sobota, 6 kwietnia 2013

Chapter 17


            Ewelina wyszła ze szpitala tuż przed samą kolacją, ale była na tyle zmęczona, że postanowiła od razu udać się do swojego pokoju. „Lekarstwo” pana Marcina znacznie poprawiło jej samopoczucie, jednak mimo wszystko organizm nie reagował najlepiej.
            Powłócząc nogami i robiąc po drodze kilka przystanków na zaczerpnięcie oddechu, w końcu znalazła się w swoim pokoju. Z tęsknotą spojrzała na laptop. Gdyby działał, mogłaby sobie obejrzeć jakiś film, który z pewnością poprawiłby te obrzydliwe samopoczucie.
- No tak  – westchnęła, siadając przy biurku. – Ewelino robisz furorę. Najpierw bijesz profesora, a teraz mdlejesz przed całym pierwszym rokiem. Tylko tak dalej!
            Z szuflady wyciągnęła oprawiony w skórę notes i czerwone pióro ze złotą stalówką. Kałamarz, tak na wszelki wypadek, postawiła na przeczytanej gazecie. Powolnym ruchem, jakby celebrowała każdą sekundę, otworzyła „Myślodsiewnię”. Nazwała ją tak na cześć naczynia z jednej z części przygód Harry'ego Pottera. Uważała, że w tym słowie zamknięta jest cała kwintesencja skórzanego notesu.
            „Myślodsiewnia” nie była zwykłym pamiętnikiem. Zawierała wszystko to, co niepokoiło duszę Eweliny począwszy od sercowych rozterek, a skończywszy na tekstach piosenek czy  zwykłych rysunkach.  Zawierała w sobie również zdjęcia, suszone kwiatki czy różnego rodzaju bilety.
            Nie często Ewelina miała poczucie, że musi coś zapisać w tym tak cennym zeszycie. Zazwyczaj po prostu płynęła na fali zdarzeń i zapisywała jedynie co cenniejsze wspomnienia. Sny z rzadka znajdowały swe miejsce w kronice. Uważała je za zbyt długie i pokręcone, aby mogły znaleźć się na żółtych stronicach. Tym razem było jednak zupełnie inaczej. Czerwonowłosa po prostu czuła, że musi zapisać sen z wanny. Jakby jakaś niewidzialna siła kierowała jej dłonią, kiedy kreśliła coraz to nowsze linijki pełne emocji, obrazów i dziwnego lęku towarzyszącemu całemu temu zajściu.


            Sandrę zaczęło nieco irytować zachowanie przyjaciółek. Dobra, Ewelina miała skłonności do przesadzania, ale głównie nieustannie marudziła, że jest jej źle. Nigdy nie mdlała ot tak, bez powodu. A Ania? Cóż… Ani nie znała tak dobrze jak Eweliny. W sumie przyjaźniła się z nią właśnie ze względu na czerwonowłosą, ale kiedy i ta postanowiła resztę niedzieli spędzić w pokoju, Sandrę trafił szlag.
- Jak można być w świecie magii i siedzieć w zamknięciu? –  pytała samą siebie, wracając po kolacji do fioletowej wieży.  – Przecież to one takie zakochane w magii?! – prychała zniesmaczona.
            Nim skręciła w korytarz prowadzący do jej nowego domu, postanowiła sprawdzić, czy uda się jej wymienić trochę gotówki na tę ze świata magii. Od dziewczyn ze starszego rocznika dowiedziała się do jakiej Sali ma wejść i co powiedzieć. Nie czekając dłużej, ani chwili pchnęła bordowe drzwi i weszła do klasy.
- No proszę, proszę! – zawołał wesoły, męski głos. – Coraz piękniejsze mamy te kicie.
            Sandra odwróciła się gwałtownie w stronę okien, bowiem właśnie stamtąd dobiegały do jej uszu jedwabiste słowa.
            Tak jak myślała. Właściciel głosu był niezłym ciachem - blondyn o fiołkowych oczach, delikatnych, pociągłych rysach twarzy, stał oparty o ścianę w dość nonszalanckiej pozie. Kiedy spojrzała na jego rumiane poliki i kształtne usta, automatycznie się zarumieniła.
            Mając w pamięci słowa dziewczyn, wypowiedziała „magiczną” formułkę.
- Orzełki korony na łebki wkładają, jednak to księżyc wygrywa w tym starciu.
            Chłopak patrzył na Sandrę przez chwilę w zdumieniu, po czym wybuchnął, przedmiot gromkim śmiechem.
- Chyba dziewczynom to się nigdy nie znudzi! – Otarł wierzchem dłoni łzę radości, po czym oderwał się od ściany i podszedł do blondynki.
- Ale przyznam, że wymyślają coraz zabawniejsze hasła.
- Jak to? – zapytała zestresowana i obecnie nieco odnerwiona Sandra.
- Nieważne. Zostawmy temat i porozmawiajmy o interesach.
            Żeby nie przedłużać poprowadził Sandrę do jednego ze stolików, by następnie wziąć się za to, po co oboje pojawili się w sali o czerwonych drzwiach.


