrzała na przyjaciółki.
- Niby o czym? – Ewelina oparła
się o ścianę. Stanie o własnych siłach wydawało jej się awykonalne, zwłaszcza w
tej chwili.
- O rajdach?
- Nie, nie mówiłaś. – Rudowłosa
dołączyła do przyjaciółki, by wspomóc ją w podpieraniu muru.
- Rajdy to takie… jakby to
wyjaśnić… - Paulina ściągnęła usta w zamyśleniu.
- Rajdy to nic innego jak nauka
survivalu.
- Czego?! – Tym razem pytanie
zadały Zuza z Sylwią.
- Survival to nauka jak przetrwać
w ekstremalnych warunkach. – Odpowiedzi udzieliła masująca skronie kolistymi ruchami Ewelina. –
Czyli, że będziemy się podczas rajdów uczyć przetrwania?
- Te rajdy mają na celu
przybliżyć nam warunki w jakich się żyje w Świecie Magii. – Sandra od razu
zaczęła objaśniać.
- Przecież bieżącą wodę i toalety
mają.
- Ja nawet widziałam coś w stylu
komputerów! – zawołała rozentuzjazmowana Sylwia. – To po co nam takie
umiejętności jak wszystko jest?
- Oj dziewczyny, dziewczyny. –
Sandra pokiwała z powątpiewaniem głową. – Czy którakolwiek przeczytała chociaż
raz cały materiał jaki otrzymaliśmy w kopertach?
Wszystkie
milczały jak zaklęte.
- Ja próbowałam, ale gdzieś swoją
posiałam. – Anika dołączyła do dyskutujących dziewczyn. – Wyglądacie paskudnie!
– zawołała patrząc na Anię i Ewelinę.
- Dzięki – odburknęły.
- Nie ma za co. Stwierdzam fakt.
– Uśmiechnęła się do nich pokrzepiająco. – Co mamy na tablicy?
- Właśnie tłumaczyłam, na czym
polegają rajdy i w jakim celu są organizowane. – Sandra nie zamierzała się
poddać i choć entuzjazm nieco w niej osiadł, dalej chciała wszystko wyjaśnić.
- Słuchamy w takim razie. – Anika
oparła się obok dziewczyn.
- Jak już mówiłam, zajęcia
survivalu mają na celu przybliżyć nam funkcjonowanie zwykłych śmiertelników w danym
świecie. To, że szkoła posiada wszelakie udogodnienia, nie znaczy, że reszta
świata też je ma. Tak naprawdę na bieżącą wodę i inne wygody stać nielicznych.
Reszta żyje troszkę, jakby to ująć, na niższym poziomie ewolucyjnym. Nie dbają
zbytnio o higienę.
- Jednym słowem capią? –
podsumowała Paulina.
- Tu nie chodzi tylko o niezbyt
przyjemny zapach.
- Miałaś na myśli smród? - Ewelina zjechała po ścianie. Pozycja
siedząca jakoś jej pomagała. Szkoda tylko, że oczy znów zaczęły się kleić.
- Tak, smród. Chodzi też o
udogodnienia typu światło. Zwróciłyście chociaż uwagę, że światło jest zawsze
wtedy, kiedy potrzeba? Przecież nie ma tu kontaktów no nie, a jednak pali się,
kiedy chcecie odlać się w toaletach, albo gaśnie gdy kładziecie się spać, no
nie?
- Ty, faktycznie. – Anika aż
klasnęła. – Zupełnie mnie to obeszło.
- Mnie też. – Zuza zaczęła się
głębiej zastanawiać. – W zasadzie to nawet nie bardzo zwróciłam uwagę, skąd
pochodzi światło. Przecież jeśli palą się tylko te lampy, co mamy w pokojach,
to niemożliwe, żeby promienie dochodziły do mojej szafki no nie?
- Jeśli jest tak samo ustawiona
jak u mnie to na pewno. – Ania również dołączyła do przyjaciółki na ziemi.
- No właśnie, a zapaliło się
dokładnie wtedy, kiedy próbowałam znaleźć swój sweter. Pomyślałam, że mogłoby
być nieco jaśniej i voila.
