Ciemność. Ponoć właśnie ona była na początku
wszystkiego. Na początku życia i śmierci, miłości i nienawiści, magii i
techniki.
Ciemność. To właśnie ona otaczała Ewelinę z każdej
strony. Ciemność i przeraźliwa pustka.
Dziewczyna chciała się poruszyć, ale nie mogła. Znaczy
może nie tyle co nie mogła, a co nie bardzo miała jak. Bo w końcu jak można
poruszyć niczym? Czy to w ogóle jest możliwe?
Umysł Eweliny był w ciemności. Dryfował, albo stał,
czego nie była pewna. Myślała, mogła analizować, wspominać i odczuwać emocje,
jednak na tym kończyły się jej umiejętności. Była i nie była.
Kiedy tak roztrząsała stan w jakim się znalazła, jej uwagę
przykuła niewielka kula jasnego światła, która pojawiła się pośrodku ciemności
zupełnie znikąd. Była ciepłych barw i koiła nerwy. Dziewczyna czuła, że owo
„coś” żyje, rośnie i nabiera własnej świadomości.
Ciemność przestała być ciemnością. Jasne światło we
ciąż rosnącej kuli, łamało czerń, wynurzając z niej odcienie szarości.
Ewelina widziała jak dziwne ciało, nabiera mocy,
pęcznieje, budzi się i staje czymś innym. Nie potrafiła nazwać tego procesu,
ale wiedziała, że obserwuje coś niesamowitego. Coś czego niewielu miało okazję
kiedykolwiek zobaczyć.
Kiedy światło wgryzło się w najgłębszą czerń,
rozświetlając ją swoją osobą, nagle dziewczyna poczuła radość i coś, co budziło
magiczną energię będącą jej częścią.
Wszystko przyśpieszyło. Kula promieniała niczym
słońce, wydzielając z siebie zarazem witki mocy.
Magia. Dziewczyna zdała sobie sprawę, że oto jest
świadkiem powstania jądra magii, które od tysiącleci napędzało wszystkie
magiczne istoty.
Później były obrazy. Obrazy przeskakujące przed oczami
studentki z prędkością światła. Obrazy, które opowiedziały jej historię
powstania i narodzenia się magii na świecie.
***
— Przypominam, że jestem głową naszej szkoły!
— W tym momencie pani jurysdykcja nic nie znaczy! Stan
zdrowia panny Solan jest ciężki i nie pozwolę, aby przez pani widzi mi się, coś
jej się stało! Mam nadzieję, że wypowiedziałem się dość jasno!
Trzaski, przekleństwa i cisza. Tak właśnie wyglądały
pierwsze dźwięki jakie dotarły do uszu Solanowej. Próbowała nawet podnieść
powieki, ale były tak ciężkie. Tak strasznie ciężkie, że nawet najsilniejszy
kulturysta świata, nie mógłby ich unieść.
— Nadszedł czas końca.
Słowa te powtarzały się w myślach dziewczyny niczym
jakaś mantra. Wiedziała… Nie! Ona czuła, że wszystkie obrazy jakie obejrzała
podczas zaklęcia rzuconego przez bibliotekarza, były prawdziwe.
Ewelina Solan była światkiem powstania jądra magii, a
także narodzin i upadku wielu prastarych ras: elfów, orków, krasnoludów,
goblinów, awangelonów czy też smoków. Widziała wszystko i rozumiała. W końcu
udało się jej złączyć ze sobą ostanie spośród puzzli.
****
Świat Magii umierał od dawna. Rozłam wyrządzony zdradą
jednego z wiedzących, spowodował początek końca, którego mieli doświadczyć
niebawem na własnej skórze. Magia rozpadała się — wysychała niczym strumień
podczas wielomiesięcznej suszy. Umierała…
— Nie! — Ewelina zerwała się ze szpitalnego łóżka. Czoło
pokryte grubymi kroplami potu, było rozgrzane, a serce waliło jak oszalałe.
Powoli rozejrzała się w koło. Znów wylądowała w szpitalu.
Łóżko oddzielone od
innych białym parawanem, było niezbyt wygodne i pachniało tym specyficznym rodzajem
czystości.
Minęło kilka minut nim Ewelina uspokoiła skołatane nerwy
i próbowała wstać z posłania. Kiedy tylko oparła ciężar na lewej dłoni, poczuła
ukłucie bólu. Dopiero po chwili dostrzegła gips założony wokół lewego
nadgarstka.
— Jak dobrze, że się obudziłaś. — Dymek pojawił się koło
łóżka zupełnie znikąd. — Za nim cokolwiek powiesz, musisz wiedzieć, że jestem
po twojej stronie. — Dłuższa pauza i wyczekujące spojrzenie zielarza, niewiele
mówiło Ewelinie. Kiedy cisza znacznie się przedłużała, Marcin przyciągnął
taboret, usiadł na nim i z cichym westchnieniem zaczął masować czoło.
— Za nim pojawi się tu grono specjalistów, chcę żebyś
wiedziała, że nie możesz
nikomu powiedzieć co się
stało w bibliotece. Pożar był jedyną przyczyną utraty przytomności.
— Pożar? — Głos studentki był tak zachrypnięty, że Dymek
od razu sięgnął po kubek z miętą i podał go pacjentce. Z wdzięcznością przyjęła
naczynie i zwilżyła spierzchnięte wargi. Głowa dalej pulsowała bólem, tak samo
jak ręka, ale strach przyćmiewał pozostałe doznania. — Chyba nie rozumiem.
