sobota, 3 stycznia 2015

Chapter 43

Solan stanęła przed biurem profesora Jabłońskiego mocno poddenerwowana. Nie darzyła psychologów specjalnym zaufaniem, a do wszelakich spotkań ze specjalistami, podchodziła raczej bez entuzjazmu. Kto jak kto, ale ona miała dość duże pojęcie jak wyglądają takie „wiece” i wcale nie śpieszyło się jej na kolejne. Nawet jeśli tym razem miało to być spotkanie z magicznym specjalistą.
Ewelina wiedziała, że już nie może się niczym wykręcić. Poprzedni poniedziałek Ambroży postanowił jej odpuścić, gdy opowiedziała bajeczkę jak to jeszcze nie jest gotowa na stawienie czoła swym koszmarom, jednak tym razem nie miała tyle szczęścia.
Głęboko zaciągając się powietrzem, kilkukrotnie przełknęła głośno ślinę i dopiero wtedy nacisnęła na żelazną klamkę. Drzwi cicho skrzypnęły wpuszczając ją do niewielkiego, ale dość przestronnego, jasnego pomieszczenia, będącego gabinetem szkolnego psychologa.
Jabłoński siedział, za drewnianym biurkiem, pogrążony w lekturze. Zupełnie nie zauważył, że ktoś go odwiedził i dopiero kiedy Ewelina odkaszlnęła, zwrócił swój wzrok w jej kierunku.
— Ach jesteś moja droga! — Zawołał zadowolony, zdejmując zarazem cienkie okulary i zamykając książkę. — Cieszę się, że Amelia tak szybko do ciebie dotarła. Może spoczniesz? — Gestem dłoni wskazał leżankę stojącą pod strzelistym oknem. Sam wyszedł zza biurka i zajął wielki, zielony, nieco wyświechtany, skórzany fotel.
Ewelina nie mając większego wyboru, usiadła we wskazanym miejscu, opuściła głowę i zaczęła bawić się dłońmi czekając na nieuniknione. Pytania, na które wcale nie miała ochoty odpowiadać.
— Nie wyglądasz najlepiej. — Ambroży stwierdził fakt w tak normalny sposób, że dziewczyna aż zmarszczyła brwi ze zdziwienia. Zazwyczaj psycholodzy traktowali ją jak delikatnie nadtłuczone jajko, na które trzeba uważać, jeśli nie chce się mieć jajecznicy na drogim garniturze. Jabłoński zdawał się odchodzić od wszelakich kanonów jakie znała. Już sam ubiór (stary, powyciągany i definitywnie od dawna niemodny sweter, sztruksowe, obcisłe, brązowe dzwony) i poczochrana czupryna, wskazywały, że będzie to zupełnie inne spotkanie.
— Powinnam podziękować?
— Ha! — Ucieszony profesor, aż klasnął z radości. — Humor się ciebie trzyma, więc to znaczy, że jesteśmy na dobrej drodze!
— Słucham? — Ewelina dała się zaskoczyć i wciągnąć w rozmowę, choć przed wejściem zarzekała się, że nie będzie ułatwiała pracy Jabłońskiemu choćby w najmniejszym stopniu. Skoro ona cierpiała, on mógł się natrudzić, aby z niej to wszystko wyciągnąć. To, by w jakiś sposób mógł jej pomóc, nie wierzyła. W końcu sama nie rozumiała co się z nią dzieje. Raz była pełna energii, zapału i chęci walki z przeznaczeniem, po chwili znów czuła się jak wybrakowana zabawka, której nikt nie chce.
— No i dobrze, że mnie słuchasz. — Mężczyzna kliknął trzymanym przez siebie długopisem, po czym sięgną po leżący nieopodal notes. — Zaczniemy wszystko od początku, aby niczego nie pominąć i dojść do tego jak możemy zaradzić na to co się stało.
— Oczywiście. — Dziewczyna znów powróciła do zabawy dłońmi. Zawsze tak robiła, kiedy natrętni psycholodzy starali się wyrwać z niej wszystko to, co ona starała się pogrzebać na dnie świadomości. „Jak się z tym czujesz?” Pytali w kółko, a Ewelina miała ochotę rozbić im coś ciężkiego na głowach. Bo jak ma się czuć młoda dziewczyna, która właśnie straciła jedynego przyjaciela i zarazem kochającego ojca? No jak? Przecież nie będzie skakać z radości, ani o tym wszystkim opowiadać, każdemu kto chciałby posłuchać. Nie. Śmierć to temat dość ciężki, o którym się nie mówi. O śmierci się milczy, zachowując w pamięci obrazy, które dla innych może nic nie znaczą, ale dla nas… dla nas samych są wszystkim.