            Kolejny dzień powitał Ewelinę w całkiem znośnym humorze. Choroba z dnia poprzedniego, przeminęła niczym sen, a ona mogła swobodnie oddychać. Dodatkowo wyspała się sama w swoim łóżku.
            Ziewając, przeciągnęła się i zerknęła na zegarek. Była za dziesięć siódma. Klapnęła z powrotem na poduszki, mając w pamięci iż pierwsze zajęcia odbywały się dopiero o dziesiątej. Kiedy tak leżała błądząc myślami po przestworzach wyobraźni, ktoś zaczął dobijać się do drzwi.
- Ewelina?! Ewelina Solan?! – krzyczał piskliwy głosik. – Właśnie w tej chwili rozpoczynają się zajęcia dla nieobdarzonych. Daniel prosił, abym po ciebie przyszła.
            Źrenice czerwonowłosej rozszerzyły się w panice.
- Jasne! Już chwilka! – odkrzyknęła zrywając się z łóżka i pędem zakłada mundurek. Chwyciła za notes leżący na biurku, zarzuciła na ramię czerwoną torbę, a następnie w te pędy wybiegła, wpadając po drodze na drobniutką dziewczynę o twarzyczce aniołka. Wyglądała tak słodko, że w Ewelinie od razu uruchomił się instynkt macierzyński.
- Najmocniej przepraszam – powiedziała, głaszcząc ją po głowie. Dopiero po chwili zorientowała się, że to chyba nie wypada. – Ojć! Znów faux pas! – Szybko zabrała ręce i splotła za plecami. – To co, idziemy na te zajęcia?
- Tak. Chodź za mną. – Dziewczyna poprowadziła Ewelinę do jednej z sal na prawo od ich wieży.
               Daniel siedział na rzeźbionym biurku, swobodnie machając nogami. Oprócz Solanowej i blondynki, w klasie siedziały jeszcze trzy osoby - dwóch chłopaków i jedna dziewczyna.
- Skoro zebraliśmy się już wszyscy… - Daniel zeskoczył, po czym wciąż się uśmiechając poprawił czarną szatę, w którą był ubrany. – Może na początku po kolei się przedstawicie, co? Amelio, zaczniesz? Powiedz nam coś o sobie.
               Blondyneczka pokiwała główką, rozrzucając przy tym śliczne loczki.
- Nazywam się Amelia Bednarek. Wcześniej mieszkałam w Płońsku. Tam się urodziłam i wychowywałam. Mam sześciu braci i dwa psy. Moi rodzice prowadzili gospodarstwo rolno-agroturystyczne. Nie mam żadnej mocy – dodała po chwili zwłoki.
- Witamy cię, Amelio. – Uśmiech Daniela był wielce pokrzepiający. Podszedł nawet do blondynki i położył dłoń na jej głowie. Dziwne, ale widocznie nie tylko Ewelina czuła wobec niej instynkt opiekuńczy.
- Kto następny? – Sokół  przyjrzał się pozostałym, ale jakoś nikt za specjalnie się nie wyrywał do odpowiedzi. – Skoro nie chcecie sami się zgłosić, to może ty. – Tu zwrócił się do rudego chłopaka z przystojną, pociągłą i nieco elfią twarzą. – Daniel Klimek. Cześć wszystkim – powiedział nieśmiało, podnosząc się z krzesła. – Pochodzę z Łodzi, choć urodziłem się w Krakowie. Kiedy byłem mały, przeprowadziłem się z rodzicami, bo ojciec dostał przeniesienie. Jest policjantem. Uwielbiam gry wideo, ale w tym świecie nie ma żadnych, więc cholernie się nudzę, a na dodatek okazało się, że jestem jakiś wybrakowany i nie mam żadnych mocy. – Wzruszył ramionami, a następnie opadł na krzesło z nieco zrezygnowaną miną.
- Dziękujemy, Danielu. No to może, skoro jedziemy już tak na przemian, to teraz przedstawi się nam któraś z panienek? – Tu spojrzał na Ewelinę, która drgnęła niespokojnie pod spojrzeniem złotych oczu. – Ewelino, nie daj się prosić. Chyba jesteś coś mi winna za te ostatnie przykrości? – Zaśmiał się, a Solanowa momentalnie poczerwieniała niczym pomidor w okresie dojrzewania. Pozostali uczniowie wymienili ze sobą rozbawione spojrzenia.
- Ewelina – odchrząknęła. – Ewelina Solan. Urodziłam się i od zawsze mieszkam w Warszawie. – Zaczęła niespokojnie ciągnąć za rękawki mundurka. Nie cierpiała ustnych odpowiedzi, zawsze sprawiały, że serce wariowało, a na czoło wkradały się kropelki potu. Teraz nie było inaczej. – Eee… - zacięła się, nie wiedząc zbytnio, co powiedzieć. - Mieszkam z mamą sama, bo moja starsza o trzy lata siostra jest teraz na studiach w Forcie Magicae. Od zawsze lubiłam fantastykę i bardzo chciałam się tu znaleźć. Niestety, nie mam żadnego daru – skończyła, usiadła i od razu przetarła oczy wierzchem dłoni tak, aby nikt nie dostrzegł, że oczy się jej „spociły”.
