środa, 13 sierpnia 2014

Chapter 41

                Ewelina puściła się biegiem jak tylko zamknęła za sobą drzwi od magazynu. Bibliotekę znała jak własną kieszeń, więc nie miała problemów z poruszaniem się po ciemku. Niestety nowy znajomek, co chwila podrzucany w torbie, klął na czym świat stoi. Miała prawdziwe szczęście, że materiał dość dobrze tłumił to złorzeczenie, inaczej mogłaby narobić sobie niezłego bigosu.
            Biegnąc korytarzami prosto do wieży pomarańczowych, mijała pierwszych studentów zmierzających na zajęcia, czy też do stołówki. Dopiero wtedy zorientowała się jak wiele czasu spędziła idąc za tajemniczymi wskazówkami.
— O cześć! — Paulina wyłoniła się zza zakrętu dość niespodziewanie. — Właśnie cię szukałam. — Oznajmiła w pośpiechu, od razu chwytając Solan za rękę. — Zapomniałaś, że mamy dziś poranny dyżur na eliksirach?
            Oczywiście, że Ewelina zapomniała o całym bożym świecie, kiedy tylko postanowiła odnaleźć pozycję z tajemniczego listu. Nie pamiętała jak ważne miała zadanie w ten czwartkowy poranek.
            Każdy uczeń raz w semestrze odpowiadał za przygotowanie odpowiednich składników potrzebnych do odbycia się zajęć z eliksirów.
— Wiesz, że od tego zależy końcowa ocena semestralna? — Paulina wyglądała na lekko zestresowaną.
— No już idę, tylko wskoczę na chwilkę do pokoju. — Nie czekając aż koleżanka zaprotestuje, pobiegła do wieży pomarańczowych, by wśród szpargałów zostawić Krystiana. Książka mocno protestowała, ale kiedy tylko Ewelina zawinęła ją w miękki, zimowy sweter umilkła, a po chwili z głębi słychać było już tylko ciche pochrapywanie.
— Strasznie się wleczesz, wiesz! — Paulina chwyciła koleżankę za rękę jak ta tylko pojawiła się na korytarzu. — Jak nie zdążymy pokroić tych wszystkich zielsk, to normalnie cię ukatrupię.   
            Dziewczyny biegły co sił w nogach, aby zdążyć na czas i kiedy już prawie były w sali na drugim piętrze, Ewelina z głośnym łoskotem z kimś się zderzyła.
— Ała!!! — Spod plątaniny rąk i nóg dało się słyszeć jęki. — A niech to kurczaki i wodne kłaki! — Amelia Gawron odrzuciła w tył burzę różowych włosów. — Sorki, sorki moja wina, zaczytałam się. — Dziewczyna szybko zaczęła składać porozrzucane notatki.
            Ewelina również pozbierała zarówno swoje cztery litery, jak i torbę z której posypały się zeszyty i podręczniki.
— Nic się nie stało. Poważnie. — Solan pomogła podnieść się dziewczynie, kiedy tylko pochowała wszystkie szpargały. — Nic ci nie jest?
— Spoko, spoko będę żyć. Ucierpiała jedynie moja duma.
            Paulina nie wytrzymała i w końcu parsknęła niezwykle donośnym śmiechem.
— Cześć Ami. — Rzuciła kiedy tylko nieco się uspokoiła.­
— O siemasz Poli. Nie zauważyłam cię.
— Jak będziesz trzymać nos tylko w książkach to przegapisz znacznie więcej.
— To wy się znacie? — Ewelina była zdezorientowana.
— Nom. Mamy razem astrologię.
— No i od dziś eliksiry. — Amelia podrapała się po różowej głowie. — Nie bardzo dogadywałam się z latawicami ze swojej grupy. Czy jesteście wstanie uwierzyć, że czepiały się mojego wyglądu? Że niby nie poważna jestem, że jak w ogóle śmię psuć im widoki swoim kolorem włosów! — Gawron była naprawdę poruszona.
— Głupie jakieś. Moim zdaniem do twarzy ci w tym kolorze. — Ewelina uśmiechnęła się przyjacielsko i wyciągnęła w stronę dziewczyny dłoń. — Ewelina. Ewelina Solan. — Przedstawiła się z gracją. — Miło mi.
— Mnie również. Amelia Gawron. Dla przyjaciół Ami.
— Skoro masz z nami zajęcia to znaczy, że jako trzecia będziesz kroić te paskudztwa? — Paulina podeszła do drzwi od sali i nacisnęła na klamkę, a ta cicho stęknęła wpuszczając dziewczyny do środka.
— To moja kara. Profesorce nie spodobał się mój pożegnalny numer. Uznała, że włosy latawic w kolorze tęczy, nie jest najlepszym sposobem na rozwiązywanie nieporozumień. Phi… Jakby wyzywanie mnie od wariatek było nieporozumieniem. No cóż. Każdy orze, jak może. Powiedziałam, że pożałują i pożałowały, a reszta to margines błędu. Jak ogolą się na łyso, to zaczną im na powrót odrastać blond kłaki, a do tego czasu… — Teatralnie zawiesiła głos. — Smuteczek.
            Ewelina zaśmiała się widząc z jaką butą w głosie Amii opowiada swoją historię i niemal natychmiastowo polubiła tą nieobliczalną, różowowłosą pannicę. Na pierwszy rzut oka było widać, że dziewczyna umie o siebie zadbać.
— Ekhę! — Paulina najpierw pokazała na zegarek na nadgarstku, a potem na salę. — I tak jesteśmy nieco spóźnione. Pokrójmy to badziewie i miejmy to za sobą, zgoda?
           

