Tej nocy Ewelinę również dręczyły
koszmary i choć po wybudzeniu nic nie pamiętała, bała się ponownie zasnąć. Mimo iż czwarta nad ranem nie była odpowiednią godziną na rozpoczęcie dnia, nie mogła
nic na to poradzić. Coś bezustannie czaiło się na krawędzi podświadomości,
skutecznie uniemożliwiając ponowne zaśnięcie.
Z podkrążonymi z niewyspania oczami,
podeszła do biurka i zaczęła porządkować kupki książek. Praca choć przynosiła
pewnego rodzaju ukojenie, nie mogła pozbawić jej tego zwierzęcego lęku
kłębiącego się włochatą kulką gdzieś w okolicach mostku. Ze wszystkich sił
skupiała się na małostkowych problemach, dających jej chwilę wytchnienia.
Kiedy wzięła się również za sprzątanie
szuflady, na podłogę zsunęły się dwie rzeczy — notatka od Ani, a także
tajemnicza koperta. Ewelina nie tracąc czasu chwyciła najpierw za otwartą
korespondencję. Powoli wyciągnęła kawałek pergaminu, na którym ktoś wykaligrafował
„Świat Magii – legendy mity czy fakty” Benedykt Sandomierski.
Dziewczyna obróciła kartkę, a nawet
wzięła ją pod światło aby upewnić się czy to cała wiadomość. Nic więcej nie
znalazła.
— Ki diabeł? — Zapytała samą siebie, po
czym przysunęła pod nos wiadomość od Ani.
Karta zawierała wiele rzeczy, które
Ewelina mogła zbadać siedząc w bibliotece. Choć wciąż gniewała się na
przyjaciółkę, postanowiła przeprowadzić badania, które choć w niewielkim
stopniu wyjaśniłyby w co takiego zostały wplątane i dlaczego.
Nie tracąc czasu, szybko przebrała się z
piżamy, chwyciła za torbę, na dnie której spoczywali jej wierni towarzysze —
notes i piórnik, a następnie pośpiesznie opuściła pokój.
Korytarze były opustoszałe jednak Solan
zachowywała wszelakie środki ostrożności. W końcu głupio byłoby wpaść w
tarapaty przedwcześnie.
Kierując się do kanciapy Mieczysława
Szafarskiego — collegialnego woźnego — niemal przestała oddychać. Wiedziała, ze
nieco świrnięty staruszek, o tej porze mocno chrapie, odurzony miodowym
koktajlem z interesu Bombardiera i Agnieszki, jednak mimo to nie mogła oprzeć
się uczuciu, które towarzyszyło jej zawsze, gdy robiła coś nielegalnego .
Powoli, bez pośpiechu nacisnęła na
klamkę i delikatnie popchnęła dębowe drzwi, modląc się by te nie skrzypnęły.
Bogowie musieli wysłuchać modłów, ponieważ tym razem udało się jej wkraść
niezauważenie.
W niewielkim pokoju, gdzie w stronę
drzwi ustawiono biurko przeznaczone dla interesantów, na wielkim fotelu w
wyblakłe kwiaty, siedział woźny. Siwa, kudłata głowa zwisała na ramieniu
mężczyzny, a z ust wydobywało się miarowe świstanie świadczące o tym, iż
„miodowa uczta” trwała nieco dłużej niż zwykle.
Ewelina zdziwiła się, że staruszek nie
poszedł do pokoju na tyłach. Zwykle to właśnie stamtąd dochodziło chrapanie.
Cichutko na paluszkach przekradła się
obok fotela, aby sięgnąć po klucz do biblioteki. Gdy już trzymała go w drżących
paluszkach, mężczyzna zakaszlał po czym się obudził. Przerażona stanęła w
totalnym bezruchu. Mieczysław z zaspanym wzrokiem rozejrzał się po
pomieszczeniu, ziewnął, podrapał się po obfitym brzuchu, po czym ruszył do
sypialni.