— Będziemy musieli wrócić do tego, co wydarzyło się podczas zajęć dla nieobdarzonych. Wiem, że może nie ufasz mi i nie chcesz przywołać pewnych wspomnień… — Profesor zrobił znaczącą pauzę. — ...ale wiedz, że mogę ci pomóc. To jak bardzo będę potrafił wesprzeć cię w twym cierpieniu, zależy tylko i wyłącznie od twojej osoby. Nie zrobię nic wbrew, a jeśli nie będziesz ze mną szczera, nasze spotkania nie będą miały sensu. Musisz zadecydować sama, tu i teraz. Nikt nie ma prawa wybierać tego jak masz żyć, ani tego jak masz sobie z tym wszystkim radzić. Twoje życie należy do ciebie.
Solan nie wiedziała jak zareagować na słowa psychologa. Nikt do tej pory nie obarczał jej osoby wyborem. Zawsze mówili co ma robić, jak się zachowywać by nie martwić matki lub by wszystko sobie poukładać. Wskazywali jej drogę bez możliwości wyboru. Teraz było inaczej i sama już nie wiedziała, czy to dobrze.
— Ja… — Słowa nie bardzo chciały wyjść z wyschniętych, ust. Więzły w gardle dławiąc i wywołując zimny pot na całym ciele. Chciała wydusić z siebie jak jest jej źle, jak dręczą ją koszmary, jak bardzo się boi. Zamiast jednak tych wszystkich słów, które może by i pomogły, rzuciła tylko — …nic nie pamiętam.
Jabłoński przymknął oczy i przez chwilę trwał w milczeniu.
— Dobrze. No cóż. W takim razie widzimy się za tydzień. Możesz wracać do zajęć.
Ewelina podniosła się z miejsca i skinęła głową. Jabłoński uśmiechnął się przyjaźnie, ale dziewczyna czuła, że nie był to ten sam uśmiech co na początku ich spotkania. Jakby mężczyzna przegrał jakiś zakład. Rozczarowanie mieszało się z determinacją.
W głębokim lesie, pośród prastarych dębów, wilk zawył żałośnie. Jego głos niósł się wśród drzew, a cała leśna zwierzyna ucichła, bowiem nawet najmniejszy spośród gryzoni wiedział, że gdy pan tutejszej puszczy płacze, nic ani nikt nie jest bezpieczne.
Fanny przestała zbierać chrust i uniosła głowę. Wiatr przyniósł nie tylko płacz ranionego zwierzęcia, ale i słodkawo metaliczny zapach. Zapach krwi.
Staruszka rozejrzała się niespokojnie i odruchowo sięgnęła po sztylet schowany w pochwie pod wełnianą kamizelą. Chrust upadł pod stopy staruszki z głośnym trzaskiem towarzyszącym łamanym gałęziom.
— Nie lękam się zła, gdyż jego korzenie są mi znane. Co znane strachem nie bywa podszyte! — Wypowiedziana formuła zawsze wywoływała przyjemne mrowienie w okolicach klatki piersiowej.
— Zło nawet znane bywa okrutne ponad miarę. — Głos który odpowiedział Fanny, był chłodny i potężny. Zawierał w sobie prawdziwą moc, jakiej nie da się opisać słowami, a od której wszystkie włoski na ciele stają dęba.
— Nawet dobro bywa okrutne. — Odpowiedziała rozpoznając w rozmówcy Pradawnego.
— Dobro bywa okrutne jedynie w ostateczności. — Słowa przestały dobiegać zewsząd, teraz skrystalizowały się w postaci staruszka z długą, zieloną brodą z mchów i porostów, w płaszczu z drzewnej kory i glinianych butach.
Fanny mimo swego wieku, pokłoniła się nisko. Znała Pradawnego najpierw z legend zwykłych wieśniaków, później gdy przeprowadziła się do lasu, również z rozmów jakie z nim stoczyła, nigdy jednak nie ukazał się jej osobiście. Był w drzewach, w śpiewie ptaków, w wietrze, w bagnach, owadach i zwierzętach, dziś przyszedł do niej niemal w ludzkiej postaci.
— Witaj przyjaciółko. — Uśmiechnął się z jakąś taką troską wymalowaną na obliczu.
— Witaj przyjacielu. — Odpowiedziała pochylając głowę z czcią. Pradawny nie był bogiem, choć wielu właśnie tak uważało. On był duchem natury, krążącym w najstarszych matecznikach na calutkim świecie.
— Choć raduje się me serce, że znów możemy cieszyć się swą obecnością, muszę przekazać ci ostrzeżenie.
­­­­Fanny podniosła siwą głowę i spojrzała z niepokojem na swego rozmówcę. Słowa, które Pradawny właśnie wymówił, spełniały najgorsze spośród jej koszmarów.
— A więc zaczęło się. — Rzuciła schylając się po chrust.
— Niebawem wojna rozpocznie się na dobre. Czas, stania w cieniu dobiegł końca i nawet ja będę musiał opowiedzieć się po którejś ze stron.
— Bogowie…
— Twoi bogowie już dawno zapomnieli kim są, a ludzie zdradzili ich pamięć.
Staruszka zamilkła układając sobie wszystko w głowie. Kiedy była pewna podjętej decyzji, skinęła Pradawnemu głową i ruszyła w stronę chaty.