            Krojenie martwych roślin i nie tylko (tak moi drodzy, w skład eliksirów wchodzą również takie produkty jak: żabie oczy, rybie pęcherze, odciski mandragor, skrzydła nietoperzy, pajęcze odwłoki, łuski trytonidów i tym podobne), nie należy do najmilszych zajęć, ale w miłym towarzystwie czas zawsze szybko płynie i nim którakolwiek się zorientowała, do klasy weszła profesor Dagmara.
— Czy drogie panie skończyły?
Wszystkie pokiwały zgodnie głowami, odstawiając na półki ostatnie z uzupełnionych stolików.
— Dobrze, w takim razie możemy zacząć zajęcia.
Profesorka cofnęła się po resztę uczniów i już po chwili cała klasa wypełniona była przyciszonymi rozmowami studentów.
Dziewczyny zajęły jedną z ostatnich ławek, ustawiając wszystkie potrzebne ingrediencje przed sobą. Żukowska zamknęła drzwi i rozpoczęła zajęcia o przyrządzaniu eliksirów leczniczych.
Ewelina choć starała się ze wszystkich sił skupiać się na zajęciach, w pewnym momencie przegrała ze zmęczeniem i po prostu usnęła.
Śnił się jej wielki, stary i opuszczony dom, obrośnięty bluszczem. Martwe wnętrze wiało dziwną, niespokojną wonią od której wszystkie włoski na ciele dziewczyny stawały dęba. Ewelina chciała uciec z tego miejsca jak najdalej, ale nie mogła. Coś ją przyzywało, ciągnąc za ukrytą w ciele duszę.
— Nie. Proszę! — Z oczu ciekły łzy, a gardło przeżerał strach. Dziewczyna wiedziała, że jeśli tam wejdzie stanie się coś niedobrego. Niestety nikogo nie było w okolicy, a jej słowa cichły zaraz po opuszczeniu zsiniałych z zimna ust.
— Choć do mnie. Przyjdź do mnie. Bądź moją. — Głos który odezwał się w jej głowie, był przerażająco chłodny i zupełnie nieludzki. Jakby pozbawiony tej esencji uczuć, którą posiada każdy z nas.
— Nieee!!!
Ewelina ocknęła się w momencie kiedy jej ciało miała pochłonąć ciemność. Niestety ostatni krzyk wyrwał się z ust i poszybował prosto do uszu profesorki, która momentalnie wyczuła co się święci.
— Panno Solan, jeśli zamierza pani spać na moich zajęciach to proszę się nie fatygować i zostać następnym razem w łóżku. Ani ja pani nie będę przeszkadzać, ani pani mnie. Zrozumiano.
— Najmocniej przepraszam. — Głos był cichy i lekko się trząsł. Dziwne, złe przeczucie nie chciało od niej odstąpić. — Obiecuję, że to się więcej nie powtórzy.
Czerwona jak burak usiadła z powrotem na miejsce, gdzie do końca lekcji skrzętnie robiła notatki. Dopiero kiedy opuściły salę odważyła się odezwać do koleżanek.
— Wielkie dzięki, że mnie obudziłyście. — Dodała nieco urażonym tonem.
— Próbowałyśmy. — Ami odezwała się jako pierwsza.
— Dobre pięć minut tobą szturchałyśmy. Nagle pobladłaś jak ściana i strasznie spadła ci temperatura ciała.
— Daj spokój miałam wrażenie jakbym dotykała lodu. Gdybyś sama się nie obudziła krzycząc, wzięłybyśmy cię do szpitala. To nie było normalne. Co się tam stało? — Amelia wyglądała na naprawdę zatroskaną i gdyby nie to, że przed chwilą Ewelina zrobiła z siebie głupca przed całą grupą, z pewnością byłaby jej wdzięczna.
— Nic. Po prostu ostatnio nie bardzo sypiam.
— To może przez to, że masz te problemy z mocą? Powinnaś iść do Dymka. — Różowowłosa poklepała Ewelinę po ramieniu na co ta zareagowała z prawdziwą furią.
— A ty skąd o tym wiesz?! Co!? A może już cała szkoła plotkuje jak to zablokowałam dostęp do swojego źródła?! — Mówiąc to do oczu napłynęły łzy. Była zła i roztrzęsiona. — Nie twoja sprawa, ani nie twój interes więc nie wpychaj swego różowego czerepa w sprawy, które cię nie dotyczą!
Mówiąc to widziała jak bardzo uderza słowami w dziewczynę, ale nie miała zamiaru odpuszczać.
— Jesteś nie sprawiedliwa! — Paulina stanęła w obronie Ameli. — Ona się zwyczajnie o ciebie martwi tak jak ja. Nie widziałaś siebie! Wyglądałaś jakbyś… jakbyś umarła do ciężkiej cholery!
Słowa wypowiedziane przez Czarnecką dolały oliwy do ognia.
— To trzeba było się na mnie nie gapić, jak ci to przeszkadzało! — Mówiąc, a raczej wykrzykując te słowa, odwróciła się na pięcie, po czym pobiegła w stronę wieży. Nawet nie zauważyła jak profesor Dagmara dołączyła do dziewczyn i zaczęła wypytywać o powód wrzasków. Było jej wszystko jedno. Nie chciała w tej chwili patrzyć na nikogo, a zwłaszcza na te dwie.