Ewelina wstrzymała oddech do czasu, gdy
siwa czupryna całkowicie nie zniknęła za zamkniętymi drzwiami. Dopiero gdy
ponownie usłyszała miarowe chrapanie, postanowiła cichutko, na paluszkach
opuścić pomieszczenie.
Kiedy dziewczyna została sama, zabrała
klucz i wyszła na korytarz. Odetchnęła z ulgą jednak dopiero, gdy w twarz
uderzyło ją chłodne powietrze, a w uszach zadźwięczała cisza.
Uważając by nie narobić hałasu, zeszła
na dół, otworzyła drzwi i wślizgnęła się do ciemnej biblioteki. Nie chcąc
zdradzać swej obecności, cichutko wypowiedziała zaklęcie, aby przywołać
niewielką kulę ognia, zwaną potocznie „świetlikiem”.
Właśnie wypowiadała ostatnie słowo z
inkantacji, kiedy poczuła straszliwy ból. Moc szarpnęła wnętrznościami
odbierając na kilka chwil oddech. Wraz z zaklęciem pojawiły się również zawroty
głowy. Aby nie upaść na pobliski regał, dziewczyna musiała podeprzeć się
ściany.
Medalion na szyi rozgrzał się
niebezpiecznie, delikatnie czerwieniąc skórę adeptki. Zaklęcie co prawda zadziałało,
ale było znacznie słabsze niż dotychczas.
Ewelina westchnęła zrezygnowana. Jeśli
każdy nawet najdrobniejszy czar, będzie wyglądał właśnie tak, to zapewne opuści
Collegium znacznie wcześniej niż przypuszczała.
Zdenerwowana i nieco podłamana nowym
odkryciem, ruszyła w głąb biblioteki.
Ignacy Kostewicz jak zawsze zostawił
wszystko w idealnym porządku. Oddane książki wciąż nieodłożone na miejsca,
leżały podzielone na kupkach na blacie, czekając świtu.
Solan wciąż chwiejąc się na nogach,
wyjęła pomiętą kartkę i ponownie przeczytała tytuł z tajemniczego listu.
Świetlik choć niewielki, dawał wystarczające światło, by mogła odczytać
starannie wykaligrafowane litery.
Gdy zawroty głowy w końcu postanowiły ją
opuścić, dziewczyna ruszyła w kierunku magicznego katalogu, aby odnaleźć
odpowiednią pozycję.
Zaczęła od szukania dokładnego tytułu
oraz autora. Niestety starania poszły na marne. Katalog nie znalazł żadnego
hasła.
— Co jest do cholery? Po kiego grzyba
wysyłać mi tytuł książki, która nie istnieje?
Wciąż nie dając za wygraną, postanowiła
ponowić próby, kombinując z samym tytułem, czy też wyszukując poszczególnych
słów. Niestety katalog zawsze odpowiadał tym samym „brak wyników”.
Zdenerwowana machnęła rękoma uderzając
biednego „świetlika”. Płomyczek mignął bladym światłem po raz ostatni, po czym
zgasł.
— Kuźwa! — Warknęła wkurzona. — Lasair
lonrúil!
Tym razem zaklęcie nie zadziałało. Nie
poczuła wcześniejszego szarpnięcia, ani bólu. Już miała się rozpłakać z
totalnej bezsilności, kiedy przypomniała sobie o niewielkiej magicznej lampie
trzymanej w biurku bibliotekarza.
— „Nie
wiadomo kiedy się przyda.” — Powtarzał Ignacy, za każdym razem kiedy
czyścił magiczny przedmiot.
Miał rację. Lampa przydała się, choć
zapewne nie „to” miał na myśli.
Dziewczyna bez problemu znalazła ją i
delikatnym stukaniem w cztery szklane szybki, rozbudziła do życia. Subtelny,
pomarańczowo-złoty płomień, napełnił pomieszczenie głębokimi cieniami.