Duch natury uśmiechnął się pod mchowym wąsem, po czym rozpłynął się w porannej mgle.
Paulina właśnie przepisywała z tablicy kolejne informacje, kiedy po swojej prawicy usłyszała miarowe chrapanie. Powoli odwróciła się w stronę czerwonowłosej koleżanki, która nie robiąc sobie nic ze słów profesor Wiktorii (a tej raczej nikt nigdy nie ignorował), właśnie ucinała sobie drzemkę.
Nie chcąc sprawić by Ewelina gwałtownie została wyrwana ze świata snów, delikatnie potrząsnęła jej ramieniem.
— Ewel to naprawdę nie jest dobry pomysł. — Paulina obserwowała profesorkę, która wyglądała dziś na wyjątkowo wściekłą. Stojąc tyłem do klasy, wypytywała poszczególnych studentów, a gdy któryś nie odpowiedział w przeciągu kilkunastu sekund, kazała wychodzić mu z zajęć. Pytania były proste, ale trzeba było przecież czuwać, aby zareagować w odpowiednim momencie.
— Ewel no weź się obudź. — Tym razem Paulina była o wiele mniej delikatna i po prostu trzepnęła Solan w głowę.
Dziewczyna chrząknęła i podskoczyła na krześle zrzucając ze stołu całkiem pokaźnych rozmiarów tomiszcze. Książka upadła z głośnym hukiem na podłogę, robiąc wystarczająco rumoru by zaciekawić krwiożerczą Krawczyk.
— Panna Solan widać, aż rwie się do odpowiedzi. — Głos profesorki ociekał słodyczą, co u większości studentów wywoływało drżenie kolan. To tak jakby drapieżnik właśnie szykował się do ataku na swą niczego nieświadomą ofiarę. — Nie każmy zatem czekać tak pilnej uczennicy. — Drwiła w najlepsze, odrzucając na plecy gruby warkocz rudych włosów. — Czy powiesz mi jakie magiczne istoty występują na obszarze terytorium Polski? Albo może wymienisz grupę magicznych drapieżników z terytorium dajmy na to… Niemiec? Słucham.
Ewelina wyrwana ze snu przez dobre kilka sekund nie bardzo wiedziała gdzie jest, a kiedy w końcu oprzytomniła, było już za późno.
— Niestety nie wiem pani profesor.
— Jak to tak? — Krawczyk oparła się o biurko i przekrzywiając głowę, zaczęła przyglądać się studentce z teatralnym zdziwieniem. — Przecież właśnie przez ostatnie pół godziny mówię na ten temat. Czyżby to znaczyło, że wcale, ale to wcale moje słowa do ciebie nie dotarły? A może masz za krótką pamięć?
Solan milczała, nie chcąc jeszcze bardziej zaognić już i tak kiepskiej sytuacji.
— Dobrze. Niech stracę. Możesz podać mi odpowiedź z notatek. — Lodowaty błysk satysfakcji wymalowany w oczach profesorki, był obezwładniający. Ewelina po prostu nie mogła zareagować, a zerkanie po skosie do notatek Pauliny było w tym momencie zbyt trudne. —  Dziwne. — Wiktoria podrapała się w zamyśleniu po brodzie. — Z tego co pamiętam, kazałam notować, ale w twoim przypadku zeszyt służy jedynie za poduszkę, więc trudno się dziwić. Proszę abyś zabrała swoje rzeczy i natychmiast opuściła moją klasę. Nauka jak widać nie jest dla każdego.
Ewelina chciała coś powiedzieć, ale naprawdę miała wrażenie, że w tej sytuacji tylko pogorszy relację z profesorką. Powstrzymując łzy zbierające się w oczach, spakowała graty do torby, po czym jako jedyna tego dnia, opuściła salę zajęć.
Paulina wypuściła wstrzymywane od dłuższej chwili powietrze. Żałowała, że w ogóle dotknęła koleżankę i czuła się winna zaistniałej sytuacji. Ale czy mogła zareagować inaczej? Czerwonowłosa coraz częściej bywała na zajęciach po prostu nieprzytomna, a kiedy Paulina próbowała dopytać się o co chodzi, ta zbywała ją machnięciem dłoni i szybką zmianą tematu. Czarnecka poważnie niepokoiła się o Ewelinę, która ostatnimi czasy schudła, poszarzała i wydawała się wiecznie nieobecna, jakby myślami krążyła gdzieś w innym uniwersum.
— Czy panna Czarnecka ma coś do dodania? — Wiktoria odwróciła spojrzenie od zamykanych drzwi, prosto na Paulinę. — Odpowie panna na pytania, czy chce dołączyć do koleżanki?
Dziewczyna chciała pomóc Solan, ale mściwe oblicze Krawczyk wydusiło z niej wszystko co zapamiętała z lekcji, a było tego całkiem sporo.


