środa, 25 czerwca 2014

Chapter 40

Tej nocy Ewelinę również dręczyły koszmary i choć po wybudzeniu nic nie pamiętała, bała się ponownie zasnąć. Mimo iż czwarta nad ranem nie była odpowiednią godziną na rozpoczęcie dnia, nie mogła nic na to poradzić. Coś bezustannie czaiło się na krawędzi podświadomości, skutecznie uniemożliwiając ponowne zaśnięcie.
Z podkrążonymi z niewyspania oczami, podeszła do biurka i zaczęła porządkować kupki książek. Praca choć przynosiła pewnego rodzaju ukojenie, nie mogła pozbawić jej tego zwierzęcego lęku kłębiącego się włochatą kulką gdzieś w okolicach mostku. Ze wszystkich sił skupiała się na małostkowych problemach, dających jej chwilę wytchnienia.
Kiedy wzięła się również za sprzątanie szuflady, na podłogę zsunęły się dwie rzeczy — notatka od Ani, a także tajemnicza koperta. Ewelina nie tracąc czasu chwyciła najpierw za otwartą korespondencję. Powoli wyciągnęła kawałek pergaminu, na którym ktoś wykaligrafował „Świat Magii – legendy mity czy fakty” Benedykt Sandomierski.
Dziewczyna obróciła kartkę, a nawet wzięła ją pod światło aby upewnić się czy to cała wiadomość. Nic więcej nie znalazła.
— Ki diabeł? — Zapytała samą siebie, po czym przysunęła pod nos wiadomość od Ani.
Karta zawierała wiele rzeczy, które Ewelina mogła zbadać siedząc w bibliotece. Choć wciąż gniewała się na przyjaciółkę, postanowiła przeprowadzić badania, które choć w niewielkim stopniu wyjaśniłyby w co takiego zostały wplątane i dlaczego.
Nie tracąc czasu, szybko przebrała się z piżamy, chwyciła za torbę, na dnie której spoczywali jej wierni towarzysze — notes i piórnik, a następnie pośpiesznie opuściła pokój.
Korytarze były opustoszałe jednak Solan zachowywała wszelakie środki ostrożności. W końcu głupio byłoby wpaść w tarapaty przedwcześnie.
Kierując się do kanciapy Mieczysława Szafarskiego — collegialnego woźnego — niemal przestała oddychać. Wiedziała, ze nieco świrnięty staruszek, o tej porze mocno chrapie, odurzony miodowym koktajlem z interesu Bombardiera i Agnieszki, jednak mimo to nie mogła oprzeć się uczuciu, które towarzyszyło jej zawsze, gdy robiła coś nielegalnego .
Powoli, bez pośpiechu nacisnęła na klamkę i delikatnie popchnęła dębowe drzwi, modląc się by te nie skrzypnęły. Bogowie musieli wysłuchać modłów, ponieważ tym razem udało się jej wkraść niezauważenie.
W niewielkim pokoju, gdzie w stronę drzwi ustawiono biurko przeznaczone dla interesantów, na wielkim fotelu w wyblakłe kwiaty, siedział woźny. Siwa, kudłata głowa zwisała na ramieniu mężczyzny, a z ust wydobywało się miarowe świstanie świadczące o tym, iż „miodowa uczta” trwała nieco dłużej niż zwykle.
Ewelina zdziwiła się, że staruszek nie poszedł do pokoju na tyłach. Zwykle to właśnie stamtąd dochodziło chrapanie.
Cichutko na paluszkach przekradła się obok fotela, aby sięgnąć po klucz do biblioteki. Gdy już trzymała go w drżących paluszkach, mężczyzna zakaszlał po czym się obudził. Przerażona stanęła w totalnym bezruchu. Mieczysław z zaspanym wzrokiem rozejrzał się po pomieszczeniu, ziewnął, podrapał się po obfitym brzuchu, po czym ruszył do sypialni.
Ewelina wstrzymała oddech do czasu, gdy siwa czupryna całkowicie nie zniknęła za zamkniętymi drzwiami. Dopiero gdy ponownie usłyszała miarowe chrapanie, postanowiła cichutko, na paluszkach opuścić pomieszczenie.
Kiedy dziewczyna została sama, zabrała klucz i wyszła na korytarz. Odetchnęła z ulgą jednak dopiero, gdy w twarz uderzyło ją chłodne powietrze, a w uszach zadźwięczała cisza.
Uważając by nie narobić hałasu, zeszła na dół, otworzyła drzwi i wślizgnęła się do ciemnej biblioteki. Nie chcąc zdradzać swej obecności, cichutko wypowiedziała zaklęcie, aby przywołać niewielką kulę ognia, zwaną potocznie „świetlikiem”.
Właśnie wypowiadała ostatnie słowo z inkantacji, kiedy poczuła straszliwy ból. Moc szarpnęła wnętrznościami odbierając na kilka chwil oddech. Wraz z zaklęciem pojawiły się również zawroty głowy. Aby nie upaść na pobliski regał, dziewczyna musiała podeprzeć się ściany.
Medalion na szyi rozgrzał się niebezpiecznie, delikatnie czerwieniąc skórę adeptki. Zaklęcie co prawda zadziałało, ale było znacznie słabsze niż dotychczas.
Ewelina westchnęła zrezygnowana. Jeśli każdy nawet najdrobniejszy czar, będzie wyglądał właśnie tak, to zapewne opuści Collegium znacznie wcześniej niż przypuszczała.