Solan zadowolona, że nie będzie musiała
krążyć po bibliotece po omacku, wróciła z powrotem do ścianki z katalogiem. Zastanawiając
się jak jeszcze odpowiednio mogłaby zmienić tytuł, w padła na zupełnie inne
rozwiązanie.
Przecież w bibliotece znajdował się
także drugi, o wiele mniejszy katalog. Zawierał pozycje które choć były na
stanie biblioteki, nie zostały dopuszczone do ogólnego użytku. Białe kruki
magicznej literatury, księgi i zwoje tak stare i delikatne, że trzeba było
obchodzić się z nimi z niezwykłą ostrożnością.
Ignacy wysłał ją do niewielkiego
pomieszczenia, znajdującego się w magazynie, tylko raz, kiedy miała przygotować
miejsce do pracy dla rektorki. Ewelina oczywiście z uwagą przyglądała się
starym księgom o zdobnych grzbietach, ale ponieważ wszystkie tytuły były po
łacinie, grece lub w innych nieznanych językach, dała im spokój. Przygotowała
co miała przygotować i wyszła z pomieszczenia zupełnie o nim zapominając.
— No właśnie! — Zawołała przypominając
sobie o niewielkiej katalogowej ściance. — Tam przecież też mogę poszukać.
Nie tracąc więcej czasu ruszyła w
kierunku magazynu skąd przeszła do pomieszczenia z obcojęzycznymi tytułami.
Powoli, z walącym sercem na ramieniu, położyła dłoń na dębowych drzwiach, a te
uchyliły się pod jej naciskiem cicho skrzypiąc.
Pomieszczenie choć zawierające
najcenniejsze tomiszcza, najwyraźniej nie było specjalnie zabezpieczane. W
sumie tak naprawdę na teren magazynu mógł wejść jedynie Ignacy, ona i ci,
którym bibliotekarz wystawił specjalne przepustki. Większość przetłumaczonych
ksiąg i zwojów stała na pułkach w bibliotece, przez co prawie nikt nie zapuszczał
się w te strony.
Ewelina właśnie w tym momencie zdała
sobie sprawę, jak bardzo bibliotekarz jej ufał, i jak bardzo by go zawiodła,
gdyby ktoś ją przyłapał. Westchnęła zdenerwowana, ale nie zamierzała się cofać.
Wystawiła przed siebie lampę i powoli zaczęła poszukiwania katalogu.
Ścianka była widoczna z miejsca w którym
stała, i zajmowała jedynie jedną dziesiątą powierzchni głównego katalogu.
Poruszając się powoli, rozpoczęła
poszukiwania
— Świat Magii – legendy, mity czy fakty.
Benedykt Sandomierski.
Półeczki niemal od razu za trzęsły się,
cicho klekocząc, po czym zupełnie znieruchomiały. I tym razem rezultat
poszukiwań był zerowy, jednak Ewelina nie miała zamiaru się poddawać.
Wypowiadała po kolei wszystkie kombinacje jakie przyszły jej do głowy.
Gdy po pół godzinie poszukiwań, wciąż
nie osiągnęła zadawalającego rezultatu, zdenerwowana zaczęła gadać do siebie,
specjalnie przekręcając nazwisko autora i tytuł. Kiedy z jej ust padło „Sam
Domierski”, katalog zatrzeszczał i wypluł z siebie kartkę z wykaligrafowaną
sygnaturą.
Solan chwyciła arkusz i biegiem
popędziła szukać odpowiedniego miejsca. Tej nocy i tak straciła dużo czasu.
Błagając w myślach, by literówka nie
była czyimś dowcipem i choć trochę przybliżyła ją do rozwiązania, dotarła przed
odpowiedni regał. Niestety i tym razem szczęście postanowiło się od niej
odwrócić.