Poniedziałek to najgorszy dzień tygodnia. Każdy to wie. W końcu jak można lubić dzień, który jest wierzchołkiem góry lodowej całego tygodnia?
Ewelina nienawidziła poniedziałków. Dawniej były jej obojętne, lecz teraz… Teraz wszystko było nie tak, a każdy kolejny poniedziałek był zwiastunem nowych kłopotów.
Idąc pod ścianą ze zwieszoną smętnie głową, zastanawiała się czym sobie zasłużyła na to co ją spotykało. Przecież nigdy nikomu nie szkodziła, a wręcz wszystkim w miarę możliwości, służyła pomocą. Nigdy nie odwracała się od potrzebujących, a nawet oddawała to co miała dla siebie. Dlaczego zatem teraz musiała tak cierpieć?
Myśli tego typu dręczyły ją przez cały czas, a teraz jeszcze doszło wyrzucenie z zajęć. Rozumiała, że zasypianie na lekcji nie było najlepszym z pomysłów, ale przecież była tak strasznie zmęczona. Powieki wcale się jej nie słuchały, opadając co i rusz. Nie mogła z tym walczyć zwłaszcza, że ostatnimi czasy spała coraz mniej, a mózg po prostu  przestawał trzeźwo myśleć.
Od utraty swego wewnętrznego źródła, działy się z nią naprawdę niepokojące rzeczy. Jak choćby ta nieustanna świadomość, że ktoś ją obserwuje. Oczywiście na domiar złego Ania dalej się do niej nie odzywała, mimo listu z przeprosinami, a Sandra zajęta nowymi znajomymi, już w cale nie miała dla niej czasu.
Ewelina została sama z tym wszystkim i nie bardzo wiedziała jak to ugryźć. Pamiętnik nieznanej dziewczyny i Eustachy stali się jej najbliższymi przyjaciółmi i choć dostarczali jej wielu informacji, zupełnie nie rozwiązywali tych wszystkich węzłów jakie coraz mocniej zaplątywały się w głowie. Każdy kolejny dzień powodował u niej jedynie coraz większe otępienie i poczucie, że coś jej umyka.
Czarę goryczy tego parszywego poniedziałku, przelało kolejne nieszczęście. Nie tylko profesor Wiktoria postanowiła pozbyć się najsłabszego ogniwa. Także na zajęciach z Historii Świata Magii oraz nawet Opanowaniu Umiejętności Magicznych, profesorowie przygotowali niezapowiedziane testy. Oczywiście Solan oblała każdy z nich, zupełnie nie mogąc przypomnieć sobie najprostszych faktów.
­— Brakuje jeszcze zielarstwa do kompletu i będę mogła pogratulować sobie wyjątkowo udanego — tu pokazała dłońmi cudzysłów — dnia.
— Daj spokój. — Paulina poklepała koleżankę po ramieniu. — Nie może być przecież aż tak źle. Na pewno udało ci się zaliczyć historię. Przecież sama nie tak dawno cię odpytywałam no i ten referat, który wygłosiłaś. Był świetny. — Dziewczyna ze wszystkich sił starała się być wsparciem, ale po minie Eweliny widać było, że nie bardzo jej to wychodzi. — No przecież nie zapomniałaś wszystkiego. To… to po prostu niemożliwe.
Solan westchnęła przygryzając dolną wargę. Owszem nabazgrała kilka stron z odpowiedziami, ale wszystkie daty tak jej się pokręciły, że na końcu nie była pewna już niczego, a zdania przez nią napisane, zdawały się być cholernie ogólnikowe.
— Pufff! — Zawołała nagle.
— Co puf? — Paulina nie bardzo nadążała.
— Po prostu pufff. Tak właśnie zrobiła cała wiedza jaką miałam w głowie. Powiedziała sobie pufff i znikła zostawiając pustkę i chyba coś na kształt fasolki.