Solan wpadła do pokoju jak burza, chwyciła za kostkę należącą do swego ojca, zapakowała kilka rzeczy takich jak stary pamiętnik, Krystiana, grubą bluzę i ulubiony pled, po czym szybkim tempem ruszyła do wyjścia ze szkoły.
            Tego dnia nie miała zamiaru kisić się w murach uczelni. Zbyt dużo myśli i niewyjaśnionych spraw krążyło wokół niej by mogła normalnie skupić się na nauce. Robienie z siebie debila na kolejnych zajęciach odpadało.
            Szła powoli by nie wzbudzać podejrzeń. Nie wiedziała czy opuszczanie uczelni jest legalne czy też nie, ale wolała się zabezpieczyć. A nóż widelec ktoś mógłby ją cofnąć do klasy? Tego z pewnością by nie przeżyła.
            Żwir cicho chrzęścił pod adidasami, kiedy skręciła w wydeptaną ścieżkę. Zbocze wzniesienia na którym stało Collegium było naprawdę strome i Ewelina musiała naprawdę uważać, aby nie zjechać na dół na swoim tyłku.
            Kiedy w końcu dotarła na schowaną wśród drzew polankę, rozłożyła pled, usiadła na nim, wyciągnęła pamiętnik i zaczęła czytać
            Pierwsze kartki poświęcone były życiu codziennym Katarzyny. Ewelina z chęcią zagłębiała się we fragmenty pełne różnych opisów tak barwnych, że w pewnym momencie poczuła jakby tam była.
            ”[…]23 kwietnia 1916 roku
            Sądzę, że Aurelia okaże się moją prawdziwą przyjaciółką taką na śmierć i życie. Nie wydała mnie nawet, za cenę szlabanu u Atylli. Cieszę się, bo dzięki temu znów mogłam spotkać się z Lorienem.
Oh jaki on uroczy i szarmancki. Przyznam, że nie spotkałam dotąd żadnego mężczyzny, który przypominałby go choć w najmniejszym stopniu. Jest niczym egzotyczny owoc. Tak słodki, że mogłabym go schrupać. Uh. Nie wiem co się ze mną dzieje, ale na samą myśl o jego smukłych ramionach i długich, czarnych włosach przewiązanych na karku rzemieniem, rumienię się niczym pensjonarka. Jest taki uroczy i te jego oczy… Błękitne, bezdenne jeziora.
Nie wiem czemu, ale czuję się przy nim zupełnie inaczej. Jakbym mogła powiedzieć mu wszystko co we mnie siedzi, nawet to o czym sama przed sobą boję się głośno przyznać. Jest w nim taki spokój i coś czego nie potrafię nazwać. Zadziwia mnie w każdej minucie, jakby był rzeką, nieustająco zmienną, a jednak wciąż tą samą. Moje uczucia do niego wciąż rosną i chyba niedługo będę gotowa by przyznać się przed samą sobą, że między nami rodzi się coś więcej. […]”
Ewelina przerzuciła kilka kolejnych kartek czytając o rosnącym uczuciu do chłopaka ze świata magii. Czuła w środku nutkę zazdrości, która cały czas dręczyła, gdy kolejne fragmenty opisywały potajemne i nie do końca legalne schadzki, a także niesamowite przygody jakie Katarzyna przeżywała wraz ze swoimi przyjaciółkami.
Solan czuła jakby dziewczyna z kart pamiętnika, była żywa, a na dodatek stała tuż obok i zachęcała do wędrowania po jej czasach. Zaprzyjaźniła się z nią, sama nie wiedząc kiedy.  Ewelina miała wrażenie, że coś je łączy. Z początku było to coś nieuchwytnego, ale niebawem odkryła prawdę.
„[..]06 Lipiec 1918 roku
Dziś śnił mi się prawdziwy koszmar i choć nie do końca go pamiętam, odnoszę wrażenie, że coś zaczyna się dziwnego wokół mnie dziać. Z początku nie chciałam tego dostrzegać, ale ostatnie zdarzenia są niepodważalnym dowodem, że wplątałam się w coś o czym nie mam bladego pojęcia. Nie mogę o wszystkim napisać, bo nie wiem, czy ktoś nie znajdzie mojego pamiętnika, ale dam upust chociaż części emocjom jakie we mnie narastają.
