Przebudzenie
nie należało do najprzyjemniejszych. Głowa Eweliny była niemiłosiernie ciężka,
zaś całe ciało obolałe, jakby coś ją potrąciło, albo przebiegła co najmniej trzydzieści
kilometrów. Dodatkowo z początku, towarzyszące jej zawroty, zupełnie
uniemożliwiały określenie miejsca, w którym obecnie się znajdowała. Dopiero kiedy
wzrok nieco się wyostrzył i mogła w końcu normalnie usiąść, rozejrzała się do
około.
Ewelina
Solan (po raz kolejny podczas tego roku studenckiego) wylądowała w szpitalu.
Dookoła
łóżka, na którym leżała, porozstawiano białe parawany, aby zapewnić jej nieco
prywatności. Na stoliku obok stała szklanka z wodą. Bez dłuższego
zastanawiania, dziewczyna wychłeptała całą jej zawartość, zupełnie nie zdając sobie
sprawy, jak silne dręczyło ją pragnienie.
Nagle,
nieopodal „mini izolatki”, rozległ się szereg przyśpieszonych kroków. Ewelina
nie do końca sama rozumiejąc czemu, z powrotem ułożyła się w pościeli, po czym
zamknęła oczy. Udawanie, że śpi opracowała do perfekcji, jeszcze w Świecie
Techniki, kiedy to nie chciała rozmawiać z matką.
Na
same wspomnienie rodzicielki poczuła w sobie niepokojąco dziwną pustkę. W
zasadzie, po krótkim zastanowieniu, stwierdziła, że nie wiąże z Iwoną Solan,
żadnych szczególnych emocji. Była jej… obojętna.
—
Nie można jej wybudzać. Zderzenie z rzeczywistością może jedynie ją tylko
bardziej osłabić. — Nieznany męski głos, odezwał się w nogach łóżka i padł
cieniem na jedną z płóciennych ścian. — Uważam, że to co najmniej nierozważne z
naszej strony.
—
Profesorze Ambroży, zapewniam pana, że mam na uwadze jedynie dobro naszej
studentki. Uważam jednak, że skoro nawet profesor pana kalibru nie umiał
odpowiedzieć na pytanie co zaszło, jak najszybciej powinniśmy porozmawiać z
panną Solan. — Głos rektorki był dziwnie zaniepokojony. Ewelina wyczuwała w nim
niezidentyfikowaną nerwowość i coś jeszcze. Coś jak… obawę? Ale nie taką, jaką
może czuć wykładowca o ucznia. — Poznanie odpowiedzi, będzie najrozsądniejszym
z wyjść.
—
Odmawiam. — Dymek włączył się do dyskusji. — Zgodnie z tym co powiedział mi
kolega Jabłoński, wykonałem dokładne badania organizmu uczennicy Solan. Stwierdzam,
że podczas zajęć z prób odnalezienia daru, panna Ewelina…
Dziewczyna
przygryzła dolną wargę i wstrzymała na chwilę oddech. Bała się kolejnych słów,
jakie miały wyjść z ust uzdrowiciela. Nie znała ich, ale po tonie wnioskowała,
że nie jest to nic dobrego.
—
Tak? — Rektorka była coraz bardziej zniecierpliwiona.
—
Panna Solan zerwała połączenie ze swoim wewnętrznym kanałem mocy.
—
Nigdy nie słyszałam o podobnym zdarzeniu. Co to dokładnie oznacza?
Zapadła
chwila milczenia, po której nieznany Ewelinie profesor Ambroży podjął się
tematu.
—
Dziewczyna prawdopodobnie nigdy nie będzie mogła posługiwać się mocą większą
niż tą z zasobów zewnętrznych. Jej wspomagacz będzie jedynym magazynem. Bez
bezustannego uzupełniania brakujących zasobów, będzie miała trudności nawet z
prostymi zaklęciami.
W
oczach Eweliny zaszkliły się łzy, a dłoń instynktownie złapała za prezent od
przyjaciółek.
—
Rozumiem. W takim razie poinformuję Daniela, że z dniem dzisiejszym studentka
Solan nie będzie uczestniczyć w dodatkowych zajęciach. — Głos rektorki na
powrót był rozluźniony i dziewczyna już nie słyszała w nim poprzedniego
napięcia.