— Znaleziono cię dwa dni temu przygniecioną regałem w
magazynie. Wybuchł pożar, który ogarnął większą część zbiorów, na szczęście dla
ciebie doznałaś jedynie zatrucia dymem.
Ewelina zmarszczyła brwi i kręcąc głową z
niedowierzaniem, próbowała poukładać w głowie wszystkie informacje.
— Nie było żadnego pożaru. Byłam z Ignacym w magazynie i
rozmawialiśmy, a potem… — Urwała w pół zdania, zdając sobie sprawę, że
bibliotekarz okazał się być kimś innym niż podejrzewała na początku. Nie był
przyjacielem. Był… No właśnie kim?
— Profesor Ignacy zmarł tamtego wieczoru próbując
uratować najcenniejsze ze zbiorów.
— Cco?! — Kubek naparu wyśliznął się z trzęsących dłoni i
upadł na podłogę z głośnym trzaskiem.
— Ignacy Kostewicz nie żyje. — Dymek wyglądał na naprawdę
przygnębionego i zmęczonego. Jego barki przygniatał niewidzialny ciężar, który
sprawiał, że starzał się w oczach. Jakby nagle przybyło mu parę dekad.
Solan nie wiedziała co się dzieje. Przecież Ignacy nie
mógł umrzeć. Był potężnym magiem o czym mogła się przekonać, kiedy rzucił na
nią czar. Czy to możliwe by zabiły go zwykłe płomienie?
— Nie mamy zbyt wiele czasu, dlatego musisz zrozumieć
powagę sytuacji. Twoja przyjaciółka jest w wielkim niebezpieczeństwie. Oni
wiedzą, że połączyła się z Verą i nie pozwolą by coś przeszkodziło w ich
planach. Wszystko stało się zbyt szybko.
— Proszę nie. — Głos Eweliny był ledwie słyszalny.
— Słucham?
— Nie. Nie chcę. — Błękitne oczy wypełniły się łzami. Dziewczyna
zwiesiła głowę i podkuliła kolana.
— Nie rozumiem. — Medyk był zdziwiony.
— Nie chcę nic wiedzieć. Chcę zapomnieć i żyć normalnie.
Chcę skończyć szkołę, chcę się umawiać z facetami i chodzić na popijawy nad
Wisłą. Chcę żyć normalnie. — Głos drżał niemiłosiernie. Ewelina ze wszystkich
sił starała się nie szlochać, ale kiepsko jej to szło. — Proszę mnie zostawić.
— Nie mogę. Nie rozumiesz o co toczy się gra. — Dymek był
coraz bardziej poddenerwowany, a kiedy na korytarzu rozległy się czyjeś kroki,
na jego czoło wystąpiły kropelki potu. — Nie mamy czasu. Przykro mi. Teraz nie
mam wyjścia, ale któregoś dnia zrozumiesz.
Ewelina nie chciała wiedzieć co Dymek miał na myśli. Chciała,
żeby wszyscy dali jej święty spokój, a ona mogła dalej wieść życie normalnej
studentki Collegium Magicae. Nie chciała
nic wiedzieć i nic rozumieć.
— Przykro mi. — Te dwa słowa w usta medyka miały jakąś
niepokojącą nutę. Nim dziewczyna zorientowała się czemu, Marcin jedną dłonią
chwycił ją za usta odcinając dopływ tlenu, drugą zaś przyłożył do czoła, po
czym zaczął szeptać zaklęcie.
Zdezorientowana Solan próbowała wyrwać się z uścisku,
jednak ból który przyszedł, gdy ostatnia nuta przestała rozbrzmiewać, był nie
do opisania. Czuła jakby ktoś przyłożył do jej czoła rozżarzony metal. Chciała
błagać, kopać, gryźć i uderzać na oślep. Niestety. Umysł zaczęła otulać dobrze
znajoma ciemność, która szybko pożarła świadomość pozostawiając jedynie pustkę.
Chciałabym powiedzieć, że jestem dumna z powyższego teksu, że w końcu przełamałam złą passę. Niestety nic bardziej mylnego. Niemoc i brak czasu trwa. Nie poddałam się i dalej pamiętam o was, a także o CMie, ale idzie mi to bardzo opornie. Owy rozdział jest tego najlepszym przykładem. Przepraszam. Kajam się przed wami, ale wierzę, że wasze wsparcie i obecność pozwoli mi przetrwać i pognać dalej na skrzydłach wena :) Buziaki i do następnego mam nadzieję, że jeszcze w tym miesiącu :*:*:*
No nareszcie kochana. Czekałam, czekałam, czekałam i jeszcze raz czekałam. No i na szczęście się doczekałam. Rozdział trochę krótki, ale ważne że wciąż piszesz i pamiętasz o CM/ Rossanna
OdpowiedzUsuńJejku jak dobrze, że dodałaś ten rozdział bo myślałem, że zniosę jajko czekając na niego. Oczywiście jak zwykle jest cudowny mam nadzieję że zaraz dodasz kolejny bo moje pragnienie wiedzy na temat jak rozwinie się cała sytuacja jest ogromne .
OdpowiedzUsuńZ pozdrowieniami anonimowy anonim :)