Wszystko zaczęło się tydzień temu, kiedy Lorien zabrał mnie do tamtych ruin. Gdybym wiedziała, że weekend właśnie tak się zakończy, nie zgodziłabym się na jego prośby. Mój ukochany skrywał bowiem przede mną prawdziwą tajemnicę, którą postanowił mi wyznać właśnie tego felernego dnia. Cieszę się, że obdarzył mnie takim zaufaniem, ale boję się, że mogę go zawieźć. Nie należę do jego świata. Jeszcze nie, poza tym jak mam kontynuować egzystencję znając prawdę? To tak jakbym skakała z urwiska udając, że się boję, a w rzeczywistości znając prawdę, że to jedynie płytki jar. Kłamstwa nie są moją specjalnością.
Gdybym nie poszła do tych ruin wciąż żyłabym w nieświadomości… Poza tym od tamtego czasu ciągle miewam koszmary, które nie dają mi spać i dręczą duszę. Ktoś mnie wzywa, czuję to, nie jestem jednak pewna, czy chcę odpowiedzieć na to wołanie… Topię się, zalewana własnymi obawami… i jeszcze te bóle w klatce piersiowej i niepokojące migreny. Boję się, że znów zemdleję…[...]”
Ewelina nie mogła oderwać oczu. Czyżby Katarzyna cierpiała na te same dolegliwości?
[…] Nie mogę znieść tej obłudy i tego, że na HŚMie ciągle karmią nas wyssanymi z palca bajeczkami. Ile jeszcze kłamstw powstanie by ukryć prawdę? Czy ktoś w ogóle wie co było prawdą?
Lorien dostał list z domu i od tamtej pory chodzi zbity jak pies. Nie wiem w czym problem, bo nie chce mi powiedzieć, ale wiem, że to coś związanego z moją osobą. Patrzy na mnie w taki osobliwy sposób, jakbym za chwilę miała zniknąć. Tuli mnie i całuje z takim żarem, jakbyśmy przeżywali nasze ostatnie chwile. Boję się przyszłości, choć nie mam pojęcia co dla nas naszykowała.
[…] Wciąż nie mogę uwolnić się od tych koszmarów. Nasilają się z każdym kolejnym miesiącem, a dziś dodatkowo miałam trudności z dNsość prostym zaklęciem. Nie wiem co się ze mną dzieję. […]
— Czy nikt cię nie uczył w jakich warunkach należy przetrzymywać książki?
Ewelina słysząc lekko zachrypnięty głos, aż podskoczyła niczym rażona prądem mucha.
— Bogowie! Chcesz, żebym dostała zawału? — Solan spojrzała na leżącą na pledzie książkę.
— Głupia dziewucha z ciebie. Jeszcze mi okładka nawilgnie przez tą piekielną wilgoć. Natychmiast zabierz mnie w jakieś suche miejsce! — Krystian nie dawał za wygraną. W końcu kto normalny nie posłuchałby się gadającej książki?
— Przesadzasz. — Ewelina delikatnie pochwyciła tomiszcze w dłonie i podniosła by lepiej się mu przyjrzeć. — Nie mieliśmy okazji dłużej porozmawiać, a mam do ciebie kilka pytań dotyczących tej prawdziwej historii o której mówiłeś.
Krystian prychnął urażony.
— I po to wynosisz mnie gdzieś w jakieś kszaczory?! — Głos Eustachego był coraz bardziej nadąsany i Ewelina zaczęła się obawiać, że ten znów popadnie w dziwny i niezwykle humorzasty nastrój.
— Świat Magii Historia Prawdziwa to nie byle jaka historia. Nie należy o niej słuchać w niezbyt sprzyjających warunkach takich jak te. Wolałbym pogadać jak będziemy siedzieć w ciepłym wnętrzu przy kominku. Kiedy M.E.R mnie pisała, często siedzieliśmy przy kominku popijając wino korzenne. — Głos tomiszcza zrobił się dziwnie nostalgiczny.
Ewelina patrzyła na książkę zastanawiając się kim była autorka, a także jak książka mogła do cholery pić.
— Dobrze. — Krystian otrząsnął się jakby chciał pozbyć się wspomnień, po czym zaczął. — Wszystko zaczęło się od zdrady…