—
Tak będzie najlepiej. Nie należy dawać jej złudnych nadziei. Wstrząs
emocjonalny jakiego doznała podczas próby odblokowania kanału mocy, może być już
wystarczający. — Głos Ambrożego był szczerze zmartwiony, ale Ewelinę niezbyt to
interesowało. Z okolic trzewi zaczął wydobywać się cichy, niekontrolowany
szloch, a ciało zalała fala zimna. Jakby zamiast krwi, w jej żyłach zaczął
płynąć ciekły azot.
Słowa
Dymka i Ambrożego bez ustanku obijały się jej o czaszkę.
—
Rozumiem.
—
Chciałbym zaproponować, aby zamiast zajęć z Danielem, panna Solan przychodziła
do mnie na sesje.
—
Jeśli taka jest pana wola. Oficjalnie oddaję zatem studentkę Solan pod pańskie
skrzydła. Mam nadzieję, że problem okaże się mniejszy niż go opisujecie.
Po
wypłakaniu hektolitrów łez, Ewelina w końcu zasnęła nękana niespokojnymi snami.
Na
początku, znów jej się śniła, cała rozmowa przeprowadzona w nogach łózka.
Tajemniczy Ambroży mówił raz za razem, że straciła całą moc i nigdy nie będzie
pełnowartościowym magiem, na co rektorka kazała ją po prostu wyrzucić z zamku i
Świata Magii. Kiedy próbowała krzyczeć i udowodnić, że przecież wciąż może
korzystać ze wspomagacza, oni śmiali się z niej w niebogłosy. Błagała o chociaż
najmniejszą szansę, ale nic nie mogła zrobić. Sen kończył się, gdy rektorka
zrywała z jej szyi wspomagacz i wyrzuca go prosto za okno, do ciemnej otchłani
wód z fosy.
Kolejny
sen wcale nie był lepszy. Ewelina biegła przez ciemny las, non stop potykając
się o wystające korzenie, i przewracając na ziemię pełną zbutwiałych liści i
gałęzi. Coś ją goniło, i choć czuła przed tym „czymś” paniczny, wręcz pierwotny
lęk, nie mogła dostrzec napastnika. Słyszała niekiedy zbliżające się, ciężkie
kroki, kątem oka widziała, wielki i potężny cień, ale zupełnie nie mogła go zidentyfikować.
Kiedy odwracała wzrok w odpowiednią stronę, potwór, zjawa czy inne nieszczęście
znikało, by po chwili pojawić się tuż za jej plecami.
— Pokaż się! Kim jesteś! — Wołała, jednak
odpowiadała jej jedynie nieprzenikniona cisza.
Goniona
przerażeniem, znów rozpoczynała swój bieg.
Trzeci
i ostatni z koszmarów, jakie się jej przyśniły tej nocy, spędzonej w szpitalu,
był najgorszy spośród wszystkich. Na pozór zaczynał się nawet normalnie i
Ewelina zdążyła się nawet nieco rozluźnić, niestety pod koniec… Koniec — to
zupełnie inna historia.
Solanowa
trafiła znów do Świata Techniki, gdzie chodziła do szkoły, spotykała się ze
znajomymi, cieszyła chwilą. Wszystko było najzupełniej normalnie. Pamiętała, że
stresował ją nawet test z historii, który miał się odbyć za tydzień.
Dziewczyna
żyła normalnym życiem nastolatki. Jej głównym problemem było dobranie ubrania
na kolejny dzień. Niestety, kiedy całkowicie dała się otulić w płaszczyk
spokoju, coś zaczęło wdzierać się do tej oazy normalności. Najpierw byli to
zwykli przechodnie, którzy o smutnych twarzach skazańców, wpatrywali się w nią,
jakby ich zawiodła. Z początku ignorowała te pojedyncze postacie, ale później,
już co druga mijana osoba miała takie oblicze. Oblicze zawiedzione i
rozczarowane.
Gdy,
w końcu nie wytrzymała i zdecydowała się, aby podejść do jednego starszego
mężczyzny, ten uderzył ją z całej siły drąc się na nią w niezrozumiałym języku.
Ewelina próbowała uciec, ale wtedy kolejni przechodnie pochwycili ją i zaczęli
uderzać, wiedzeni furią nienawiści.