- Tak się dzieje dlatego, że
szkoła jest zaopatrzona w szereg magicznych zaklęć, mających na celu poprawę
naszego samopoczucia. Prawdziwe życie poznamy dopiero po opuszczeniu szkoły lub
na rajdach.
- Rajdy… - prychnęła Amelia,
ciągnąca Zorę za rękę. – Głupie szkółki przetrwania. Podcieranie się liśćmi,
picie deszczówki i nabawienie się szeregu chorób, które w naszym świecie można
wyleczyć za pomocą jednego proszka czy zastrzyku, a tu zapewne się umiera.
Ewelina
nie mogła dłużej znieść sposobu bycia swej współlokatorki. Wściekła nie na
żarty, gwałtownie zerwała się z podłogi i niemal rzuciła na blondynę z łapami.
- Jak ci się nie podoba, to po
cholerę jesteś w tej szkole?! – zapytała dźgając palcem w pierś dziewczyny.
Chciała
ponowić swój atak, ale wtedy stało się naraz kilka rzeczy. Włosy Amelii stanęły
w płomieniach, a świat wokół stracił dla Eweliny wszystkie dźwięki. Jakby tego
było mało, obraz zaczął się rozmywać, a nogi stały się jak z waty. Poczuła, że
leci nieuchronnie ku podłodze i była to ostatnia rzecz, jaką zapamiętała z tego
południa.
Jak wiecie od pewnego czasu mam nową betę, która uwija się bardzo sprawnie, a oprócz sprawdzania tej hodowli byków, pomaga mi w doskonaleniu polszczyzny :) Cieszę się Aleksandro, że ze mną jesteś i dziękuję Ci za twą nieocenioną pomoc. Naprawdę jestem ci wdzięczna.
Mam nadzieję drodzy czytelnicy, że ten chapter przypadnie wam do gustu. Jak widać, akcja się rozwija. Kolejny rozdział już wysłany do sprawdzenia, zaś 17 w trakcie pisania. Streszczenie kolejnych pięciu chapterów z pewnością pojawi się niebawem i może w końcu uda mi się pouzupełniać nieco zakładki.
Gorąco was pozdrawiam i dziękuję za wszelakie komentarze :)
To nic wielkiego, cała przyjemność po mojej stronie :)
OdpowiedzUsuńTo znacznie więcej niż ci się wydaje. Nawet nie jestem wstanie dokładnie wyrazić tego słowami. Gorąco cię pozdrawiam :D
UsuńPrzeczytałem ... jak zawsze mi mało :D
OdpowiedzUsuńŚredniowiecze to straszne czasy, oj tak. Chyba bym się ze trzy razy zastanowiła, czy chcę zostać. Przyłapałam Cię melanżowniczko: raz napisałaś "Ewa" :D A jeden przecinek jest czerwony :O Brawo za rozdział na stojąco, czekam na kolejny!
OdpowiedzUsuńP. S. Kisiel już tworzy swe dzieło ale do farb nie miała cierpliwości :c
Dzięki, dzięki za znalezienie byków :D ctrl+f przydatna funkcja :D :p No widzisz, czasami najprostsze rzeczy umykają. Cieszę się, że Kisielek pracuje :D w końcu czas jej się kurczy :p Czekam z niecierpliwością co takiego obie stworzycie :D
UsuńGorąco pozdrawiam :]
Super rozdział.Nie mogę doczekać się następnego :)
OdpowiedzUsuńDziękuje za zawiadomienie mnie o nowym rozdziale. Już od jakiegoś czasu czytam twojego bloga i bardzo podoba mi się twoja praca. Zdania masz bardzo lekkie i przyjemnie, przez co niemalże nie mogę się oderwać. No i się fabułka rozkręca ...
OdpowiedzUsuńno nic - na razie zaciera rączki i czekam na nexta :)
Pozdrawiam i życze weny - zizunaczek :)
Przeczytane. Te czarne szaty z czerwoną szarfą przywiodły mi na myśl zebranie kardynałów :D
OdpowiedzUsuńCzyżby mój bohater miał wreszcie ujrzeć światło dzienne?
Czytało się świetnie. Jak prawdziwą książkę. Czekam na następny chapter i nie mogę się doczekać.