- Dziękujemy, Ewelino. – Daniel odwrócił się tym razem do bruneta siedzącego w dość nonszalanckiej pozie. Nogi położył na stół, zaś krzesło przechylił tak, że teraz balansowało jedynie na dwóch nogach.
- Hej wszystkim Aaowcom, jestem Robert – zawołał, a jego głos pełen był sarkazmu. – Śliwiński jakby ktoś chciał zrobić sobie ołtarzyk z moją osobą. – Puścił oko do blondyneczki, która od razu zaczerwieniła się i prychając odwróciła przodem do wykładowcy. – Zmusili mnie, żebym tu przyjechał, więc nie mam ochoty zawierać z nikim znajomości, a tym bardziej nie chcę mówić o sobie. – Wzruszył ramionami nie zmieniając pozycji, ani na centymetr. Dalej kiwał się na krześle.
- No cóż. Bywa i tak. – Daniel zacmokał z niepokojem. – No to została nam ostatnia ofiara. – Spojrzenie złotych oczu skierował na brunetkę w okularach.
               Dziewczyna podniosła się z krzesła, wygładziła spódniczkę po czym zaczęła się przedstawiać.
- Nazywam się Dominika Romanowska i właśnie doświadczam dysonansu poznawczego. Nigdy nie wierzyłam w ten świat. Poza tym uważam, że magia to strata czasu. Mam umysł ścisły i wolałabym jak najszybciej powrócić do domu, żeby przygotować się odpowiednio do matury i pójść na normalne studia, a nie takie gdzie traci się czas. – Na zakończenie poprawiła okulary, które nieco się przekrzywiły i ponownie zajęła swoje miejsce.
- Dziękujemy za tę szczerość. – Daniel znów uśmiechnął się, ale jakoś mniej pewnie.
               Ewelina nie mogła zrozumieć, jak takie osoby mogły w ogóle tu trafić. Czy oni w ogóle nie potrafili docenić szansy, jaka się im trafiła? Mogli zmienić swoje nudne życia w coś niesamowitego. Przecież z magią można zdziałać wszystko. Już samo to, że ją posiadali czyniło ich niezwykłymi. Cóż, widać nie każdy podzielał jej opinię.
- Jak wiecie nazywam się Daniel Sokół i pełnię funkcję opiekuna pierwszego roku. Oprócz tego prowadzę także zajęcia dla osób pozbawionych darów – odkaszlnął, a następnie klasnął w dłonie. Kreda leżąca do tej pory spokojnie na biurku, podleciała do góry i zaczęła tańcować przy tablicy zapisując w punktach kilka zdań.
- Po pierwsze, chcę aby na tych zajęciach panowała przyjacielska atmosfera. Nie jestem od was wiele starszy, więc spokojnie możecie mówić mi po imieniu. Bez psorze, proszę pana i takie tam. – Magiczna kreda podkreśliła pierwsze zagadnienie dokładnie w momencie, kiedy Daniel kończył mówić. – Po drugie, te zajęcia to nie kara, a jedynie pomoc w przystosowaniu. – Kolejna biała linia pojawiła się na tablicy. - Spotykamy się, żeby wam pomóc bez „i” odnaleźć zaginione dary. Możliwe że moce u was rozwiną się znacznie później niż te u waszych kolegów. Po trzecie, będziemy się spotykać w każdy poniedziałek o tej samej godzinie. Nie toleruję spóźnień… - tu spojrzał dość wymownie na Ewelinę – więc proszę, bądźcie punktualni. Zapewniam, że moje kary są dość surowe. – Zachichotał.
               Ręka Dominiki momentalnie strzeliła w górę.
- Tak?
- Czy system kar nie jest dość przesadny? Wszyscy mamy skończone osiemnaście lat, a na dodatek mamy swoje prawa. – Znów poprawiła okulary i Ewelina odgadła, że jest to jej odruch bezwarunkowy.
               Wykładowca westchnął i nieco spochmurniał.
- Raczej bym na twoim miejscu nie dyskutował z innymi wykładowcami na ten temat. Każdy z nas ma prawo ukarać was w dowolny sposób. Musicie przestrzegać regulaminu i stosować się do zaleceń wszystkich wykładowców oraz magów, magiń, czarodziejów i czarodziejek, którzy skończyli edukację i zdobyli dyplomy. Przez najbliższe pół roku jesteście nasi. – Złoto w oczach stężało, a Ewelina mogłaby przysiąc, że temperatura w pomieszczeniu znacznie opadła. – Wracając jednak do punktów. – Wskazał dłonią na tablicę, gdzie magiczna kreda zapisała jeszcze trzy paragrafy . Każdy podkreślała, gdy Daniel kończył o nim mówić. – Musicie zacząć w siebie wierzyć. Dać z siebie wszystko i nie przejmować się innymi. Zrozumiano?
               Wszyscy pokiwali głowami, ale nie tego po nich oczekiwał.
- A może trochę więcej entuzjazmu? Pytałem: czy zrozumiano?!
- Zrozumiano – odpowiedzieli dość niezsynchronizowanym chórem.
- W takim razie przejdziemy do pierwszych zajęć z „Przysposobienia Daru.”