Zdenerwowana i nieco podłamana nowym odkryciem, ruszyła w głąb biblioteki.
Ignacy Kostewicz jak zawsze zostawił wszystko w idealnym porządku. Oddane książki wciąż nieodłożone na miejsca, leżały podzielone na kupkach na blacie, czekając świtu.
Solan wciąż chwiejąc się na nogach, wyjęła pomiętą kartkę i ponownie przeczytała tytuł z tajemniczego listu. Świetlik choć niewielki, dawał wystarczające światło, by mogła odczytać starannie wykaligrafowane litery.
Gdy zawroty głowy w końcu postanowiły ją opuścić, dziewczyna ruszyła w kierunku magicznego katalogu, aby odnaleźć odpowiednią pozycję.
Zaczęła od szukania dokładnego tytułu oraz autora. Niestety starania poszły na marne. Katalog nie znalazł żadnego hasła.
— Co jest do cholery? Po kiego grzyba wysyłać mi tytuł książki, która nie istnieje?
Wciąż nie dając za wygraną, postanowiła ponowić próby, kombinując z samym tytułem, czy też wyszukując poszczególnych słów. Niestety katalog zawsze odpowiadał tym samym „brak wyników”.
Zdenerwowana machnęła rękoma uderzając biednego „świetlika”. Płomyczek mignął bladym światłem po raz ostatni, po czym zgasł.
— Kuźwa! — Warknęła wkurzona. — Lasair lonrúil!
Tym razem zaklęcie nie zadziałało. Nie poczuła wcześniejszego szarpnięcia, ani bólu. Już miała się rozpłakać z totalnej bezsilności, kiedy przypomniała sobie o niewielkiej magicznej lampie trzymanej w biurku bibliotekarza.
„Nie wiadomo kiedy się przyda.” — Powtarzał Ignacy, za każdym razem kiedy czyścił magiczny przedmiot.
Miał rację. Lampa przydała się, choć zapewne nie „to” miał na myśli.
Dziewczyna bez problemu znalazła ją i delikatnym stukaniem w cztery szklane szybki, rozbudziła do życia. Subtelny, pomarańczowo-złoty płomień, napełnił pomieszczenie głębokimi cieniami.
Solan zadowolona, że nie będzie musiała krążyć po bibliotece po omacku, wróciła z powrotem do ścianki z katalogiem. Zastanawiając się jak jeszcze odpowiednio mogłaby zmienić tytuł, w padła na zupełnie inne rozwiązanie.
Przecież w bibliotece znajdował się także drugi, o wiele mniejszy katalog. Zawierał pozycje które choć były na stanie biblioteki, nie zostały dopuszczone do ogólnego użytku. Białe kruki magicznej literatury, księgi i zwoje tak stare i delikatne, że trzeba było obchodzić się z nimi z niezwykłą ostrożnością.
Ignacy wysłał ją do niewielkiego pomieszczenia, znajdującego się w magazynie, tylko raz, kiedy miała przygotować miejsce do pracy dla rektorki. Ewelina oczywiście z uwagą przyglądała się starym księgom o zdobnych grzbietach, ale ponieważ wszystkie tytuły były po łacinie, grece lub w innych nieznanych językach, dała im spokój. Przygotowała co miała przygotować i wyszła z pomieszczenia zupełnie o nim zapominając.
— No właśnie! — Zawołała przypominając sobie o niewielkiej katalogowej ściance. — Tam przecież też mogę poszukać.
Nie tracąc więcej czasu ruszyła w kierunku magazynu skąd przeszła do pomieszczenia z obcojęzycznymi tytułami. Powoli, z walącym sercem na ramieniu, położyła dłoń na dębowych drzwiach, a te uchyliły się pod jej naciskiem cicho skrzypiąc.
Pomieszczenie choć zawierające najcenniejsze tomiszcza, najwyraźniej nie było specjalnie zabezpieczane. W sumie tak naprawdę na teren magazynu mógł wejść jedynie Ignacy, ona i ci, którym bibliotekarz wystawił specjalne przepustki. Większość przetłumaczonych ksiąg i zwojów stała na pułkach w bibliotece, przez co prawie nikt nie zapuszczał się w te strony.
Ewelina właśnie w tym momencie zdała sobie sprawę, jak bardzo bibliotekarz jej ufał, i jak bardzo by go zawiodła, gdyby ktoś ją przyłapał. Westchnęła zdenerwowana, ale nie zamierzała się cofać. Wystawiła przed siebie lampę i powoli zaczęła poszukiwania katalogu.
Ścianka była widoczna z miejsca w którym stała, i zajmowała jedynie jedną dziesiątą powierzchni głównego katalogu.
Poruszając się powoli, rozpoczęła poszukiwania
— Świat Magii – legendy, mity czy fakty. Benedykt Sandomierski.
Półeczki niemal od razu za trzęsły się, cicho klekocząc, po czym zupełnie znieruchomiały. I tym razem rezultat poszukiwań był zerowy, jednak Ewelina nie miała zamiaru się poddawać. Wypowiadała po kolei wszystkie kombinacje jakie przyszły jej do głowy.