W miejscu, gdzie powinna znaleźć
tajemniczy tytuł, ziała wielka pustka. Niemal ze łzami w oczach oparła się o
regał, po czym osunęła się na podłogę.
— Dobrze, że nikt mnie nie widzi. — Stwierdziła waląc głową w półkę, z
której prosto na jej kolana, poszybowała kolejna czarna koperta.
Nie tracąc ani chwili więcej, rozerwała
papier i wyciągnęła z środka kolejny list.
— Świat Magii – Historia Prawdziwa
M.E.R. — Przeczytała na głos. — Co to w ogóle znaczy to M.E.R. — Zastanawiała
się dokładnie oglądając, krótką informację.
Choć miała wrażenie, że ktoś z niej
zakpił, postanowiła to sprawdzić. Podniosła się z ziemi i z cichym
westchnieniem podreptała z powrotem do katalogu, gdzie ponownie rozpoczęła
poszukiwania. O dziwo tym razem rezultat
był natychmiastowy. Ścianka wypluła ze swych trzewi nową sygnaturę.
Ewelina pochwyciła kartkę i już chciała
iść z nią między regały, kiedy szafka zaczęła kłapać niespokojnie szufladami
niezwykle przy tym hałasując.
— Cicho głupi meblu! — Próbowała
uspokoić katalog, ale ten wydawał coraz głośniejsze dźwięki. — Zwariowałam —
stwierdziła — gadam z meblami!
Kiedy szafka zaczęła wydawać z siebie
dźwięk podobny do głosu syren wozu strażackiego, Ewelina odrzuciła sygnaturę do
wnętrza.
Szufladki po raz ostatni kłapnęły na nią
złowrogo, po czym ucichły.
Dziewczyna odetchnęła z ulgą, wypuściła
z płuc wstrzymywane do tej pory powietrze i w końcu mogła wrócić do badania
sprawy. Na szczęście nim oddała kłótliwej szafce kartkę, zapamiętała sygnaturę.
Przyglądając się mijanym po drodze
półkom, odnalazła właściwe miejsce. Książka gruba jak jej ramie (a ono nie było
takie znowu małe), miała piękne złote zdobienia i tegoż samego koloru tytuł w
zupełnie obcym, nieznanym jej języku.
Ewelina ostrożnie odstawiła lampkę na
pobliski stół, po czym sięgnęła po tomiszcze. Niemal od razu, jak tylko musnęła
palcami zdobiony grzbiet, poczuła delikatne drżenie. Wyglądało jakby książka
mruczała pod dotykiem, zadowolona, że w końcu ktoś ją zdjął z półki.
Solan była zadowolona, że w końcu
osiągnęła cel. Uważając by nie uszkodzić księgi, położyła dłoń na zdobionej
złotym bluszczem okładce i zajrzała na pierwsze strony. Ku wielkiemu
zaskoczeniu dziewczyny, księga stęknęła, ziewnęła i przemówiła grubym, tubalnym
głosem.
— Cé dúisíonn dom ó chodladh?
Przerażona nie na żarty, pisnęła i
odrzuciła od siebie dziwny twór.
Księga poszybowała w powietrzu, po czym
rąbnęła w regał naprzeciwko.
Tomiszcze zaczęło głośno lżyć Ewelinę i
choć ta nie rozumiała konkretnych słów, wiedziała, że „to” nie ma na myśli nic
miłego.
— Przepraszam panią… eee… pana? — Nie
bardzo wiedziała jak ma się odnaleźć w tej nowej i dość niezwykłej sytuacji.
Owszem wcześniej gadała do mebla, ale ono wcale jej nie odpowiedziało. — Nie chciałam
wcale pani tak potraktować! — Dodała pośpiesśnie przepraszającym tonem. Pani bo
przecież TA książka, a nie ten książek, choć oceniając po głosie, wcale nie
była tego taka pewna.