               I oto dobiegł końca kolejny, 17 chapter. Choć jest jeszcze nie zbetowany, wrzucam go dla was. Oby przypadł do gustu. Historia chwilowo zrobiła mały stop, ale i takie rzeczy trzeba przejść. Prace nad dodawaniem postaci wciąż trwają, dodam również, że wszystko porządkuję i układam, żeby przypadkiem czegoś nie pomieszać. Dziękuję również wszystkim stałym czytelnikom i mam nadzieję, że już niebawem będzie nas więcej. 
               Serdecznie pozdrawiam :*

EDIT
Dnia 18.04.2013 r. Została wstawiona wersja zbetowana przez wspaniałą Aleksandrę :) Bardzo dziękuję za mozolną pracę :*

17 komentarzy:

  1. mhh no tak spec grupa :D ale ze ewelinka nic nie rozwaliła nie wysadziła w powietrze ..
    nudny trochę :p zapchaj dziura ....

    ps.
    to za to ze mnie nie kochasz :P

    OdpowiedzUsuń
  2. P r z e c z y t a n e . . . Ewelina trafiła na ultrairytujące osoby w tej grupce z tego co widzę. Wyczuwam terapię grupową i zabawy na świeżym powietrzu :D Czekamy aż beta zbetuje a czytelnicy przeczytają. Powodzenia w dalszych rozmaitościach i czekam na kolejne czaptery :)

    OdpowiedzUsuń
  3. Przeczytane.

    O.o... Woooaaaa... ale mnie tu dawno nie było. T.T Brak czasu, o jezusicku, jak mi brakuje czasu na takie przyjemności. W końcu coś jednak przeczytałam i nawet połapałam się w fabule.

    Widać nieco, że tekst niezbetowany, ale rażących błędów nie zauwazyłam. No... może kilka literówek. ^^

    A wiesz, że ten notesik od ciebie też służy mi za moją osobistą "Myśloodsiewnię"? ^^ No musiałam się z tobą tym podzielić. Mam w nim wszystko, od chorych paranoicznych myśli aż po projekty na zajęcia. *.* Ten notes jest cudowny, dziękuję tudzież za niego kolejny raz.

    Uwielbiam takie teksty: "Mam dwóch braci i trzy psy". Jakby rodzeństwo się hodowało w domu w małych klatkach i poiło witaminizowaną wodą z poidełka. ^^

    Ta... Ewelina ma fajniuchną grupkę, nie ma co. Kurczę, kurczę, ciekawe, jak da sobie radę na ten terapii grupowej.