Dziewczyna próbowała robić dobrą minę do złej gry. Nie chciała obarczać Pauliny swymi problemami, od tego miała przyjaciółki…
Na samo wspomnienie dziewczyn, w żołądku wybuchła supernowa, a w gardle dziwnie wyschło. Powoli przymknęła oczy czując się naprawdę cholernie zmęczona.
Jakby cały wszechświat się na nią uwziął i wykorzystywał każdą najmniejszą sekundę spokoju, uderzeniem nowych nieszczęść.
— Choć. — Paulina pochwyciła Ewelinę pod ramię i pociągnęła w czeluść sali. — Nie każmy na siebie czekać. — Uśmiechnęła się tym swoim rozbrajającym, szczerym uśmiechem numer dziewięć, starając się tym samym dodać Ewelinie nieco otuchy.
Obie szybko przeciskały się między studentami, chcąc zająć miejsce w samym końcu sali. Ewelina uparcie twierdziła, że wśród liści paproci i bluszczu czuje przypływ pozytywnych wibracji. Paulina nie dała się jednak tak łatwo zwieść. Wiedziała doskonale, że liście wspomnianych roślin, służyły koleżance jako idealna zasłona przed oczami wykładowcy.
Daria Jasińska nie dała się jednak tak łatwo zwieść kamuflażowi. Kiedy tylko wszyscy zajęli wolne miejsca, a w sali zapanowała względna cisza, rozpoczęła swój własny pogrom.
— Panna Solan! — Zawołała zza biurka, karmiąc przy tym rosiczkę o dźwięcznym imieniu Zygfryd.
Dziewczyna chcąc nie chcą, wyszła ze swej kryjówki i stanęła twarzą w twarz z kolejnym tego dnia upokorzeniem.
— Powiedz mi, które z wymienionych na ostatnich zajęciach roślin, mają właściwości lecznicze?
Ewelina przygryzła dolną wargę i zmarszczyła brwi próbując pobudzić „coś na kształt fasolki” do jakiegokolwiek działania. Zamiast jednak przypomnieć sobie odpowiedzi poczuła, że oczy zachodzą jej mgłą, a w uszach przeraźliwie zaczyna dzwonić. Potrząsnęła głową dwukrotnie i mocno zacisnęła powieki. Nie mogła teraz odpłynąć, nie przy wszystkich i to wywołana do odpowiedzi.
— Nie pamiętam. — Rzuciła tylko, aby ukrócić przedłużającą się ciszę.
Coś było z nią cholernie nie tak. Przecież jeszcze nie tak dawno robiła spis wszystkich poznanych roślin, dlaczego właśnie teraz nie mogła sobie nic przypomnieć?
— Dziękuję. — Jasińska zmarszczyła gniewnie brwi. — Kto zatem może odpowiedzieć na to pytanie? Nie każcie mi wierzyć, że mam do czynienia z bandą półgłówków, która nie umie przypomnieć sobie co robiliśmy na ostatnich zajęciach. — Jej głos choć opanowany, brzmiał naprawdę gniewnie.
— Panna Dąbkiewicz. Proszę uratować honor grupy.
Dziewczyna o burzy  brązowych loków, podniosła się ze swego miejsca i zaczęła wymieniać całą zapamiętaną florę.
Psorka słuchała z zaciekawieniem co jakiś czas wtrącając dodatkowe pytania, aby wyciągnąć z odpowiedzi jak najwięcej szczegółów. Kiedy studentka skończyła i zajęła swoje miejsce, Daria rozpoczęła zajęcia praktyczne.
— Oficjalnie ogłaszam ten poniedziałek, dniem najbardziej z pośród dupniastych dni ever. — Ewelina wyciągnęła książkę i szybko otworzyła na odpowiednim rozdziale.
— Naprawdę nie mogło być gorzej. — Mówiąc to nawet nie miała pojęcia, że zdarzenia do jakich miało niebawem dojść, sprawiały iż ten właśnie poniedziałek będzie jednym z jej najmilszych wspomnień.