Solanowa
skuliła się w pozycji embrionalnej i próbowała zasłaniać głowę przed kolejnymi
uderzeniami. Nagle wszystko ucichło, a ona znalazła się pośród ciemności.
Niewielki promień światła oświetlał punktowo miejsce w którym leżała. Powoli,
uważając na poranione ciało, podniosła się do pionu.
Ciemność
zgęstniała, i wyrzuciła z siebie coś, co wydając warczące odgłosy zaczęło raz
po raz atakować ciało dziewczyny, odgryzając kawałki skóry i mięśni. Była
pochłaniana i nic nie mogła zrobić, aby zakończyć ten proces. Płakała i wyła z
bólu, jednak to nic nie dawało. Nie mogła się wybudzić.
Kiedy
marzyła już jedynie o szybkiej śmierci, coś się wydarzyło. Ciemność nieco
zrzedła i zwinęła się w sobie, jakby ktoś próbował ją rozgonić ledwo działającą
latarką.
Ewelina
padła na ziemię, brocząc krwią z każdego kawałka ciała.
—
Nie możesz się poddać! — Ciepły kobiecy głos, był jak eliksir życia. Otulał i
koił nieco ból. — Pamiętaj, jedynie ty sama wyznaczasz sobie granice.
Solanowa
popłakała się tym razem ze szczęścia, jednak łzy radości nie trwały zbyt długo.
Ciemność zebrała się znów w sobie i zaatakowała z pełnią siły. Wniknęła w
Ewelinę, dusząc ostatnie promienie światłości. Topiąc płuca, zatapiająły kły i
pazury w mięśniach studentki. Dziewczyna nie umarła, choć ból rozrywał ją na
atomy. Po prostu straciła przytomność.
— Spokojnie! Tylko
spokojnie! Jesteś bezpieczna! — Głos Dymka
dochodził do Eweliny, zza kotary mgły. Wciąż w uszach dudniła jej krew, a oddech
był szybki i nierówny. — Jesteś w szpitalu Mazowieckiego Collegium Magicae! —
Uzdrowiciel trzymał ją za trzęsące się ramiona, jakby w ten sposób mógł coś
zdziałać.
Solanowa
powoli zaczęła dochodzić do siebie. Wzrok nie był już tak rozbiegany, a ciało
nieco się uspokoiło i nie próbowało uciec daleko przed siebie.
—
Już dobrze. — Kiedy Dymek upewnił się, że dziewczyna znów jest przytomna. Nieco
się od niej odsunął. — Jak się nazywasz?
—
Ewelina. Ewelina Solan. — Głos jej drżał tak jak dłonie, ale z każdą sekundą
uspakajała zarówno oddech jak i trzęsące się ciało.
—
Dobrze. Wiesz gdzie jesteś.
—
W szkolnym szpitalu.
—
Zgadza się. Czy pamiętasz czemu tu jesteś?
—
Tak. Zemdlałam podczas zajęć dla nieobdarzonych, bo coś poszło nie tak i… —
Wspomnienie rozmowy grona pedagogicznego szybko wypłynęły na wierzch. W oczach
zaszkliły się łzy, a dłoń instynktownie chwyciła za wspomagacz. Uspokoiła się
dopiero, gdy po skórze rozlało się znajome, uspakajające ciepło.
—
Co się wydarzyło? Czy pamiętasz coś? — Głos Dymka był opanowany i niezwykle
poważny.
Ewelina
nie chciała wspominać tych okropności, jeszcze nie teraz, więc pokręciła
przecząco głową.
—
Spokojnie. Nic się nie stało. To naturalne, że nic nie pamiętasz. — Mężczyzna sięgnął po parujący kubek i
wyciągnął go w stronę studentki. — Chcę,
abyś teraz coś wypiła, dobrze?
Dziewczyna
przyjęła naczynie od uzdrowiciela i od razu zamoczyła usta. Napar miał
ziołowo-miętowy posmak. Pijąc powoli, czuła jak przyjemne ciepło rozchodzi się
po żołądku.
—
Wiem, że możesz być wciąż zmęczona, ale chciałbym abyś z kimś teraz
porozmawiała. — Dymek wiercił się na stołku, jakby miał owsiki. W głębi duszy
czuł, że jedyne co by mogło pomóc Ewelinie to spokój, ale musiał wykonywać
odgórne polecenia i to bez gadania. — To profesor Ambroży Jabłoński. Jest
magicznym psychologiem naszego collegium. Chciałbym abyś chwilę z nim
porozmawiała. On wytłumaczy ci co zaszło, a także pomoże wyjaśnić parę spraw.