OdpowiedzUsuńPozdrawiam
Albo mi się wydaje, albo ten rozdział jest jakoś dłuższy. Nie, żebym narzekała - wręcz przeciwnie xD
OdpowiedzUsuńCałkiem sporo się działo. Spodobał mi się opis snu, nawet bardzo. Zresztą, wszystkie opisy mi się podobają. Ale w tym śmie było coś takiego... oczywiście jak można się domyślić, jest związany z dziwnym spotkaniem Ani.
Końcowa akcja oczywiście rządzi. Ciekawe, co z tego wyniknie... Włosy w płomieniach? Sprytne. Czyżby objawiał się jej dar? A może to jeszcze coś innego?
Na dziś wystarczy, wracam jutro ;)
No, no :) Pędzisz jak burza o poranku ;p Działo się, działo :D Wiesz jakoś muszę wciskać akcję ;p Czasami jest tak, że jak piszę to się zapominam i wtedy rozdziały wychodzą o niebo dłuższe niż przepisowe 3 strony, których staram się trzymać ;p Skoro jednak odpowiadała tobie dłuższa notka znaczy, że jeszcze cię nie zmęczyłam ;p Radam z tego :P
UsuńCzekam na kolejne komentarze z wytęsknieniem :D
W sumie to szlag jasny mnie trafia, jak czytam 'boshe'.
OdpowiedzUsuńPODPALIŁA JĄ?!?!?!?!!?! EWELKA PODPALIŁA AMELKĘ!! HAHAHAHAHAHHAHAHAHAHHAHA
Nie no, należało jej się.
Survival w sumie dobra rzecz, bo faktycznie: przecież przyzwyczają się do przywoływania żarcia, jaśniejszego światła itp. itd., a potem jak żyć? Zupełnie jak snobistyczni bogacze, którzy nagle wyjeżdżają na wieś. No a tak po kolei to ten, jeszcze Sandra została, tak/; Chodzi o ataki. Anka widziała zjawę, Ewelkę powystrzelali na wszystkie strony, to jeszcze Sandrze trzeba dać w kość. A, że tak przy okazji spytam, skoro Anka to naprawdę Twoja przyjaciółka, to czyżby Sandra też? Wnioskuję, że tak. A wracając, to w końcu ja byłam przekonana, że Ewelki moce będą miały jakikolwiek związek z przepowiadaniem przyszłości czy tego typu czortem, a ona utaj płomienie we włosy rzuca! No i weź tu ogarnij, człowieku XD
No faktycznie, rozdział dłuższy i chwała. Na dziś ode mnie koniec, wracam jutro! Pozdrawiam! :D
EDIT: hehe, śmieszne w sumie jest to, że ten komentarz pisałam wczoraj koło 22, ale net mi zabrali... xD Ale komentarz udało się skopiować, wiec tego... :D
Lepszy opóźniony komentarz niż żaden ;p To nie Ewelka płomieniami rzuca kochanieńka :D To Amelia wchodzi w samozapłon ;p Ewelka po prostu gibnęła się XD W stanie jakim była raczej nie miałaby szans na cokolwiek XD Dobrze rozkminiasz :D Sandra też jest moją przyjaciółką, ale tą bardziej stąpającą po ziemi :D Ogólnie prawdą nie jest jedynie to, że przyjaźnimy się we trzy ;p Ja przyjaźnię się z jedną i z drugą XD a Ewelka z obiema i obie na raz ze sobą ;p
UsuńBuźka i biegnę dalej komentować :D
Po przerwie na rowerek znowu komentuję, ale teraz trochę ponarzekam.
OdpowiedzUsuńCałkowicie podpisuję się pod pierwszym zdaniem Methrylis. Zamiast "Boshe" może jednak pisz "Boże"? Okropnie mnie to denerwuje :/
Cóż, podobają mi się podpalone włosy Amelii :D
Przykro mi, będziesz się wkurzać dalej. Boshe to boshe :D tak się u mnie mówi ;p i tak będę pisać :p Masz problemik ;p Musisz przełknąć to słówko ;p
UsuńP.S Włosy Amelii nie były podpalone :p