Przyznać się szczerze kto myślał, że umarłam, albo co gorsza opuściłam internety na zawsze? O ile w ogóle tu ktokolwiek jeszcze zagląda :( Nie przedłużając zatem - żyję, mam się całkiem nie najgorzej i wróciłam do pisania. Przed nami siedem najbliższych rozdziałów, które będą przy okazji końcem pierwszego tomu opowieści o przygodach Eweliny Solan.
Dla tych co czasem tu wpadają i czytają moje wypociny: dziękuję za wytrwałość i cierpliwość. Mam nadzieję, że rozdział się wam podoba i dalej będziecie mnie odwiedzać. 
Serdecznie pozdrawiam...

14 komentarzy:

  1. Ja wpadam! Nawet, jeśli się nie odzywam.
    Rozdział dobry, ssiesz w przecinkach, za mało różowych kłaków ;)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Wiem, że ssiem :p czekam, aż mnie porządnie odessiesz XD Ale to poczekaj, aż ci dam przeredagowany pierwszy tom w wersji tej nie blogowej, a książkowej :) Czyli jeszcze troszkę :p

      Usuń
  2. O tym odcinku można powiedziec tylko jedno: nie może być przecież tak źle w nieskończoność. Bo co jeszcze? W sumie wkurzyła mnie tym, że zasnęła u Krawczyk XD No ale ja to rozumiem no :c Serio mam nadzieję, że niebawem dodasz kolejny rozdział, bo brak komentarzy jest spowodowany głównie brakiem systematyczności ;) Pozdrawiam! :D

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. No wiem, wiem :D ale cieszę się, że chociaż wy dwie mnie jeszcze odwiedzacie :p Z pewnością się poprawię. No bo już dzisiaj wzięłam się za ostatni rozdział z pierwszego tomu, a to chyba coś, prawda? :p

      Usuń
  3. Mój pierwszy komentarz na tym blogu! Ale mam podjarę ;)
    Kiedy zaczynałam czytać tego bloga nie sądziłam, że tak się wkręcę w tą opowieść. I że będę tak mocno rozpaczać, że jeszcze tylko siedem rozdziałów!
    A rozdział... No cudowny! Jak zwykle zresztą.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Dziękuję i miło, że w końcu się odezwałaś :) Dobrze wiedzieć, że ktoś czyta te moje wypocinki. Co do ilości rozdziałów, to nie martw się :D Siedem do końca tomu pierwszego, a potem jeszcze dwa kolejne :D