Ewelina
nie miała najmniejszej ochoty na spotkanie z kimkolwiek, a już na pewno nie z
psychologiem, który miał jej oświadczyć, że do niczego się nie nadaje. Jednak
zamiast wyrażenia swych myśli, po prostu twierdząco pokiwała głową.
Dymek
podniósł się z miejsca, odsłonił szerzej płócienną zasłonkę i wyszedł. Przez
chwilę rozmawiał z kimś szeptem, a kiedy wszelkie dźwięki ucichły, do „mini
izolatki” dziarskim krokiem, z uśmiechem na ustach, wszedł szkolny psycholog.
Wyglądał
na faceta pod czterdziestkę. Ubrany był w obrzydliwy, czarno-szary sweter
rodzaju tych gryzących, jasno-brązowe sztruksowe spodnie niemodne od ponad
dwudziestu lat i czerwone tenisówki. Miał na oko nie więcej niż metr siedemdziesiąt
cztery, ciemne, gęste włosy i pokaźną brodę z wąsami. Zmarszczki na czole i pod
oczami z pewnością powstały od ciągłego uśmiechania. Wyglądał bowiem na osobę
pogodną i sympatyczną.
—
Witam. — Ukłonił się z galanterią, po czym zajął miejsce Marcina. — Jestem
profesor Ambroży Jabłoński, szkolny psycholog. Chciałbym z tobą porozmawiać o
ostatnich zdarzeniach.
Ewelin
odstawiła pusty kubek na szafkę obok, podsunęła się pod oparcie i czekała na
nieuniknione.
—
Dzień dobry. — Rzuciła, aby coś powiedzieć. Głos lekko drżał, a do oczu znów
napływały łzy. Robienie dobrej miny do złej gry, wcale nie szło jej tak łatwo.
—
Czy wiesz co zaszło ostatnio?
—
Nie.
Ambroży
ciężko westchnął, po czym podrapał się po brodzie.
—
Doznałaś pewnego rodzaju dysonansu magicznego, przez co twoje ciało odrzuciło
pierwiastek… — Widząc pobladłą ze strachu minę Eweliny, Jabłoński urwał
wypowiedź w pół zdania. — Wybacz. Czasami się zapominam. — Znów przeczesał
palcami brodę i dziewczyna wiedziała już, że jest to oznaka zdenerwowania. —
Zacznijmy od początku. Czy wiesz jak wygląda podział mocy w ciele ludzkim i
czym się różnią magowie od czarodziejów?
—
W człowieku są dwa źródła mocy, wewnętrzne i zewnętrzne. Moc zewnętrzna to energia
o stałym natężeniu równym dla każdego człowieka. Nawet osoby ze Świata
Techniki, które ostatecznie odrzuciły magię, ją posiadają. Ta energia nie może się rozwijać i jest
jedynie rezerwą, którą używa się do prostych zaklęć. Moc wewnętrzna to źródło,
z którego pochodzą dary, a także najważniejszy punkt dla każdej osoby
obdarzonej magicznie. . Poziomy mocy wewnętrznej, są zróżnicowane i dzielimy je
na: czerwony, pomarańczowy i biały. Czerwony to najsłabszy z nich, zaś biały
najpotężniejszy. Kolor pomarańczowy jest najczęściej spotykany u ludzi ze
Świata Techniki. Osoby o tym poziomie, odpowiednio się szkoląc, mogą być
prawdziwymi mistrzami. Poziom biały jest rzadko spotykany i występuje tylko u
mężczyzn. Kiedy pojawia się nowa osoba o takim natężeniu mocy, jest od razu
kierowana na specjalne szkolenia. Wszyscy wiedzący posiadają białą barwę mocy
wewnętrznej.
—
Widać, że jesteś dobrze przygotowana. — Ambroży zacmokał z aprobatą.
—
Nadrabiałam w weekend wszystkie zaległości. — Ewelina lekko się zarumieniła.