I jak podobał wam się kolejny chapter? Mam nadzieję, że zaszczepiłam w was nieco ciekawości i mimo iż notka pojawiła się prawie dwa miesiące później, to wybaczycie mi ten chroniczny brak czasu, a także brak internetu. Dziś jednak mogę się pochwalić. W moim domku mam ogólnoświatowy dostęp do sieci, tak więc będę pojawiać się częściej :) Poza tym sezon się kończy i może znów zacznę mieć dwa dni wolne w tygodniu, a nie tylko jeden.

Wiecie ile można zrobić w jeden dzień wolny? Niewiele. No ale nie przedłużając :) Rozdział dedykuję Ces i niech się cieszy ;p Mam nadzieję, że po wakacjach uda mi się doprowadzić CMa do dawnej świetności :p Buźka robaczki :D

3 komentarze:

  1. Zaklepuję! Tym razem naprawdę skomentuję, w końcu debiut MNIE jako postaci! ♥
    (Ale to jak zbetuję wszystkie to wtedy skomentuję wszystkie zaległe i wgl. U mnie jak w banku, wiesz o tym).

    xoxo
    Ces

    OdpowiedzUsuń
  2. Siemcia, tak się cieszę, że czapter wyszedł! *-* Przede wszystkim plusy za wyraźną zmianę stylu pisania w pamiętniku. Rzuca się w oczy i naprawdę ma znaczenie. Wciąż niewiele się wyjaśniło (w takim momencie skończyć rodzdział? Rowciu, za co? ;_;), ale najwyraźniej Ewel jest na dobrej drodze. A Różową już lubię, charakterna. Polcia chyba też się z nią dogadała :D
    To ten, czekam na kolejne i życzę wszego naj ♥

    OdpowiedzUsuń
  3. No to cześć :) Zostałam nominowana do przeczytania twojego bloga i skomentowania go. Pierw się przeraziłam, bo 41 rozdziałów i ich długość - jak ja dam radę to wszystko przeczytać w ciągu 7 dni? No nie dam rady!
    Jednak gdy zaczęłam czytać tak zakochałam się w Ewelinie i jej historii, że połknęłam rozdziału w ciągu paru dni i chcę więcej! Ogólnie bardzo podoba mi się twój styl - szczególnie w pamiętniku. Lubię twoje bogate słownictwo, a w szczególności w opisach.
    Przy plusach, zawsze muszą być jakieś minusy - po przeczytaniu trzydziestu rozdziałów oczy zaczęły mi wysiadać. Moim zdaniem czcionka powinna być odrobinę jaśniejsza.
    Jeśli możesz, informuj mnie o nowych rozdziałach :)
    we-are-oneness.blogspot.com
    #RóżoweCiasteczka - http://goo.gl/VtjGXi

    OdpowiedzUsuń

Zaczarowani

Filmiki