    Pozdrawiam gorąco. :)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Cieszę się, że coś udało ci się przeczytać :D Widzisz ;p trafiłaś akurat na chapsik bez twojej bohaterki ;p A tyle ich było z :] Mam nadzieję, że częściej będziesz do mnie wpadać :D pozdrawiam :D

      Usuń
  4. Miła grupka. Ewelina ma rację, jak mogli takie osoby wpuścić za mury szkoły?

    Chapter przejściowy, ale fajny. Jednak trochę mi tu brakowało wypadków z Eweliną na czele.

    Trzeba przyznać, hasło sobie dziewczyny wymyśliły niezłe :D Biedna Sandra...

    Ach, te średniowieczne metody wychowania. Masz robić wszystko co ja chcę i jak ja chcę, bo inaczej popamiętasz.

    Dobra, trochę chaotycznie piszę, a teraz
    Oryginalnie pozdrawiam i życzę dużo weny.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Podpisuję się, bo na pisanie oddzielnego komentarza nie mam weny, którą zużyłam pisząc poprzednie :)

      Usuń
  5. Przeczytane. No, jak dla mnie bomba :)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Bałam się Jakubie, że mnie zostawiłeś, a tu taka miła niespodzianka :p Ty lepiej oblookaj Świat Magii bo coś mi się zdaję, że coś wygrałeś ;p

      Usuń
    2. Odwiedzałem tylko równoległe światy ;P A na poważnie: mamy w tym półroczu przynajmniej pięć poważnych konkursów literackich, to i warto popróbować sił :D

      Wygrałem i nic nie wiem? Spisek jakiś... Zobaczę.

      Usuń
  6. Super blog. Świetnie piszesz, na prawdę miło się czyta. Przy okazji zapraszam do sb:

    http://misterio-de-la-vida.blogspot.com/

    Pozdrawiam <3

    OdpowiedzUsuń
  7. Przeczytane...ciekawie piszesz i masz bardzo fajny blog.Nawet główna bohaterka ma moje imię :3Czekam z niecierpliwością na nexta :)
    Pozdrawiam i życzę weny :)

    OdpowiedzUsuń
  8. Aaaale długi rozdział! Aż miło!
    Kuuurde... Troszku jak na terapii dla uzależnionych ;D Każdemu normalnemu człowiekowi skojarzyłoby się to ze zwykłym przedstawianiem się w gronie nowych ludzi. Ale niee, mi musi skojarzyć się z terapią!
    Nie lubię Dominiki... Dziwna jakaś. Jak można być tak popierdzielonym człowiekiem?! Aczkolwiek Robert wydaje się być całkiem spoko. Oczywiście pomijając fakt, że nie chciał tam trafić.
    Ależ jestem ciekawa jak będzie wyglądać lekcja! Lecę czytać dalej!

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Mnie się kojarzy ze spotkaniem AA więc, uważam, że twoja wersja jest trafna ;p Dominika to świnia! No ale co poradzić, jak kujon trafia w miejsce, które nie powinien ;p Robert? Hmmm... powiedzmy, że nie jest najgorszy z tego całego grona XD Ewelina pasuje tam jak pięść do oka, ale przecież o to chodziło ;]

      Usuń
  9. "- Kto następny? – Sokół przyjrzał się pozostałym, ale jakoś nikt za specjalnie się nie wyrywał do odpowiedzi. – Skoro nie chcecie sami się zgłosić, to może ty. – Tu zwrócił się do rudego chłopaka z przystojną, pociągłą i nieco elfią twarzą. – Daniel Klimek. Cześć wszystkim" - proszem paniom, ale moment, kiedy zaczyna gadać Klimek, powinien być oddzielony enterem, nie? ;)
    ...teraz dopiero załapałam. On naprawdę nazywa się Daniel Sokół? JELEŃ PTAK?! :D No dooobrze, może być i tak, i tak go kocham <33
    No ja jestem cholernie ciekawa tych zajęć 'przysposobienia daru' (?), szkoda, że nie opisałaś pierwszej lekcji ;c No ale trudno, wybaczę :3 Kuurde, to, że ona się spóźni, było tak oczywiste, że o rany :D Czyli ona jednak ma dar'1 Robienia wokół siebie takiego zamieszania jak nikt w całej szkole! A to wielka umiejętność, oj wielka!~Jedyna w swoim rodzaju 8) Ok, czytam dalej!

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Tak :) to jej dar :D Ogólnie to działa na pecha jak magnez na opiłki. Jeśli ma się coś stać, to w 98% jest pewne, że jej. Tak to już bywa :D Cierpieć musi ktoś, by inny miał spokój :P
      No pewnie i enter powinien być i pewnie był. Był był alem siem zmył ;p

      Usuń

Zaczarowani

Filmiki