Gdy po pół godzinie poszukiwań, wciąż nie osiągnęła zadawalającego rezultatu, zdenerwowana zaczęła gadać do siebie, specjalnie przekręcając nazwisko autora i tytuł. Kiedy z jej ust padło „Sam Domierski”, katalog zatrzeszczał i wypluł z siebie kartkę z wykaligrafowaną sygnaturą.
Solan chwyciła arkusz i biegiem popędziła szukać odpowiedniego miejsca. Tej nocy i tak straciła dużo czasu.
Błagając w myślach, by literówka nie była czyimś dowcipem i choć trochę przybliżyła ją do rozwiązania, dotarła przed odpowiedni regał. Niestety i tym razem szczęście postanowiło się od niej odwrócić.
W miejscu, gdzie powinna znaleźć tajemniczy tytuł, ziała wielka pustka. Niemal ze łzami w oczach oparła się o regał, po czym osunęła się na podłogę.
— Dobrze, że nikt mnie nie widzi. — Stwierdziła waląc głową w półkę, z której prosto na jej kolana, poszybowała kolejna czarna koperta.
Nie tracąc ani chwili więcej, rozerwała papier i wyciągnęła z środka kolejny list.
— Świat Magii – Historia Prawdziwa M.E.R. — Przeczytała na głos. — Co to w ogóle znaczy to M.E.R. — Zastanawiała się dokładnie oglądając, krótką informację.
Choć miała wrażenie, że ktoś z niej zakpił, postanowiła to sprawdzić. Podniosła się z ziemi i z cichym westchnieniem podreptała z powrotem do katalogu, gdzie ponownie rozpoczęła poszukiwania.  O dziwo tym razem rezultat był natychmiastowy. Ścianka wypluła ze swych trzewi nową sygnaturę.
Ewelina pochwyciła kartkę i już chciała iść z nią między regały, kiedy szafka zaczęła kłapać niespokojnie szufladami niezwykle przy tym hałasując.
— Cicho głupi meblu! — Próbowała uspokoić katalog, ale ten wydawał coraz głośniejsze dźwięki. — Zwariowałam — stwierdziła — gadam z meblami!
Kiedy szafka zaczęła wydawać z siebie dźwięk podobny do głosu syren wozu strażackiego, Ewelina odrzuciła sygnaturę do wnętrza. 
Szufladki po raz ostatni kłapnęły na nią złowrogo, po czym ucichły.
Dziewczyna odetchnęła z ulgą, wypuściła z płuc wstrzymywane do tej pory powietrze i w końcu mogła wrócić do badania sprawy. Na szczęście nim oddała kłótliwej szafce kartkę, zapamiętała sygnaturę.
Przyglądając się mijanym po drodze półkom, odnalazła właściwe miejsce. Książka gruba jak jej ramie (a ono nie było takie znowu małe), miała piękne złote zdobienia i tegoż samego koloru tytuł w zupełnie obcym, nieznanym jej języku.
Ewelina ostrożnie odstawiła lampkę na pobliski stół, po czym sięgnęła po tomiszcze. Niemal od razu, jak tylko musnęła palcami zdobiony grzbiet, poczuła delikatne drżenie. Wyglądało jakby książka mruczała pod dotykiem, zadowolona, że w końcu ktoś ją zdjął z półki.
Solan była zadowolona, że w końcu osiągnęła cel. Uważając by nie uszkodzić księgi, położyła dłoń na zdobionej złotym bluszczem okładce i zajrzała na pierwsze strony. Ku wielkiemu zaskoczeniu dziewczyny, księga stęknęła, ziewnęła i przemówiła grubym, tubalnym głosem.
— Cé dúisíonn dom ó chodladh?
Przerażona nie na żarty, pisnęła i odrzuciła od siebie dziwny twór.
Księga poszybowała w powietrzu, po czym rąbnęła w regał naprzeciwko.
Tomiszcze zaczęło głośno lżyć Ewelinę i choć ta nie rozumiała konkretnych słów, wiedziała, że „to” nie ma na myśli nic miłego.
— Przepraszam panią… eee… pana? — Nie bardzo wiedziała jak ma się odnaleźć w tej nowej i dość niezwykłej sytuacji. Owszem wcześniej gadała do mebla, ale ono wcale jej nie odpowiedziało. — Nie chciałam wcale pani tak potraktować! — Dodała pośpiesśnie przepraszającym tonem. Pani bo przecież TA książka, a nie ten książek, choć oceniając po głosie, wcale nie była tego taka pewna.
Powoli podeszła do tomiszcza, podniosła je i ułożyła na stoliku obok lampki.
— Wybaczy mi pan? — Przecież wciąż bluzgający niemiłosiernie głos definitywnie należał do mężczyzny.
Książka nadęła się okropnie (tak moi kochani, magiczne książki to potrafią) i przemówiła do Eweliny, w końcu w zrozumiały dla niej sposób.
— Co za totalny brak wychowania u młodzieży! — Fuknęła niezadowolona. — Czy nikt was nie uczył jak powinno się traktować książki?! Zwłaszcza te magicznie ożywione?!
— Najmocniej przepraszam, ja… po prostu bardzo się wystraszyłam. Nie spodziewałam się, że…
— Że mogę być żywa? — Usłużnie dokończyła zdanie, wciąż będąc mocno nadąsaną.
— Tak. Poniekąd to dość zaskakująca informacja. — Dodała próbując uspokoić wciąż walące serce.