Powoli podeszła do tomiszcza, podniosła
je i ułożyła na stoliku obok lampki.
— Wybaczy mi pan? — Przecież wciąż
bluzgający niemiłosiernie głos definitywnie należał do mężczyzny.
Książka nadęła się okropnie (tak moi
kochani, magiczne książki to potrafią) i przemówiła do Eweliny, w końcu w
zrozumiały dla niej sposób.
— Co za totalny brak wychowania u
młodzieży! — Fuknęła niezadowolona. — Czy nikt was nie uczył jak powinno się
traktować książki?! Zwłaszcza te magicznie ożywione?!
— Najmocniej przepraszam, ja… po prostu
bardzo się wystraszyłam. Nie spodziewałam się, że…
— Że mogę być żywa? — Usłużnie
dokończyła zdanie, wciąż będąc mocno nadąsaną.
— Tak. Poniekąd to dość zaskakująca
informacja. — Dodała próbując uspokoić wciąż walące serce.
— Na jakim ty świecie żyjesz drogie
dziecko? — Książka podskoczyła ustawiając się okładką do Eweliny. Bluszcz
momentalnie rozsypał się na boki, a skórzana powierzchnia uformowała się w
męską twarz. — Nazywam się Edward Eustachy Mateusz Piotr Konstanty
Tybaszkiewicz. Dla przyjaciół Krystian.
Nie miało to oczywiście większego sensu,
ale powiedzcie sami ile sensu może być w gadającej książce?
— A ty jesteś…? — Niecierpliwiła się
książka. — Chyba cię jakoś nazywają prawda?
— Ewelina. Ewelina Solan. — Przedstawiła
się naprędce nie chcąc znów zdenerwować tomiszcza.
— Dobre wychowanie karze mi powiedzieć
„miło mi cię poznać”, choć pierwsze chwile naszej znajomości wcale nie były
takie znowu miłe. — Książka wyglądała naprawdę na wkurzoną.
— Jeszcze raz bardzo przepraszam. Cóż…
zaskoczyłeś mnie Krystianie.
— Chyba powiedziałem, że tylko
przyjaciele mówią do mnie Krystian! Póki co z pewnością się do nich nie
zaliczasz. — Głos Eustachy miał griźny i dziewczyna, aż się wzdrygnęła.
— Przepraszam najmocniej. To jak mam w
takim razie się do pana zwracać?
Eustachy Mateusz Piotr Konstanty
Tybaszkiewicz, zaczął poważnie się zastanawiać. Przez chwilę trwał w milczeniu
marszcząc okładkę złowrogo.
— No dobra. — Wysapał po chwili. — Niech
będzie Krystian..
Ewelina nic nie powiedziała, po prostu
twierdząco pokiwała głową. W końcu kto wie, jak często książka mogła wpadać w
dziwaczne i niezbyt uprzejme nastroje.
— Czego mnie ruszasz i budzisz ze snu,
co?
— W zasadzie to nie jestem do końca
pewna.
— Co proszę? — Gdyby książki potrafiły
zmieniać kolory, Eustachy z pewnością mógłby konkurować z niejednym dorodnym
pomidorem.
— Budzisz mnie od tak dla kaprysu?!
— Nie, nie, nie! Nie śmiałabym nawet! —
Szybko zaczęła się bronić. — Po prostu ktoś zostawił mi list z twoim tytułem. Nie
bardzo wiem jakiego rodzaju książką jesteś.
Eustachy dumnie wypiął okładkę, po czym
przemówił bardzo oficjalnym tonem.
— Świat Magii Historia Prawdziwa
autorstwa M.E.R. Czyli wszystko czego nigdzie indziej nie znajdziesz. Zawieram
w sobie całą prawdę i tylko prawdę o tym co było, a także o tym co może się
wydarzyć.
— Ale przecież historii uczą nas na
pierwszym roku. Do znudzenia każą wkuwać każdą najdrobniejszą datę od momentu
kiedy wielcy bogowie stworzyli dla swych dzieci nowy świat.