      Usuń
  4. Dobra, przepraszam, że komentuję dopiero teraz, ale nie mam usprawiedliwienia.
    Dodałaś rozdział (przedni zaiste) dzień przed moimi urodzinami! Wyobraź sobie jak się ucieszyłam na tak wspaniały, choć nieświadomy, prezent c:
    Ale jak to siedem? A następne tomy będą? A na blogu, czy w mniej elektronicznej, a bardziej papierowej wersji? A zechcesz kiedyś pójść z tym dziełem (jeszcze bez arcy, bo nie skończyłaś, a koniec może być różny, ale i tak wiem, że będzie wspaniały, coś strasznie dzisiaj słodzę, nie?) do jakiegoś wydawnictwa i uszczęśliwić świat przygodami Ewelinki? Jak już dodasz ostatni rozdział, to przeczytam całą historię jeszcze raz, od początku do końca, żeby mieć przed sobą całość i rozkoszować się nią, bo muszę przyznać, iż te wieki i milenia, które upływają między jednym dodaniem przez ciebie posta a drugim nie wpływają dobrze na pamięć, ale ja nie narzekam! Wręcz przeciwnie! Cieszę się, że coś się tu od czasu do czasu pojawia.
    A przechodząc do fabuły rozdziału, to chciałam ci powiedzieć, że jeszcze trochę, a zostaniesz drugim Georgem R. R. Martinem, wystarczy, że zabijesz jeszcze parę osób i skomplikujesz życie kilku następnym. Proszę, nie znęcaj się tak nad biedną Solanówną. Co ona ci takiego zrobiła. Ale szczerze powiedziawszy jej stan przypomina mi mnie czasami, kiedy wiem, że powinnam wiedzieć to, co mam wiedzieć, ale kompletnie nie wiem, gdzie ta wiedza zwiała. Właściwie jak to się stało, że Rewelka zapomniała wszystkiego czego się nauczyła? Na pewno jest jakiś powód ku temu, a ty nie zdradzisz jaki, bo dowiem się w następnych rozdziałach, czy coś takiego. :P
    To z tym puuuf! było boskie. Bardzo mi się podobało. Więcej takich!
    Wojna! Wojna! Wojna! Ale dlaczego wojna? Czy tej sprawy nie da się rozwiązać pokojowo?
    Julia, nie bądź taką pacyfistką, przylać im! I dobrym i złym!
    Wiesz co Julia? Masz rację. Skopać im zady!!!
    Uspokójcie się obie, bo ktoś może pomyśleć, że mam osobowość wieloraką!
    Eeee, no to zmieniając temat (i tego powyżej nie było), czy Ewelina dosiądzie Nightmare`a, jak Śmierć Pimpusia w nadchodzącej i raczej nieuniknionej wojnie, z płonącym mieczem w ręce i razem ze swoim wierzchowcem rozgromią towarzystwo? Błagam, proszę, klęczę przed tobą nawet. powiedz, że tak.
    Czas kończyć ten przydługi komentarz nie na temat, tylko jeszcze wyrażę chęć, aby Ewelina w końcu odzyskała przyjaciółki.
    Pozdrawiam, pa i niech wen będzie z tobą!
    PS A moje teorie spiskowe z psychiatrą, rektorką, i wszystkimi innym dalej aktualne, zwłaszcza, że wizyta u psychologa jest taka ze wszech miar podejrzana (według mnie) ;)
    Miłego!

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Och kochana jak ja wielbię twoje komcie :D Ta długość mnie po prostu powala i wywołuje szczery uśmiech na twarzy. Taki w kształcie babanoska :D Cieszę się, że dalej jesteś ze mną i komentujesz w tak obszerny sposób. To najlepsze co mi się mogło przytrafić. Oczywiście, co będzie dalej to zdradzić nie mogę, ale przyznam, że pisanie ostatnimi czasy idzie mi naprawdę dobrze, więc jest szansa, że na kolejny chapter nie będziesz musiała aż tyle czekać. Zdradzić ci jeszcze mogę, że sama czytam od początku wszystkie rozdziały :) Dodaje je na wattpad czy jakoś tak i mogę dzięki temu czytać sobie w telefonie jadąc do pracy czy też wracając :p
      Teraz się pożegnam gdyż iż ponieważ bo muszę iść spać XD Rano do pracy XD Więc komu w drogę temu las :p
      Buźka i do następnego rozdzialiku :D
      Pozdrawiam :D

      Usuń
  5. Heeeeej :D
    Tak bardzo mi się podoba tw opowiadanie, że czekam, choć z niecierpliwością, na nast. Ciekawe co to za wydarzenia, które mają nadejść. Mam nadzieję, że Ewelina odzyska swoją magię i wszystko się w końcu wyjaśni ;)
    Pozdrawiam :*

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Witam cię w swych skromnych progach :) Cieszę się, że moja historia przypadła ci do gustu :) Mam nadzieję, że wpadniesz na kolejne rozdziały i również będą ci się podobać :)
      Serdecznie pozdrawiam :D

      Usuń
  6. Witam i zacznę dość nietypowo...

    Wiem, że nie jest to miejsce przeznaczone na tego typu sprawy, ale czuję, że właśnie na którymś z takich blogów będę w stanie odnaleźć to, czego szukam. A mianowicie? Poszukuję osoby/kobiety której tak samo jak mnie brak w życiu kogoś z kim mogłaby dzielić swoje pasje i zainteresowania, które są w moim przypadku dość nietypowe. Jeśli dobrnęłaś tutaj, czytając ten tekst, to znaczy, że być może poczujesz się zaintrygowana na tyle, żeby dowiedzieć się więcej o mnie i (kto wie) powiedzieć mi też więcej o sobie.