— Na jakim ty świecie żyjesz drogie dziecko? — Książka podskoczyła ustawiając się okładką do Eweliny. Bluszcz momentalnie rozsypał się na boki, a skórzana powierzchnia uformowała się w męską twarz. — Nazywam się Edward Eustachy Mateusz Piotr Konstanty Tybaszkiewicz. Dla przyjaciół Krystian.
Nie miało to oczywiście większego sensu, ale powiedzcie sami ile sensu może być w gadającej książce?
— A ty jesteś…? — Niecierpliwiła się książka. — Chyba cię jakoś nazywają prawda?
— Ewelina. Ewelina Solan. — Przedstawiła się naprędce nie chcąc znów zdenerwować tomiszcza.
— Dobre wychowanie karze mi powiedzieć „miło mi cię poznać”, choć pierwsze chwile naszej znajomości wcale nie były takie znowu miłe. — Książka wyglądała naprawdę na wkurzoną.
— Jeszcze raz bardzo przepraszam. Cóż… zaskoczyłeś mnie Krystianie.
— Chyba powiedziałem, że tylko przyjaciele mówią do mnie Krystian! Póki co z pewnością się do nich nie zaliczasz. — Głos Eustachy miał griźny i dziewczyna, aż się wzdrygnęła.
— Przepraszam najmocniej. To jak mam w takim razie się do pana zwracać?
Eustachy Mateusz Piotr Konstanty Tybaszkiewicz, zaczął poważnie się zastanawiać. Przez chwilę trwał w milczeniu marszcząc okładkę złowrogo.
— No dobra. — Wysapał po chwili. — Niech będzie Krystian..
Ewelina nic nie powiedziała, po prostu twierdząco pokiwała głową. W końcu kto wie, jak często książka mogła wpadać w dziwaczne i niezbyt uprzejme nastroje.
— Czego mnie ruszasz i budzisz ze snu, co?
— W zasadzie to nie jestem do końca pewna.
— Co proszę? — Gdyby książki potrafiły zmieniać kolory, Eustachy z pewnością mógłby konkurować z niejednym dorodnym pomidorem.
— Budzisz mnie od tak dla kaprysu?!
— Nie, nie, nie! Nie śmiałabym nawet! — Szybko zaczęła się bronić. — Po prostu ktoś zostawił mi list z twoim tytułem. Nie bardzo wiem jakiego rodzaju książką jesteś.
Eustachy dumnie wypiął okładkę, po czym przemówił bardzo oficjalnym tonem.
— Świat Magii Historia Prawdziwa autorstwa M.E.R. Czyli wszystko czego nigdzie indziej nie znajdziesz. Zawieram w sobie całą prawdę i tylko prawdę o tym co było, a także o tym co może się wydarzyć.
— Ale przecież historii uczą nas na pierwszym roku. Do znudzenia każą wkuwać każdą najdrobniejszą datę od momentu kiedy wielcy bogowie stworzyli dla swych dzieci nowy świat.
Książka przez chwilę milczała, po czym wybuchła tak donośnym śmiechem, że aż niemal spadła ze stołu. Ewelina pochwyciła ją dosłownie w ostatniej chwili. Nie chciała znowu być przeklinana w znanym czy nieznanym jej języku.
— Dobre sobie! —  Krystian uspokoił się po dobrych kilku minutach. —  Te wszystkie bajeczki jakich was uczą to stek bzdur! Ten świat istniał na długo przed tym nim te głąby zwane teraz bogami zrobiły rozłam.
Solan nie wiedziała za bardzo co ma odpowiedzieć na zarzuty tomiszcza. W końcu na lekcjach uczono ją czegoś zupełnie innego. Kiedy już chciała zadać od dawna męczące ją pytania, usłyszała w oddali dźwięk skrzypiących drzwi. Ktoś otwierał magazyn.
Nie zastanawiając się zbyt długo nad tym co robi, chwyciła Krystiana pod pachę i gorączkowo zaczęła rozglądać się za miejscem do ukrycia.
— Co robisz? — Książka wcale nie zamierzała być cicho. — Masz spocone dłonie! Feee!
Kroki w oddali przybrały na sile i Ewelina wiedziała, że każda kolejna sekunda braku zdecydowania, może kosztować ją wydalenie ze szkoły. Regulamin o takich sprawach wyrażał się dość dosadnie.
— Proszę cię sieć cicho, chyba, że chcesz przeleżeć wśród pajęczyn kolejne parę setek lat.
Książka umilkła, czy to wystraszona perspektywą gnicia na półce, czy też od tak dla kaprysu, tego Ewelina pewną być nie mogła. Uważając by nie narobić zbytniego hałasu, ostrożnie zgasiła magiczną lampę i wycofała się w najciemniejszy kąt biblioteki.
Kroki ucichły, jednak po ścianach zaczęły się błąkać cienie jakie rzuca człowiek prowadzący przed sobą ognika. Ktoś tak jak i ona był tu najprawdopodobniej nielegalnie, jednak Ewelina nie miała zamiaru tego sprawdzać. Starając się nie robić zbytnio hałasu, próbowała przedostać się w stronę jedynego wyjścia.
Cienie ruszyły. Powoli zbliżały się w stronę miejsca, gdzie dziewczyna przycupnęła z mruczącą coś pod nosem książką. Obawiając się najgorszego, Ewelina zapakowała nowego „przyjaciela” do torby, po czym ostrożnie ruszyła do wyjścia, starając się ominąć tajemniczego gościa.