Książka przez chwilę milczała, po czym
wybuchła tak donośnym śmiechem, że aż niemal spadła ze stołu. Ewelina
pochwyciła ją dosłownie w ostatniej chwili. Nie chciała znowu być przeklinana w
znanym czy nieznanym jej języku.
— Dobre sobie! — Krystian uspokoił się po dobrych kilku
minutach. — Te wszystkie bajeczki jakich
was uczą to stek bzdur! Ten świat istniał na długo przed tym nim te głąby zwane
teraz bogami zrobiły rozłam.
Solan nie wiedziała za bardzo co ma
odpowiedzieć na zarzuty tomiszcza. W końcu na lekcjach uczono ją czegoś
zupełnie innego. Kiedy już chciała zadać od dawna męczące ją pytania, usłyszała
w oddali dźwięk skrzypiących drzwi. Ktoś otwierał magazyn.
Nie zastanawiając się zbyt długo nad tym
co robi, chwyciła Krystiana pod pachę i gorączkowo zaczęła rozglądać się za
miejscem do ukrycia.
— Co robisz? — Książka wcale nie
zamierzała być cicho. — Masz spocone dłonie! Feee!
Kroki w oddali przybrały na sile i
Ewelina wiedziała, że każda kolejna sekunda braku zdecydowania, może kosztować
ją wydalenie ze szkoły. Regulamin o takich sprawach wyrażał się dość dosadnie.
— Proszę cię sieć cicho, chyba, że
chcesz przeleżeć wśród pajęczyn kolejne parę setek lat.
Książka umilkła, czy to wystraszona
perspektywą gnicia na półce, czy też od tak dla kaprysu, tego Ewelina pewną być
nie mogła. Uważając by nie narobić zbytniego hałasu, ostrożnie zgasiła magiczną
lampę i wycofała się w najciemniejszy kąt biblioteki.
Kroki ucichły, jednak po ścianach
zaczęły się błąkać cienie jakie rzuca człowiek prowadzący przed sobą ognika.
Ktoś tak jak i ona był tu najprawdopodobniej nielegalnie, jednak Ewelina nie miała
zamiaru tego sprawdzać. Starając się nie robić zbytnio hałasu, próbowała
przedostać się w stronę jedynego wyjścia.
Cienie ruszyły. Powoli zbliżały się w
stronę miejsca, gdzie dziewczyna przycupnęła z mruczącą coś pod nosem książką. Obawiając
się najgorszego, Ewelina zapakowała nowego „przyjaciela” do torby, po czym
ostrożnie ruszyła do wyjścia, starając się ominąć tajemniczego gościa.
Witajcie
ci którzy jeszcze czasem tu błądzicie i być może tęsknicie za przygodami
niesfornej Eweliny. Jak widać powyżej bohaterka wciąż żyje, a i pisarka ma się
całkiem zacnie choć czasu dla przygód swej ulubienicy za bardzo ni ma :( Wiem.
Przepraszam! Naprawdę chciałabym dodawać rozdziały znacznie częściej, ale tyle
rzeczy dzieje się w moim życiu, że normalnie szok! A się pochwalę kto jeszcze
nie wie. Życie zaczęło mi się porządnie układać. Dostałam swój dom. W zasadzie
to mieszkanko, ale zawsze coś :) Mam pracę i to stałą, która pochłania i
większość czasu i mnóstwo energii, ale jakoś mi to nie przeszkadza. Strasznie
co prawda tęsknię za CMem, ale cóż... nie można mieć wszystkiego.
Teraz
powinnam obiecać poprawę, ale nie chce znów rzucać słów na wiatr. Kolejny
rozdział będzie jak się pojawi. Mam nadzieję, że ktoś jeszcze mnie odwiedza i
ogólnie po wakacjach moje życie uspokoi się na tyle, że będę mogła w pełni
poświęcić się ukochanej historii. Puki co mam nadzieję, że to co powyżej
przeczytaliście, choć troszkę wam się spodobało.