—
Nie zgodzę się jednak tylko z jedną rzeczą. Pierwiastek biały nie jest zależny
od płci. Ostatnie badania wykazały, że jest to współczynnik niezależny,
występujący losowo. Teraz powiedz mi jeszcze czym różnią się magowie od
czarodziejów.
—
Magowie korzystają bezpośrednio z mocy wewnętrznej. Ich ciała potrafią wydobyć
ją bez zbędnej pomocy, zaś czarodzieje potrzebują do tego wspomagaczy.
—
Czy wiesz czym są wspomagacze?
—
To narzędzia magiczne wybierane przez czarodziejów, które służą do wydobywania
mocy na zewnątrz. Te lepsze gatunkowo, mogą być również magazynami mocy.
—
Zgadza się! — Psycholog, aż zaklaskał w dłonie z zadowolenia. — Muszę
koniecznie powiedzieć, żeby ze Wstępu do Świata Magii dostawiono ci ocenę
celującą! Bardzo dobrze. Wyśmienicie wręcz moja droga.
Po
słowach Ambrożego zapadła niezręczna cisza, w której Ewelina próbowała wymyślić
jak zapytać oto co się jej stało. Kiedy już miała się odezwać, profesor
odchrząknął i zrobił niezwykle poważną minę.
—
Droga Ewelino, chciałbym abyś wysłuchała mnie teraz od początku do końca. —
Solan pokiwała głową i przyciągnęła do siebie kołdrę, jakby była osłoną od
strasznych wieści. — Podczas próby odkrycia w sobie daru, doszło u ciebie do
zablokowania dostępu źródła mocy wewnętrznej. Przez rozbieżność emocjonalną,
uszkodzenia są niezwykle poważne i być może, już nigdy nie będziesz mogła
skorzystać z tej energii. Odkrycie daru jest zatem niemożliwe w twoim wypadku.
Dziewczyna
nie wytrzymała. Oczy wypełniły się po brzegi łzami, a kiedy mrugnęła swobodnie
spłynęły po, bladej znów bladej jak kreda, twarzy.
—
Zostałaś wykluczona z zajęć z profesorem Danielem, ale chciałbym, abyś zamiast
tego chodziła na wizyty do mnie. Proces, któremu uległo twoje ciało jest raczej
nieuleczalny, ale to nie znaczy, że nie powinniśmy próbować, prawda? Zawsze
jest jakaś nadzieja.
Ewelina
głośno przełknęła ślinę, próbując przepchnąć wielką gulę, która stanęła
dokładnie po środku, uniemożliwiając wydobycie z siebie jakiegokolwiek słowa,
czy dźwięku. Gdy, w końcu uporała się z uczuciami i drżącym głosem, spojrzała
prosto w twarz Ambrożego i zapytała.
—
Czy to oznacza, że zostanę wydalona ze szkoły… i… i nie będę mogła używać
magii? — Końcówkę zdania wyszeptała, nie mając siły wypowiedzieć jej na głos.
—
Oczywiście, że nie! — Protest mężczyzny był nazbyt teatralny i Ewelina od razu
zrozumiała, że sam nie jest do końca tego pewien. — Wydalenie ze szkoły jest zależne
jedynie od twoich ocen, a te jak wiesz na pierwszym roku skupiają się bardziej
na teorii niż praktyce. Na pewno sobie poradzisz, jeśli dalej będziesz tak
pilnie się uczyć jak dotychczas. — Mężczyzna odważył się poklepać ją
przyjacielsko po kolanie. — Będzie dobrze. Podczas zajęć ze mną, nauczę cię jak
korzystać z energii zewnętrznej, a także jak magazynować moc we wspomagaczu.
—
Rozumiem. Jeśli pan pozwoli, chciałabym zostać na razie sama. Jestem bardzo
osłabiona i śpiąca.
—
Oczywiście. Oczywiście. Już uciekam. — Ambroży podniósł się ze swego miejsca i
ukłonił. — Widzimy się w takim razie już w przyszły poniedziałek. — Uśmiechnął
się po raz ostatni i odszedł pozostawiając Ewelinę samą.
Kiedy
kroki profesora ucichły, dziewczyna zwinęła się w pozycji embrionalnej,
schowała pod kołdrę i zaczęła płakać. Wylewała z siebie morze łez rozczarowania
i goryczy.