Witajcie ci którzy jeszcze czasem tu błądzicie i być może tęsknicie za przygodami niesfornej Eweliny. Jak widać powyżej bohaterka wciąż żyje, a i pisarka ma się całkiem zacnie choć czasu dla przygód swej ulubienicy za bardzo ni ma :( Wiem. Przepraszam! Naprawdę chciałabym dodawać rozdziały znacznie częściej, ale tyle rzeczy dzieje się w moim życiu, że normalnie szok! A się pochwalę kto jeszcze nie wie. Życie zaczęło mi się porządnie układać. Dostałam swój dom. W zasadzie to mieszkanko, ale zawsze coś :) Mam pracę i to stałą, która pochłania i większość czasu i mnóstwo energii, ale jakoś mi to nie przeszkadza. Strasznie co prawda tęsknię za CMem, ale cóż... nie można mieć wszystkiego.
Teraz powinnam obiecać poprawę, ale nie chce znów rzucać słów na wiatr. Kolejny rozdział będzie jak się pojawi. Mam nadzieję, że ktoś jeszcze mnie odwiedza i ogólnie po wakacjach moje życie uspokoi się na tyle, że będę mogła w pełni poświęcić się ukochanej historii. Puki co mam nadzieję, że to co powyżej przeczytaliście, choć troszkę wam się spodobało. 