P.S
Jak zawsze błędy nie poprawione, ale zaczynają się wakacje to i może moje bety
w końcu ruszą do ataku i pomogą :D Buziaki dla nich :* No i dla mojej Muzy
Natchniuzy, która choć wiele tysięcy kilometrów ode mnie, przesyła mi dobre
fluidy przez internet. A także big kiss dla Raiona :) mam nadzieję, że tym
razem zostawi komentarz :*
Komentarz. Będzie. Obiecuję.
OdpowiedzUsuńO! Można sobie zamawiać stoliki w tej wyśmienitej restauracji! To ja też, jako iż nie mam aktualnie sił na pisanie komentarzy, rezerwuję sobie miejsce :D
OdpowiedzUsuńA tak nawiasem mówiąc - rozdział świetny jak zwykle.
Do za niedługo!
Zawitałam, dodaję :) pewnie nie raz zaglądnę :)
OdpowiedzUsuńNapisałam taki śliczny długaśny komentarz i mi go zjadło ;_; Tak czy tak, w ciekawym kierunku się historia rozwija i ciekawam z czego wynikają przekłamania historii i w ogóle co będzie dalej i powodzenia i w ogóle :D
OdpowiedzUsuńW końcu, wyczaiłam lepszy telefon, co pozwala mi dodawać komentarze. Życie bez komputera już pół roku jest uciążliwe jak nic na świecie. Przepraszam, że tyle nie komentowałam przygód Ewelinki. Jednak czytałam xD
OdpowiedzUsuńEwelkę w tym świecie magii spotykają bardzo interesujące przygody. Co rozdział to więcej tajemnic i na miejscu Eweliny, ze stresu bym dawno się wykończyła. Książka jest okropna. Gdzie tu przebaczenie? Powinna wybaczyć niefortunne zaczęcie się znajomości z Solan i być milszą. Każdy popełnia błędy, nie? ^^
Pozdrawiam.
Wróciłam!!! Przepraszam, że nie komentowałam, ale miałam strasznie zajmujące wakacje, które niestety już się skończyły ;c I tak dobrze, że udało mi się przeczytać te osiem książek :)
OdpowiedzUsuńJa to mam jedno podstawowe pytanie. Kto się tam zakradł do Ewelinki? Jest jeszcze drugie, mniej podstawowe - czy udało jej się wymknąć niepostrzeżenie? Być może okazuje się to w następnym poście, ale jeszcze nie przeczytałam, choć zabieram się za niego zaraz po dokończeniu komentarza.
Solanówna ma jaja, ja to bym się chyba zes... Narobiła pod siebie na jej miejscu. Nie dość że ten durny mebel musiał być słyszany w całym wszechświecie, to jeszcze książka sobie zaczęła zwyczajnie gadać w jej rękach. Ale zacznijmy od tego, że mi by się nie chciało w ogóle wyjść, żeby sprawdzać jakieś dziwne wiadomości.
Moment, w którym pan "dla przyjaciół Krystian" przeżył chwilę konsternacji pod tytułem "Niech będzie Krystian" Podobał mi się chyba najbardziej.
A jeszcze jedno podstawowe pytanie. Któż to przesłał jej te liściki? Szpiegi! Wszędzie szpiegi! Ale jak się wysilił. Ewelka musiała najpierw pomyślnie przejść eliminacje, a dopiero później dostała prawdziwy tytuł. Jeszcze musi wiedzieć czego szukać i świat uratowany (bądź zniszczony) :D
Mogłabym jeszcze dużo popisać, ale nie będę przeciągać. Jeszcze chcę przeczytać chapter 41 zanim wyjdę do szkoły.
Pozdrawiam i niech wen będzie z tobą