    Mam 22 lata. Nie ukrywam, że bardzo chciałabym znaleźć kogoś, kto zaangażowałby się wraz ze mną w tworzenie strojów (potocznie można to nazwać cosplayem) oraz wyjazdami na różnego rodzaju konwenty. Zaznaczam jednak, że nie chodzi mi o mangę i anime. Fantasy, Sci-fi, Postapo. To właśnie taka konwencja najbardziej mi odpowiada. Brak mi tego mentalnego zrozumienia, gdy przebywam w towarzystwie innych kobiet, nawet tych z klimatów. Łaknę przyjaźni dziewczyny z którą wreszcie połączy mnie jakaś niewidzialna nić, silna nawet mimo odległości. Chciałabym wreszcie móc podzielić się swoim nietuzinkowym podejściem do życia z kimś, kto jest oryginalny i niepowtarzalny. Nie chodzi więc o same konwenty. Chodzi o porozumienie, które zespoi na długie lata. Ciężko jest nie móc podzielić się z kimś radością płynącą z tworzenia, zwykłych spacerów i rozmów, albo konwentowych wyjazdów. Szukam pozytywnie zakręconej duszy. Jeśli więc nadal czujesz się choć trochę zaintrygowana po przeczytaniu tego tekstu, zaryzykuj, napisz do mnie. Kto wie, może to właśnie siebie poszukujemy...?

    szara.ciri@gmail.com

    OdpowiedzUsuń
  7. Po pierwsze to trochę mi się zbierało, żeby ten komentarz napisać, ale niedobre egzaminy za mną biegały, drąc się i gryząc mnie po kostkach. "Ucz się, ucz się!" - wrzeszczały, a ja myślę takiego! i wcale się nie uczyłam. No, więc przepraszam, że mnie tyle czasu tu nie było, wybaczysz mi, o pani?

    Po pierwsze i najważniejsze, to ja Eweliny niepokój i ogólne podejście do psychologów podzielam. Co jak co, ale nikt mi się nie będzie w głowie babrał. Już myślałam, że Ambroży będzie taki rozmemłany, stary piernik, ale jednak nie. Zaskoczył mnie pozytywnie, szczególnie tym, że cholercia umie mówić do rzeczy, a jego wypowiedzi nie ograniczają się do "yhm", "tak", "interesujące". No, ale szkoda mi Eweliny, bo dziewczyna się niedługo wykończy.

    Takim ślizgiem przechodzimy, do tego, że NIE ŚPI SIĘ NA LEKCJACH! To złe, niedobre i nawet rozumiem złość profesorki, ale też wiem coś na temat spanie, więc Eweliny nie potępiam. Samej mi się często zdarza zasnąć na jakiejś lekcji, a jak jeszcze o coś wyjątkowo nudnego...
    Nie rozumiem jednak, czemu od razu wyrzucać kogoś z sali. To nie było fair ta do końca... Trochę zrozumienia.

    Później Ewelinie też nie wiodło się najlepiej na innych zajęciach i na koniec to już naprawdę jej współczułam. Dostała biedna wycisk od całego świata. No normalnie jakby ktoś przestawił jakieś magiczne pokrętło i ustawił na niepowodzenia cały dzień. Ty chcesz chyba, żeby Ewelina się wykończyła, nie wiem co ty jej tam planujesz, ale to nie będzie nic miłego XD

    Dziadek Meszek mnie urzekł! Jak go sobie wyobraziłam, to nie mogłam przestać się uśmiechać. Zdecydowanie jego wygląd mnie rozbroił, no i to kolejny motyw! Jej już się nie mogę doczekać jak to rozwiniesz!

    OdpowiedzUsuń
  8. Kochany Robaczku! ♥
    Właśnie zostałeś nominowany do "Liebster Blog Award"! Szczegóły tutaj: http://i-lost-my-life-to-fandoms.blogspot.com/2015/01/liebster-blog-award.html
    Baw się dobrze!

    OdpowiedzUsuń
  9. Na pomackamy.blogspot.com pojawiła się ocena Twojego bloga (numer 80). Zapraszam.

    OdpowiedzUsuń

Zaczarowani

Filmiki