Witajcie, witajcie! Mamy niedzielę wieczorem więc, zgodnie z obietnicą publikuję kolejny rozdział :) Nie wiem czy długi, czy krótki, ale na pewno treściwy. Pojawiają się kolejne informacje na temat Świata Magii, mamy trochę łez i goryczy, ale jakie życie jest usłane różami?
Mam nadzieję, że miło wam się czytało, a teraz śmiało będziecie komentować. :) Trzymajcie się cieplutko i do następnego chapsa, czyli pewnie w przyszły weekend :D
Zaklepuję.
OdpowiedzUsuńTy nic tylko zaklepujesz, a komentarzy nie uzupełniasz, co :P Nie ładnie XD
UsuńLedwie raz mi się zdarzyło, a ty już wypominasz! Poza tym miałam zamiar dzisiaj uzupełnić, o. Tylko opublikowałaś kolejny rozdział. Nie, żebym miała coś przeciwko, oczywiście.
UsuńZresztą. Po co Ci moje komentarze? Masz już moją głowę! Nawet dwie moje głowy! Naturalną i różową! T_T I KOCHASZ JE BARDZIEJ ODE MNIE. Fo~och!
„6. Blog wciąż się buduje i rozwija, dlatego niektóre miejsca nadal nie są skończone (za sprawą CeS zapewne bardzo szybko się wszystkie zakończą :P).”
Wcześniej tego nie zauważyłam! Aaawww <3 Swoją drogą muszę Cię pogonić do kolejnej roboty xd
Błędy! (No co? Trzeba było podesłać do bety, to bym nie wypisywała xd)
…Dobra, już po drugim mi się odechciało. Proponuję jednak zacząć kupować przecinki w gramach, a nie kilogramach. Albo je zamrażać. Bo wciskanie ich na siłę żeby się nie popsuły kończy się jak zrobienie przez moją mamę sałatki z rukolą. To znaczy źle.
/* Komentarz pisany na bieżąco przy czytaniu. */
Solan. Solan. Solan. Nie Solanowa! *reaguje radością, gdy widzi nazwisko bohaterki niesugerujące, że ta jest mężatką*
…Oku. Rozumiem udawanie snu opanowane do perfekcji. Znam to skądś, ale... No szklanka na przykład? Poza tym ktoś w śpiączce się nie porusza, jestem pewna, że zaangażowany uzdrowiciel zauważyłby, że ona się wybudziła. A on przecież jest jak najbardziej zaangażowanym uzdrowicielem. I podobno nawet dobrym w swoim fachu, nie?
I teraz pytanie. Kto ma się zająć Solan? Ambroży czy Daniel? Nie uściśliłaś tego. W dialogu występują trzy osoby, dlatego wypadałoby zaznaczyć, kto się odzywa.
Miało nie być psychologa. No wiesz co? Foch. Jak proponowałam psychologa to mówiłaś, że nie będzie. Foch. Fōch! Tak, foch z kreseczką, o.
Z galanterią? Rozumiem, że nie z paskiem do spodni. Ale jedyny słownik, który znalazł mi wyrażenie „z galanterią” wytłumaczył to jako „mężnie”. Jak można mężnie się ukłonić? o_o”
Feministki Cię chyba nie lubią. Zresztą mnie też wnerwia, jak coś pro jest tylko dla facetów. (W sumie jak jest tylko dla kobiet to też mnie wkurwia. No chyba, że chodzi o internaty).
Ekhem, cofam poprzednią myśl :D Znaczy to, że feministki Cię nie lubią, o. (No mówię, że na bieżąco piszę).
No… No i się skończył. Em. To. Ten. Tamten. Mietek. (Taki żart rozbawiający tylko mnie i współautorkę Rodzeństwa Atlantyda. No ale wbił mi się chwilowo w słownictwo).
Ekhem. Co by tu… Y. No nie wiem.
Znaczy. Podobało mi się. Nawet. No nie tak jak poprzednie. I chyba nawet poprzedni też mi się bardziej podobał. No nie mój gust ten rozdział, o.
(Poza tym beta konieczna. Niekoniecznie moja, ale jednak).
I.
E.
No.