P.S Jak zawsze błędy nie poprawione, ale zaczynają się wakacje to i może moje bety w końcu ruszą do ataku i pomogą :D Buziaki dla nich :* No i dla mojej Muzy Natchniuzy, która choć wiele tysięcy kilometrów ode mnie, przesyła mi dobre fluidy przez internet. A także big kiss dla Raiona :) mam nadzieję, że tym razem zostawi komentarz :*

6 komentarzy:

  1. Komentarz. Będzie. Obiecuję.

    OdpowiedzUsuń
  2. O! Można sobie zamawiać stoliki w tej wyśmienitej restauracji! To ja też, jako iż nie mam aktualnie sił na pisanie komentarzy, rezerwuję sobie miejsce :D
    A tak nawiasem mówiąc - rozdział świetny jak zwykle.
    Do za niedługo!

    OdpowiedzUsuń
  3. Zawitałam, dodaję :) pewnie nie raz zaglądnę :)

    OdpowiedzUsuń
  4. Napisałam taki śliczny długaśny komentarz i mi go zjadło ;_; Tak czy tak, w ciekawym kierunku się historia rozwija i ciekawam z czego wynikają przekłamania historii i w ogóle co będzie dalej i powodzenia i w ogóle :D

    OdpowiedzUsuń
  5. W końcu, wyczaiłam lepszy telefon, co pozwala mi dodawać komentarze. Życie bez komputera już pół roku jest uciążliwe jak nic na świecie. Przepraszam, że tyle nie komentowałam przygód Ewelinki. Jednak czytałam xD

    Ewelkę w tym świecie magii spotykają bardzo interesujące przygody. Co rozdział to więcej tajemnic i na miejscu Eweliny, ze stresu bym dawno się wykończyła. Książka jest okropna. Gdzie tu przebaczenie? Powinna wybaczyć niefortunne zaczęcie się znajomości z Solan i być milszą. Każdy popełnia błędy, nie? ^^

    Pozdrawiam.

    OdpowiedzUsuń
  6. Wróciłam!!! Przepraszam, że nie komentowałam, ale miałam strasznie zajmujące wakacje, które niestety już się skończyły ;c I tak dobrze, że udało mi się przeczytać te osiem książek :)
    Ja to mam jedno podstawowe pytanie. Kto się tam zakradł do Ewelinki? Jest jeszcze drugie, mniej podstawowe - czy udało jej się wymknąć niepostrzeżenie? Być może okazuje się to w następnym poście, ale jeszcze nie przeczytałam, choć zabieram się za niego zaraz po dokończeniu komentarza.
    Solanówna ma jaja, ja to bym się chyba zes... Narobiła pod siebie na jej miejscu. Nie dość że ten durny mebel musiał być słyszany w całym wszechświecie, to jeszcze książka sobie zaczęła zwyczajnie gadać w jej rękach. Ale zacznijmy od tego, że mi by się nie chciało w ogóle wyjść, żeby sprawdzać jakieś dziwne wiadomości.
    Moment, w którym pan "dla przyjaciół Krystian" przeżył chwilę konsternacji pod tytułem "Niech będzie Krystian" Podobał mi się chyba najbardziej.
    A jeszcze jedno podstawowe pytanie. Któż to przesłał jej te liściki? Szpiegi! Wszędzie szpiegi! Ale jak się wysilił. Ewelka musiała najpierw pomyślnie przejść eliminacje, a dopiero później dostała prawdziwy tytuł. Jeszcze musi wiedzieć czego szukać i świat uratowany (bądź zniszczony) :D
    Mogłabym jeszcze dużo popisać, ale nie będę przeciągać. Jeszcze chcę przeczytać chapter 41 zanim wyjdę do szkoły.
    Pozdrawiam i niech wen będzie z tobą

    OdpowiedzUsuń

Zaczarowani

Filmiki