Napisałabym „biedna Ewelina”, ale mi jej nie żal. Tak trochę mi zalatuje tutaj czymś, ale ja nie wiem jeszcze czym. Znaczy wiem, ale poczekam z osądem, o. *niucha* Mam katar, to może źle czuję.
xoxo
CeS
PS Mama się nie zgadza na zieloną farbę.
no coś mi sie wydaje ze ewelina nie podda sie tak łatwo :D
OdpowiedzUsuńjak zwykle czuje niedosyt i czekam na następny rozdział :D
W takim razie się cieszę, że czujesz niedosyt.
UsuńEwelina jak to Ewelina :) Życie na klatę i jazda na Zbaraż!
Ach, skąd ja wiedziałam, żeby tu zajrzeć :D
OdpowiedzUsuńNie ma to jak po (ponownym) obejrzeniu Alicji w Krainie Czarów zakosztować jeszcze trochę magii <3
"Udawanie, że śpi opracowała do perfekcji, jeszcze w Świecie Techniki, kiedy to nie chciała rozmawiać z matką." hahaha, chyba każdy ma to opracowane do perfekcji :D A w czasie studiów człowiek dodatkowo uczy się udawać, że nie śpi xD
Zerwała połączenie ze swoim wewnętrznym kanałem mocy? Nie wygląda to dobrze. No ale cóż, nie załamujmy się zbyt szybko! Przecież nie będzie mogło być aż tak tragicznie, no może na początku. Ale hej, mówimy Ewelinie! Wystarczy poczekać na jakieś zwroty akcji! :P
Znokautowana przez przechodniów, że się tak wyrażę. Cóż, nie brzmi zabawnie, ale od razu stanęła mi przed oczami jedna z tych scenek, kiedy bohater wyjmuje paczkę chipsów i wszyscy się na niego rzucają xD
Czyżby Ambroży był kolejnym dobrym wujciem? W sumie to może zbyt wiele powiedziane, w końcu jest psychologiem, więc to jest wpisane w jego zawód... Niemniej, szósteczka zawsze spoko :P
Hm. Źle się dzieje. Ewelinie zdecydowanie przydałby się urlop. A przynajmniej jej świadomości, bo jak tak dalej pójdzie to popadnie w głęboką depresję.
No cóż, pozdrawiam i czekam na więcej! :D
Wszak życie nie zawsze różami usłane. Męki duszę ludzką szarpią, niczym wiatr chorągiewkę, a Ewelince chyba naprawdę przydałby się urlop :p Laska ma przerąbane na całej linii :) Tu już, już prawie osiągnęła swój cel i... Padaka :) No cóż :p Do szczęściarzy to ona nie należy :p
UsuńNo to niezła jesteś, że trafiłaś :D Zostawiłam ci wiadomość na gg, to się nie zdziw :P Hahah :) Miło mi, że szybko przeczytanie i skomentowane :] Widzimy się przy następnej notce.
P.S Też parę razy Alicję widziałam. Kocham muzykę tego filmu i teksty. Ten kto je wymyślał, musiał być nieźle najarany XD
Pięknie <3
OdpowiedzUsuńTo będzie mój najkrótszy komentarz w historii, ale obiecuję, że rozpisze się bardziej, jak tylko odpowiesz mi na jedno jedyne pytanie: CZY TY MI SUGERUJESZ, ŻE DANIELA BĘDZIE JESZCZE MNIEJ, CHOCIAŻ I TAK RZADKO TO ZAGLĄDA?!?!?!
OdpowiedzUsuńKochanie to wcale tego nie oznacza :D a wręcz przeciwnie. Fakt, to najkrótszy komentarz :] Pytanie tylko, czemu się nie przejęłaś Ewelką XD Smuteczek!
UsuńJa się ewentualnie teraz przejmę. Wręcz przeciwnie? ;> A to bardzo miło :3 Hm, ten cały doktorek zdaje się być naprawdę bardzo fajnym gościem i się nawet cieszę, że to właśnie z nim Ewelka będzie miała ewentualne dodatkowe lekcje. Acz powiem szczerze, zupełnie i kompletnie mnie zaskoczyłaś, nie tego się spodziewałam. Zresztą wiesz, czytałaś mój komentarz do poprzedniej notki. Rzecz w tym, że byłam pewna, że ten wybuch jest właśnie dobry dla uwolnienia mocy, a tu się okazuje, że był aż za dobry, a więc bardzo zły. Smutek :c <---- masz smuteczek! Tak czy siak jestem zdenerwowana noo! Ale zaraz. Oni wszyscy dość często powtarzali jedno słowo albo jego synonim: 'prawie;. To daję jakąś nadzieję, a więc tego warto się trzymać. No bo, cholera, ja wiem, że tu Anka jest główną wiedźmą i tak dalej, ale nie wierzę, by Ewelka była zupełnie bezużyteczna: w końcu nie bez powodu akurat ona została wmieszana w... coś... prawda?! No właśnie. Więc albo będzie sobie radziła ze wspomagaczem, albo jeszcze lepiej i nic nie jest stracone, uratują Ewelkę i będzie gut, a ona WRÓCI NA LEKCJE Z DANIELEM, choć nie wiem, czy tak będzie można - no bo gdyby podczas zajęć z doktorkiem okazało się, że jednak jest ok i by odkryła swoją moc, no to lekcje z Danielem nie miałyby sensu. No dobra, koniec tego. Wybacz, że tak późno, ale w zasadzie dopiero tera sobie o tym przypomniałam O.o No nic, czekam na nexta i pozdrawiam! :D
UsuńHeh. Widzę, iż i ten rozdział jest jakoś mniej popularny.
OdpowiedzUsuńAle ty się znęcasz nad biedną Ewelką. Ciuś, ciuś, ciuś! Be!
Ale! Mwmachachachacha! Jest kolejna osoba, pan Ambroży, psycholog, miły i grzebiący w umysłach. Nasuwają się kolejne teorie spiskowe.
Ja chcę kolejną wizję post apokaliptyczną Rewelki lub kogokolwiek innego. I Scelusa, polubiłam gościa, gdyby nie on, nie byłoby tego pięknego dzieła twego.
Ale Rewelka błysnęła wiedzą! Szósteczka z przedmiotu za jedną rozmowę z psychologiem, to i ja tak się mogę bawić :P
Piękne sny, tylko pozazdrościć. Bidna dziewcyna, co chapter ma jakieś nawiedzone widzenia, to straszne!
A kiedy wróci Nightmare? (tak się nazywa, prawda?) Powiedziałaś - dobra, napisałaś - kiedyś, że konie są ważną częścią twojego życia i zapewne... A! I tu jest kruczek, teraz rozumiem!
No i obiecałaś, że stare zapiski panny hrabianki pojawiać się będą i przeczytamy je nie raz, nie dwa. Ja wiem, że to jeszcze nie koniec całej historii i że jeszcze jest czas na to wszystko, po prostu tak ci tylko przypominam, w razie jakby co :D
Pamiętaj.........(Pozdrawiam i niech wen będzie z tobą.).......
O kurcze... Biedna Ewelina :( Ehh... Mam nadzieję, że jednak to co powiedział Ambroży okaże się nieprawdą :3
OdpowiedzUsuńWitaj, witaj,
OdpowiedzUsuńno w końcu jestem, nadrobiłam zaległości wszystkie, mam nadzieję, ze będę teraz na bieżąco, choć naprawdę nie chcę nic obiecywać, bo wiem, że może to mi nie wyjść...
fantastyczny rozdział, biedna Ewelka, czemu Ty się nad nią tak znęcasz?
Dużo weny życzę Tobie...
Pozdrawiam serdecznie Basia
No paczcie, no, wystarczy, że na miesiąc mnie wywieje, to ktoś mi podium w komentach zabiera. ;3
OdpowiedzUsuńTak notabene, wróciłam, skomentuję, dawno tu nie śmieciłam swym spamem. ;3
Zdanie moje: Ewelka czarodziejem być może nie będzie, jeśli założymy, że kanał energetyczny naprawdę dał ciała na amen, acz nie oznacza to, że Ewelka będzie nic niewarta. Ponoć szermierka dobrze jej szła, jak dobrze pamiętam. Może jeszcze zostać magicznym wojakiem, co umie posługiwać się dobrze energią zewnętrzną. ;]
Zły gdzieś się tu czai. Może pan psycholog okaże się tym main bossem? Ach, te moje teorie spiskowe. Ale jestem zdania, że ktoś tu miesza w gronie nauczycielskim i uczniowskim. Kto - zostawiam to dla się. ;3
PS: Rowi, kiedy mi oddasz karabin na popcorn? ~R.